Kres unijnej solidarności

Twarda walka o budżet tę i tak już poobijaną Unię może rozbić jeszcze bardziej – ostrzega publicysta „Rzeczpospolitej"

Publikacja: 02.11.2012 18:07

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Pięćdziesiąt miliardów euro mniej? – Potrzebujemy odciąć trzy albo cztery razy tyle – odpowiedziała szwedzka minister ds. europejskich Birgitta Ohlson pytana we wtorek o stanowisko jej rządu w sprawie propozycji sprawującego obecnie przewodnictwo w UE Cypru, dotyczącej budżetu UE na lata 2014–2020. Rząd w Nikozji zaproponował zmniejszenie wieloletnich ram finansowych właśnie o 50 mld euro, czyli o ok. 5 proc. w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej.

Zdaniem polskich negocjatorów propozycja Cypru, która koncentruje się głównie na oszczędnościach w polityce spójności, utrudni osiągnięcie porozumienia na szczycie UE 23–24 listopada. Wtedy budżet ma zostać zaakceptowany przez europejskich przywódców.

Pieniądze i zasady

Sytuację pogorszył wynik środowego głosowania w brytyjskim parlamencie. Eurosceptyczni posłowie zaproponowali poprawkę, która wzywa Davida Camerona do jeszcze ostrzejszego stanowiska wobec budżetu UE. Sęk w tym, że stanowisko brytyjskiego premiera i tak było już bardzo ostre. Zapowiadał on nawet weto. Powtarzał, że zaakceptuje tylko taki budżet, który będzie dobry dla interesów jego kraju, a zamrożenie budżetu na poziomie z lat 2007–2013 będzie odpowiadało Wielkiej Brytanii.

Bogate państwa północy (Austria, Niemcy, Holandia, Szwecja) dotychczas chciały obniżenia budżetu o 100 miliardów wobec propozycji Komisji Europejskiej (początkowo zapisała ona 1033 mld euro). Brytyjscy eurosceptycy domagają się redukcji aż o 200 mld, co oznaczałoby zejście nawet poniżej ram finansowych na lata 2007–2013, gdy wynosiły one ok. 860 mld (nie mówiąc już o nawet o inflacji w tym czasie).

Te sygnały nie tylko są niepokojące dla Polski, ale każą się również zastanowić nad sytuacją całej Unii Europejskiej.

Jasne jest, że w trakcie negocjacji wszyscy grają wyżej od oczekiwań. Polska i inne nowe kraje UE domagają się więcej, niż mogą dostać, a państwa bogatsze, które są płatnikami netto funduszy unijnych, domagają się większego ograniczenia budżetu. Wszystko po to, by w pewnym momencie osiągnąć kompromis.

Tyle że do kompromisu może nie dojść. To pierwsze, niebezpieczeństwo. Po drugie, skoro pieniądze są tym, co tak ostro konfliktuje dziś unijnych przywódców, warto zapytać, co łączy państwa Unii Europejskiej.

Jedna z najważniejszych zasad, jaką kierowała się Unia była europejska solidarność, a więc gotowość silniejszych i bogatszych do dzielenia się ze słabszymi i biedniejszymi. Solidarność ta nie była oczywiście wyłącznie altruistyczna: bogatsze państwa na ogół zyskiwały dzięki rozwojowi biedniejszych – najpierw było to źródło tańszej siły roboczej, a w miarę jak biedne kraje się bogaciły, przed bogatszymi otwierały się nowe rynki zbytu. Materialnym wyrazem europejskiej solidarności była polityka spójności, która wprost zawierała ograniczenie – odnosiła się wyłącznie do regionów, które mają najniższe PKB w całej Unii.

Teraz wiele wskazuje na to, że kompromis budżetowy zostanie osiągnięty prawdopodobnie przede wszystkim kosztem polityki spójności. A zatem kosztem unijnej solidarności.

Paradoksalnie więc Polska, walcząc o własny interes, a więc o maksymalnie dużą pulę na politykę spójności, walczy o jedną z najważniejszych unijnych zasad, a więc o solidarność.

Może ktoś powiedzieć, że przesuwanie środków z funduszu spójności na walkę z kryzysem (taki mechanizm został zaproponowany) też jest wyrazem europejskiej solidarności. Kłopot polega jednak na tym, że pomoc np. bankrutującej Grecji wcale nie jest powodowana szczytnymi uczuciami, lecz przerażeniem na myśl o konsekwencjach upadku tego państwa. A pojawiające się już całkiem serio i serio dyskutowane w europejskich stolicach pomysły na wyrzucenie Grecji ze strefy euro są najlepszym dowodem na to, że solidarność jest dziś w Unii pustym hasłem. Jeśli unijne stolice są w czymś solidarne, to wyłącznie w propozycjach „solidarnego" redukowania budżetu i cięcia wydatków.

Negocjacje w sprawie budżetu na lata 2014–2020 pokazują, jak bardzo z powodu kryzysu zmieniła się Unia. Twarda walka o miliardy może tę i tak poobijaną już Unię jeszcze bardziej rozbić. Wszak już przypomina ona coraz bardziej technokratyczną maszynę reagującą na bieżące kryzysy i rozwiązującą wczorajsze problemy. Ma natomiast wyraźne trudności z ustaleniem, co będzie się działo jutro.

Czy pojawiający się pomysł bezpośredniego wyboru przez obywateli UE szefa Komisji Europejskiej lub prezydenta Rady UE jest w stanie tchnąć w Unię nowego ducha? Wątpliwe. Ostatnie miesiące dobitnie pokazały, że w czasie kryzysu osobą, która ma realną władzę, jest szef Europejskiego Banku Centralnego. Dwa tygodnie temu, godząc się na powstanie Unii Bankowej, przywódcy unijni dali EBC jeszcze więcej uprawnień. Coraz większe znaczenie zaczyna odgrywać szef eurogrupy. A mimo wielkiego symbolicznego znaczenia, jakie mają szef KE czy Rady, nawet ich bezpośredni wybór, nie da im więcej władzy.

Inne pomysły na zreformowanie UE również przypominają mieszanie niesłodzonej herbaty, by od tego mieszania stała się słodsza. Czy głosowanie na europejskie partie polityczne sprawi, że podczas unijnych szczytów zapanuje duch solidarności? A niby, w jaki sposób miałoby to się stać? Europejskie społeczeństwa – brytyjskie, niemieckie czy francuskie – domagają się od swoich rządów załatwiania ich interesów (a więc odpowiednio utrzymania maksymalnie wysokiego rabatu, przestania finansowania upadających państw wspólnoty czy większej ilości pieniędzy na walkę z kryzysem, ale też i politykę rolną), a nie walki o takie hasła jak solidarność.

Komisja Europejska, która była uważana za miejsce, w którym egoizmy narodowe odgrywają najmniejszą rolę i w którym króluje solidaryzm, zmienia się w sztab antykryzysowy. Zaproponowany przez KE kształt Unii Bankowej był skrajnie niesprawiedliwy i de facto sankcjonował istnienie Europy już nawet nie dwóch, ale trzech czy czterech prędkości. Nie lepiej ma się sytuacja z Parlamentem Europejskim, który również uchodził za miejsce, w którym interes wspólnoty dominował nad narodowymi partykularyzmami. Wielu ekspertów przekonywało, że stanowisko PE w sprawie budżetu pomoże nam w negocjacjach. Ale choć europosłowie opowiedzieli się przeciw cięciom, wymowa przyjętych poprawek nie broni polityki spójności.

Zdemolowana polityka

Negocjacje budżetowe pokazały też, jak wiele zmieniło się w polskiej polityce. Wysokość przyszłych funduszy stała się pałką, którą okładają się PiS i PO. Platforma obiecała w wyborach 300 mld złotych z nowego budżetu. Paradoksalnie więc to, co niekorzystne dla Polski, może być na rękę PiS. Jednocześnie rząd od dłuższego czasu puszcza oko do opinii publicznej, mówiąc, że Jarosław Kaczyński jest w jednej frakcji europejskiej z Davidem Cameronem, może powinien więc przekonać brytyjskiego premiera, by Polska mogła wynegocjować więcej. Już dziś z dużą dozą prawdopodobieństwa można więc stwierdzić, że w wypadku klęski członkostwo torysów i PiS w jednej europejskiej partii EKR będzie dla Platformy wygodnym usprawiedliwieniem. PiS będzie przedstawiany jako winny porażki. Politycy PiS nie pozostają dłużni. Odpowiadają, że przecież to PO jest w EPL wraz z ugrupowaniem Angeli Merkel, która też chce cięć w budżecie. Itp. itd. Zamiast ponadpartyjnego porozumienia (takiego jak podczas negocjacji w sprawie warunków członkostwa) mamy partyjną wojnę. A skłócona Polska jest znacznie łatwiejszym do ogrania partnerem niż solidarnie opowiadająca się za unijną solidarnością.

felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml