Antydemokratyczny taniec

Obecna władza wystartowała pod sztandarem porzucenia błędów poprzedników. Efekt jest taki, że jej dominacja nad życiem społecznym stała się jeszcze większa – twierdzi publicysta

Publikacja: 04.10.2012 18:43

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Jak śmieszne są te częste powoływania się na demokrację i praworządność, gdy ich po prostu nie ma. Czym innym są procedury demokratyczne, zresztą bardzo ułomne w naszym kraju, a czym innym realne funkcjonowanie demokracji i praworządności - powiedział Jarosław Kaczyński do utworzonego przez posłów jego klubu zespołu obrony demokratycznego państwa.

To wystąpienie wpisuje się w swoistą wojnę na mity. Z jednej strony blok wspierający obecne władze maluje nam obraz idylliczny. Cieszymy się nieskrępowanymi wolnościami, zakłócanymi co najwyżej przez marginalne ludzkie błędy. Z drugiej zwolennicy PiS skłonni są mówić o panującej w Polsce dyktaturze. Padają jędrne porównania: czasem tylko do Białorusi, a czasem do PRL.

Mamy oligarchię?

Kaczyński powiedział, że w Polsce nie ma ani demokracji, ani praworządności, ale on o dyktaturze nie wspominał. Gdy przeczytać całe jego wystąpienie, można odnieść wrażenie, że bije na alarm z powodu fasadowości demokratycznych i praworządnościowych gwarancji, ale nie stawia kropki nad „i" co do opisujących obecny polski system. Stawia za to kontrowersyjną tezę: zmierzaliśmy już do demokracji, teraz się z niej wycofujemy.

Swoim zwyczajem, wyniesionym jeszcze z prawnych seminariów profesora Stanisława Ehrlicha, prezes PiS łączy tę czarną diagnozę ze społecznymi realiami. Ma rację, zauważając, że formalne gwarancje i procedury to ledwie część sukcesu demokracji, że społeczeństwo musi przybrać odpowiedni kształt, aby nie były one pozorne. Choć warto przypomnieć, że wiele razy w historii demokratyczny system nakładał się na nie w pełni demokratyczne stosunki, czasem na oligarchię, na pewno na stan społecznej nierównowagi.

Kaczyński twierdzi, że w Polsce dominuje jedna grupa społeczna, która „podporządkowała sobie prawo". Jednak jej nie nazywa. W latach 90. słusznie mówił o dawnej nomenklaturze, o profitentach takiego, a nie innego kształtu modernizacji, dziś jednak ten obraz byłby bardziej skomplikowany.

Jeśli nawet mamy do czynienia w Polsce z elementami układu oligarchicznego, jest to wiele oligarchii, związanych ze sobą luźnymi więzami. To są pewne grupy biznesowe, to są korporacje, możliwe, że wszystkie one postawiły na PO jako na partię status quo. Ale niemal marksistowska wizja rządów jednej klasy jawi się jako przesadna, formułowana dla jasnego określenia przeciwnika.

Nie oznacza to, aby nie była prawdziwa inna część tej diagnozy: mamy kłopot z demokracją, bo za wolno i nie w pełni wychodzimy z poprzedniego systemu. Tylko znów: nie my jedni, a wynika to nie tylko z panoszenia się oligarchów, ale z braku demokratycznych nawyków społeczeństwa. Jacek Karnowski sformułował niedawno na łamach „Uważam Rze" może przesadną, ale ciekawą tezę, że nasz region Europy cofa się do poziomu częściowych monopartii w różnych wersjach. W Polsce jest to kontrrewolucyjny wariant PO, ale na Węgrzech quasi-rewolucyjny # Orbana.

Coraz mniej kontroli

Dochodzą przemiany znane z całego demokratycznego świata. Materia rządzenia staje się coraz bardziej skomplikowana, stąd dominacja władzy wykonawczej nad parlamentami, stąd poczucie, że coraz słabiej kontrolujemy rządzących. Biskup Antoni Dydycz trafnie wychwycił to zjawisko, mówiąc, że Sejm nie ma wpływu na rząd, tyle że powiązał to wyłącznie z krytyką obecnej partii rządzącej. A przecież to konsekwencja ewolucji trwającej od lat.

W Polsce ta ewolucja jest jeszcze wzmacniana modelem skrajnie scentralizowanych, przypominających maszyny partii. Ten model daje dziś gigantyczną, zdecydowanie ponad miarę, władzę Donaldowi Tuskowi, który uzależnia od siebie już nie tylko ustawodawstwo, ale bez mała całe życie społeczne, skoro pośrednio kontroluje także i samorządy - celnie opisuje to zjawisko Jan Rokita.

Ale Kaczyński jest kandydatem do schedy po nim. Jeśli dziś mówimy o pełnym uzależnieniu posłów partii rządzącej od Tuska, przypomnijmy sobie, jak w roku 2007 Kaczyńscy spowodowali zawieszenie w prawach członka Klubu PiS Pawła Zalewskiego, polityka, który jako szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych próbował zadawać pytania „swojej" minister.

Naturalnie ten proces alienacji władzy będzie się pogłębiał w miarę komplikowania samej machiny państwowej. Na poziomie Unii Europejskiej kontrola jest całkowitą fikcją: prawo to domena wąskiej kasty wtajemniczonych albo grup lobbystycznych. Jak można mówić o demokracji, kiedy treści umowy ACTA nie ogarniali ani głosujący nad nią europosłowie, ani negocjujący ją z ramienia polskiego rządu urzędnicy?

Zarazem to przenoszenie problemu na coraz wyższe piętra czy opisywanie ich globalnego charakteru nie powinno nas zwalniać z konkluzji elementarnej. Obecnej władzy przytrafiły się nieomal wszelkie możliwe grzechy. Jeśli premier Tusk wygłosił piękny referat o zaletach autonomii szkół wyższych na Uniwersytecie Jagiellońskim, to przypomnijmy, że jego minister groziła w roku 2009 tej uczelni kontrolą w odwecie za jedną pracę magisterską, niezgodną z linią partii rządzącej. Gdyby na progu III RP, kiedy zrywaliśmy z peerelowskimi restrykcjami, ktoś sobie wyobraził taką sytuację, i to za 20 lat, zostałby wyśmiany.

Mrożenie inicjatywy

Kaczyński przypisuje całe zło Platformie. Od 2007 roku maszerujemy, i to pospiesznie, w drugą stronę - mówi. I znów, nie traktujmy go jak eksperta, rzecz jest bardziej skomplikowana. Nie zapomnę sceny z roku 1995, kiedy minister sprawiedliwości z SLD Jerzy Jaskiernia odwołał ze stanowisk prezesów sądu obwinianych o sądowe wyroki nieodpowiadające interesom Aleksandra Kwaśniewskiego. Burzącym się w sejmowej komisji posłom opozycji sympatyczny skądinąd Krzysztof Janik odpowiedział: wygrajcie wybory, a będziecie mogli krzyczeć.

Każda ekipa i partia miała tu swój „dorobek". Raz stawialiśmy krok ku pełniejszej demokracji i praworządności, raz się od niej oddalaliśmy. Jeśli odczuwam większy niepokój wobec obecnej ekipy rządzącej, to dlatego, że kontrola nad nią, nie tylko ta formalna, ale i ta społeczna, wynikająca z mnogości instytucji społeczeństwa obywatelskiego, jest bardziej iluzoryczna niż kiedykolwiek. A tym samym ochota na to, aby szkodzić konkurencji, większa. Wyświechtane hasło, że każda władza korumpuje, ale absolutna korumpuje absolutnie, znajduje tu zastosowanie.

Zacznijmy od przykładu rzuconego także przez Kaczyńskiego: procedur parlamentarnych. Coraz większa dominacja większości nad mniejszością to znowu następstwo wieloletnich tendencji. Obdarzanie marszałka nieomal absolutną władzą nad porządkiem dziennym sięga czasów AWS. Wtedy tłumaczono to większą skutecznością rządzenia.

Tyle że różne kultury polityczne nadają różny sens podobnym rozwiązaniom. Wielka władza spikera Izby Reprezentantów w USA jest rozmiękczana obyczajem: główne decyzje zapadają po konsultacjach z opozycją. W Polsce władza w parlamencie stała się za to, na skutek atmosfery brutalnej partyjnej wojny, narzędziem bezwzględnej dominacji.

Tu akurat recepta byłaby stosunkowo prosta. Kazimierz Ujazdowski z PiS przygotował pakiet zmian w regulaminie: zakładają miedzy innymi ograniczenie zasady „mrożenia" niepochodzących od większości projektów i dopuszczanie na każdym posiedzeniu choć jednego wniosku partii opozycyjnych. Tyle że na razie tę inicjatywę „mrozi" marszałek Ewa Kopacz. Większość ma kłopoty z samoograniczeniem się.

Fasady praworządności

Trudniej jest przełożyć tę filozofię na całość życia społecznego. A przecież mamy do czynienia ze wszelkiego typu patologiami: od zmiany ustawy o zgromadzeniach utrudniającej organizowanie manifestacji po sprowadzenie instytucji komisji śledczej do nic nieznaczącej fasady.

I znowu, w kraju, gdzie obowiązuje dobry obyczaj, przepisy prezydenckiej noweli umożliwiające władzom samorządowym większe panowanie nad porządkiem nie byłyby niebezpieczne. Podobnie jak zasada, że parlamentarne śledztwa zależą od zgody i są kontrolowane przez większość (której często dotyczą).

Ale nie w Polsce, gdzie partia większości zdolna jest uczynić wicemarszałkiem Sejmu człowieka znajdującego patologiczną przyjemność w upokarzaniu polityków opozycji (Stefana Niesiołowskiego). Tu obowiązuje zasada z filmu Barei: „Mamy pana płaszcz i co nam pan zrobi". Trwa swoisty wyścig na obwinianie się o tę atmosferę. PO wraz z popierającymi ją mediami przedstawia jako antydemokratyczną poprzednią ekipę. I rzeczywiście, w koncepcję mobilizacji całego państwa w walce z korupcją i bałaganem była wpisana pewna nadgorliwość. Ale, co ciekawe, pozbawiona samodzielnej większości w parlamencie PiS-owska ekipa zostawiła po sobie niewiele zmian uderzających realnie w obywatelskie państwo.

Czy dlatego, że się samoograniczała, czy nie miała realnych możliwości swobodnego działania - rzecz warta oddzielnej dyskusji. Dla kontrastu oskarżana o to samo władza obecna wystartowała pod sztandarem porzucenia błędów poprzedników. Efekt jest taki, że jej dominacja nad życiem społecznym stała się jeszcze większa, a podejrzenie, że służby specjalne inwigilują polityków, cofa nas do lat 90. Ludzie Tuska to robią, bo... mogą. Bo nie napotykają na silny opór mediów, przeciwnie - ich aktywność na polu rozprawiania się z przeciwnikami budziła aplauz znacznej części elit.

Dla tej aktywności charakterystyczny jest brak innych motywacji poza umacnianiem własnej pozycji oraz ukrywanie tego umacniania za fasadą pozornych rozwiązań prawnych. Na przykład formalnie uwolnienie prokuratury spod rządowej kontroli wcale nie jest gwarancją jej faktycznej niezawisłości, choć zwalnia rząd od obowiązku tłumaczenia się. Ostatnia historia z prezesem sądu gotowym do czapkowania przed premierem pokazuje, że ważniejsze jest poczucie istnienia realnego ośrodka dyspozycyjnego od ustrojowego kształtu takiego czy innego modelu.

Wygrajcie wybory

Rzucana czasem w odpowiedzi przez prorządowych komentatorów dawna uwaga posła Janika: „to wygrajcie wybory", naturalnie fałszuje rzeczywistość. Opozycja ma prawo domagać się poszanowania standardów, zanim władza się zmieni, a brak takich standardów coraz bardziej utrudnia zmianę rządowej ekipy.

Jednocześnie w tym haśle jest coś realistycznego. Rzeczywiście trudno jest zadekretować symetryczność społecznych potencjałów, trzeba ją sobie wywalczyć. Gdyby PiS dokonał heroicznego wysiłku i jednak wziął władzę, wbrew wszelkim przeciwnościom, wtedy dopiero miałby szansę na korygowanie dziś niewzruszonego układu sił - wpływając na kształt społeczeństwa, na przykład na rynek medialny. Inna sprawa, że takie korygowanie rodzi nowe dylematy i podejrzenia. Znowu ktoś pomaga sobie łokciami.

Na razie to problem teoretyczny. Jesteśmy skazani na chaotyczne i bezowocne wpływanie na obecną władzę, aby trzymała się zasad i procedur. Z tego punktu widzenia powstanie parlamentarnego zespołu patrzącego platformerskim rządom na ręce to zjawisko pozytywne. Nawet jeśli wszystkie deformacje demokracji i praworządności zrzuci on na barki Tuska, a prawda będzie bardziej skomplikowana.

Autor jest publicystą „Uważam Rze"

Jak śmieszne są te częste powoływania się na demokrację i praworządność, gdy ich po prostu nie ma. Czym innym są procedury demokratyczne, zresztą bardzo ułomne w naszym kraju, a czym innym realne funkcjonowanie demokracji i praworządności - powiedział Jarosław Kaczyński do utworzonego przez posłów jego klubu zespołu obrony demokratycznego państwa.

To wystąpienie wpisuje się w swoistą wojnę na mity. Z jednej strony blok wspierający obecne władze maluje nam obraz idylliczny. Cieszymy się nieskrępowanymi wolnościami, zakłócanymi co najwyżej przez marginalne ludzkie błędy. Z drugiej zwolennicy PiS skłonni są mówić o panującej w Polsce dyktaturze. Padają jędrne porównania: czasem tylko do Białorusi, a czasem do PRL.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń