To kolejne potwierdzenie tezy, że wspólna waluta była projektem bardziej politycznym niż ekonomicznym. Ciekawe, jak dalej ten „projekt
Czyli żeby uratować euro, trzeba ograniczyć demokrację? Czy „technokrata" Monti jest na tyle głupi, że nie za bardzo wie, co mówi, czy w zdenerwowaniu, że nie ma już czym spłacać rachunków, wyrwało mu się, co naprawdę sądzi?
Co ciekawe, na wielu anglojęzycznych portalach w omówieniach wywiadu Montiego ten fragment nie został przytoczony, a „Financial Times" i „Wall Street Journal" w ogóle go nie zauważyły. Tylko Bloomberg zaprezentował całość i przytoczył nawet opinie przedstawicieli niemieckich polityków, którzy stwierdzili, że takie antydemokratyczne pomysły są sprzeczne z europejskimi pryncypiami i że Europie potrzeba „nie mniej, tylko więcej demokracji".
Były minister finansów Włoch Vincenzo Visco stwierdził, że Niemcy „forsowały euro, by Europa zapłaciła ogromne koszty zjednoczenia Niemiec, a teraz są gotowi je porzucić" Zdaniem „Il Giornale" euro zastąpiło Niemcom „czołgi i samoloty" w podboju Europy. Prawie jak my mówimy o „ruskim" gazie, więc szykuje się chyba naprawdę ostry zakręt na osi Berlin-Rzym. We włoskich mediach pełno karykatur kanclerz Merkel z wąsikiem à la Hitler w mundurze SS.
Ale przecież to nie Niemcy „forsowały euro" tylko Francuzi, a faszyzm do Niemiec przywędrował z Włoch. I to dzięki kryzysowi i szalejącej inflacji. Na razie inflacji w Niemczech nie ma, choć Monti robi, co może, żeby była - domagając się od Niemców zgody na drukowanie euro na bailout Włoch. Może więc postępowa prasa europejska zatęskni za „prawicowcem" Berlusconim, bo jego popędy seksualne są zdecydowanie mniej groźne od zapędów dyktatorskich jego następcy.