Po pierwsze - ze stwierdzenia szefa rządu wynika, że bez pracy może być jedynie zły politolog oraz że każdy dobry spawacz pracę sobie znajdzie. I już nieprawda - jak powiedział szef warsztatu samochodowego w „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. Dobry spawacz może być także bez pracy, do czego walnie przysłużył się właśnie sam pan premier, prowadząc politykę sprzyjającą znacznej redukcji miejsc pracy dla spawaczy, choćby i najlepszych. Przede wszystkim - stoczni. No, ale w końcu pomoc publiczna jest w Unii generalnie zakazana, a Polska jest przecież bardzo prounijnym krajem. Więc jak odpowiedni komisarz pogroził paluszkiem - Warszawa natychmiast karnie wstąpiła do szeregu. A że tam inni coś podobno mącili, że Niemcy swoim zakładom pomagali… No, jeśli oni chcą być tacy antywspólnotowi, to ich sprawa. Polska będzie odważnie kroczyć w awangardzie przestrzegania zasad. Choćby to miało nas kosztować tysiąc miejsc pracy dla spawaczy.
Po drugie - co ma zrobić dobry politolog, który nijak roboty znaleźć nie może? Podpowiadam: może postudiować politykę od podstaw w praktyce, czyli nająć się na kasę do supermarketu albo do ładowania skrzynek na pakę. Pozna w ten sposób dogłębnie skutki polityki robionej pod hasłem „nie róbmy polityki”. Bezrobocie wśród młodych dobija do 20 procent, ale - jak stwierdził sam premier w ostatnim czasie - jest jeszcze dużo do zrobienia. I niech nikt nie twierdzi, że nie damy rady dobić do 25 procent. Co mamy nie dać?
Po trzecie - nadprodukcja politologów. Trzeba przyznać, że to nie Tusk jako pierwszy uznał, iż w jakiś tajemniczy sposób w przypadku szkolnictwa wyższego ilość przejdzie w jakość. Mechanizm tej cudownej przemiany - równie realnej co wymarzona przez średniowiecznych alchemików przemiana metalu w złoto - dotąd pozostał niewyjaśniony. Nie wytłumaczył go żaden z przedstawicieli władzy, tej czy którejkolwiek z poprzednich, zachwycający się rosnącą masowością wyższego wykształcenia.
Trochę zatem wcielił się Donald Tusk w Radio Erewań. „Czy to prawda, że w Polsce każdy dobry spawacz znajdzie pracę, a zły politolog nie?”. „Prawda, z tym że nie do końca. Dobry politolog też roboty nie znajdzie, a dobry spawacz tylko co dwudziesty”. Jedno natomiast jest pewne: dla kiepskiego historyka robota jest. I to jaka!
Autor jest komentatorem dziennika „Fakt”