Sondaże sugerują, że po niedzielnych wyborach do litewskiego Sejmu zakończy się kariera Andriusa Kubiliusa w roli szefa rządu. Najdłużej urzędującego premiera Litwy. I lidera konserwatywnej partii Związek Ojczyzny, na poziomie europejskim działającej w jednej drużynie z Platformą Obywatelską i Polskim Stronnictwem Ludowym. Partia Kubiliusa i on sam pod wieloma względami to wymarzeni partnerzy dla polskich konserwatystów, prawicowców, nawet tych bez dodatku „centro”. A jednak to okres jego czteroletnich rządów był najgorszy w stosunkach polsko-litewskich od 18 lat, czyli od podpisania traktatu między naszymi państwami.
Cząstki wspólne
Konserwatyści litewscy mogą polskim zaimponować i obroną przed rosyjskim orężem energetycznym, i obroną krzyża na forum europejskim, i wspieraniem krytykowanego w Europie węgierskiego rządu Viktora Orbana. A niektórym także walką z tak zwaną propagandą homoseksualną, choć nie była to inicjatywa Związku Ojczyzny i wielu jej polityków było jej przeciwnych.
W tych wszystkich sprawach nie ma lepszego sojusznika niż patriarcha litewskich konserwatystów, pierwszy przywódca kraju po wyrwaniu się spod buta Moskwy Vytautas Landsbergis. Na zasiadającym obecnie w Parlamencie Europejskim Landsbergisie można polegać, gdy chodzi o krytykę stawiania pomnika Mao we Francji czy piętnowanie zachodnich polityków za zbyt łagodną ocenę stalinizmu i radzieckich opresji.
Andrius Kubilius wziął na siebie rolę największego wroga Gazpromu w Unii Europejskiej. Najpierw udało mu się wprowadzić w życie unijną zasadę, że producent surowca nie może być jednocześnie jego dystrybutorem. Teraz wraz ze swoim ministrem energetyki przyłączył się do kilku innych państw, w tym Polski, walczących przed międzynarodowym arbitrażem o obniżenie gazpromowskich cen, wyższych niż tych dla państw zachodnich.
Premier Kubilius nie ustaje też w próbach zapewnienia Litwie niezależności w zakresie produkcji energii, z całych sił wspiera budowę nowej elektrowni atomowej, która ma (najwcześniej za osiem lat) zastąpić zamkniętą na żądanie Brukseli siłownię Ignalina. I jednocześnie usiłuje wydobyć od Rosji informację, w jakim celu wznosi ona, i to w przyśpieszonym tempie, elektrownię atomową przy granicy z Litwą w obwodzie kaliningradzkim. Czyli mającym ledwie milion mieszkańców regionie Rosji, który nie potrzebuje tyle nowej energii. A więc będzie ją zapewne chciała sprzedawać za granicę, może do państw, które razem z Litwą chciały kiedyś budować nową Ignalinę (Łotwa, Estonia i Polska).