Brukselski sukces

Po raz kolejny w ciągu ostatnich lat nasz rząd współtworzył i był główną siłą napędową koalicji państw popierających politykę spójności. Jest to koalicja niebagatelna, bo licząca większość unijnych państw – twierdzi poseł PO do Parlamentu Europejskiego.

Publikacja: 03.12.2012 19:00

Brukselski sukces

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Zastanawiam się, dlaczego natychmiast po ostatnim szczycie budżetowym ogłoszono fiasko Europy i porażkę rządu premiera Tuska. To mniej więcej tak, jakby ktoś chciał wydać werdykt po pierwszej rundzie meczu o mistrzostwo świata, kiedy bokserzy dopiero się rozgrzali, ale dalej chowają się za wysoko podniesioną gardą. W informacyjnym szumie ucieka nam się jednak najważniejsze. W obecnie trudnych, kryzysowych czasach, kiedy wszyscy myślą o zaciskaniu pasa, Polska ma olbrzymie szanse dostać z unijnej kasy najwięcej pieniędzy, jakie dostało pojedyncze państwo w całej historii integracji europejskiej.

Gra sojuszami

Zakończony właśnie szczyt budżetowy Unii Europejskiej doczekał się wielu analiz. Większość z nich jest mocno przesadzona. Nie tylko szczyt nie zakończył się żadnym dramatycznym fiaskiem, ale nie doszło także do żadnego trwałego odwrócenia sojuszy. Gdyby zapytać jakiegokolwiek eksperta w Brukseli, jak zakończy się pierwsze budżetowe starcie, każdy odpowiedziałby, że brakiem porozumienia. Tak było przecież w poprzednich latach.

Brytyjczycy w pierwszym podejściu zawsze muszą zademonstrować swoim tradycyjnie eurosceptycznym wyborcom, że są twardymi zawodnikami. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby państwa członkowskie podjęły decyzję już w pierwszym podejściu. Kolejne rozmowy o budżecie nałożą się bowiem na dyskusję o ratowaniu strefy euro, co może skomplikować porozumienie. Zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę krystalizującą się na naszych oczach propozycję ustanowienia nowego, osobnego budżetu - wyłącznie dla strefy Euro. Taka jest jednak niechlubna tradycja negocjacji budżetowych, porozumienie osiągane jest dopiero w kolejnych podejściach.

Wypadałoby się odnieść pokrótce także do rzekomego trwałego obrócenia sojuszy i roli, którą w negocjacjach odgrywają państwa korzystające z unijnych pieniędzy. Konrad Szymański pisał o tym, iż Angela Merkel opuściła szczyt pod rękę z Davidem Cameronem, pozostawiając tym samym Donalda Tuska samego na peronie. Tego typu spekulacje są dowodem anachronicznego myślenia, według którego politykę europejską robi się w oparciu o jeden trwały sojusz. Tak w Unii nie postępuje nikt. Obecny rząd jest pierwszym, który wyzwolił się z dogmatu, iż w polityce europejskiej w sojusze trzeba wchodzić tylko z wybranymi partnerami.

Tymczasem praktyka uczy, że rozmawiać trzeba ze wszystkimi, a sojusze tworzyć z państwami, które w danej sprawie myślą podobnie. Dokładnie tak stało się i tym razem. Premier Tusk zadbał przede wszystkim o dobre relacje z unijnymi instytucjami, bo w walce o hojny budżet to one są naszymi największymi sojusznikami. Przypomnę również, że to nasz komisarz napisał wstępną propozycję budżetu, która, mimo że podlega cięciom, do dziś jest podstawą negocjacji (w przeszłości nie zawsze tak było). Parlament Europejski głosem największych frakcji wspiera nas od początku, a pod koniec negocjacji naszym sprzymierzeńcem stał się przewodniczący Rady Europejskiej, odwracając cięcia w polityce spójności.

Siła napędowa

Na instytucjach rzecz jasna się nie skończyło. Po raz kolejny w ciągu ostatnich lat nasz rząd współtworzył i był główną siłą napędową koalicji państw popierających politykę spójności. Jest to koalicja niebagatelna, bo licząca większość unijnych państw. Koalicja, z którą nie sposób jest się nie liczyć, zwłaszcza w kontekście kolejnego szczytu, którego zadaniem będzie ratowanie strefy Euro, i na którym potrzebne będą jej głosy. Równolegle ze skrzyknięciem sojuszników trzeba było rozmawiać ze wszystkimi płatnikami do unijnego budżetu. Nasz rząd i nasi posłowie w Parlamencie Europejskim właśnie to robili. Oczywiste, że w swoim wysiłku skupiliśmy się przede wszystkim na Niemcach, bo to przecież najważniejszy płatnik unijnego budżetu. Rozmawialiśmy jednak również z Francuzami (głównie o polityce rolnej) oraz z Holendrami i innymi zwolennikami cięć. Rzecz jasna rozmowy toczyły się także z Brytyjczykami.

Tu dochodzimy do oskarżeń opozycji - o niepotrzebne demonizowanie Wielkiej Brytanii. Prawda jest jednak taka, że to Brytyjczycy są naszym najtrudniejszym partnerem w tych negocjacjach. Po prostu dlatego, że chcą najdalej idących cięć w budżecie Unii, z którego my, a nie kto inny najwięcej korzystamy, i są najmniej skłonni do kompromisu. W Polsce nie byłoby pewnie tak częstych odwołań do Davida Camerona, gdyby nie konferencje prasowe Prawa i Sprawiedliwości, na których nasi koledzy pletli takie androny, że nie sposób było nie reagować.

Brytyjczycy są potrzebni

W naszym interesie nie jest marginalizacja Londynu. Anglicy są naszymi sojusznikami w wielu innych obszarach unijnej polityki, jak choćby pogłębianie jednolitego rynku. Gdy ktoś jednak twierdzi, że to Niemcy lub Szwedzi zachowują się w tych negocjacjach bardziej nieodpowiedzialnie, bądź że stanowisko Camerona jest najbardziej sprawiedliwe, trudno nie odnieść się do tez tak szkodliwych dla procesu negocjacji.

Każdy, kto choć trochę zna się na polityce spójności wie, że ograniczenie jej jak od lat proponują Brytyjczycy tylko do najbiedniejszych regionów, byłoby początkiem jej końca. W obecnej chwili Unia wspiera wszystkie regiony, które znajdą się w tarapatach, także w państwach bogatych. Tak sformułowana zasada gwarantuje poparcie dla tej polityki ze strony większości. Ograniczenie jej tylko do najbiedniejszych państw, doprowadziłoby bez wątpienia do przekształcenia jej z zasady obowiązującej wszystkich, w jałmużnę, zredukowałoby grono państw popierających jej funkcjonowanie, w konsekwencji doprowadzając do likwidacji polityki spójności, kluczowej z naszego punktu widzenia.

Na koniec dochodzimy do pytania zasadniczego - czym zakończył się sam szczyt? Na pewno nie doszło na nim do żadnego odwrócenia sojuszy. Kanclerz Merkel wiedząc po prostu, że jest jeszcze czas, postanowiła ratować Premiera Wielkiej Brytanii od totalnej izolacji. Prawda jest bowiem taka, że tak Niemcy jak i Polska nie chcą Unii bez Brytyjczyków.

Poza tym podstawą kolejnej rundy rokowań na początku przyszłego roku będzie ostatnia propozycja przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuy'a. Przewidziane w niej cięcia to 75 miliardów, sprawiedliwie rozłożonych jednak między wszystkie unijne polityki. Tuż po szczycie, przed Parlamentem Europejskim, Van Rompuy jasno stwierdził, że dalsze cięcia, zwłaszcza w polityce spójności i w polityce rolnej są trudne do wyobrażenia. Biorąc pod uwagę, że w negocjacjach w roku 2006 (dotyczących budżetu 2007-13) różnica między wyjściową propozycją Komisji a ostatecznym wynikiem negocjacji wyniosła 120 miliardów euro scenariusz,  z którym mamy obecnie do czynienia  nie byłby zły.

Naszym zadaniem jest zadbanie o to, by nie było dalszych poważnych cięć w budżecie oraz wynegocjowanie dobrych zasad wydatkowania pieniędzy z funduszu spójności. Pamiętajmy także, że na dalsze drastyczne zmiany nie zgodzi się Parlament Europejski, który po traktacie lizbońskim na końcu tej finansowej rozgrywki dysponuje prawem weta.

Zastanawiam się, dlaczego natychmiast po ostatnim szczycie budżetowym ogłoszono fiasko Europy i porażkę rządu premiera Tuska. To mniej więcej tak, jakby ktoś chciał wydać werdykt po pierwszej rundzie meczu o mistrzostwo świata, kiedy bokserzy dopiero się rozgrzali, ale dalej chowają się za wysoko podniesioną gardą. W informacyjnym szumie ucieka nam się jednak najważniejsze. W obecnie trudnych, kryzysowych czasach, kiedy wszyscy myślą o zaciskaniu pasa, Polska ma olbrzymie szanse dostać z unijnej kasy najwięcej pieniędzy, jakie dostało pojedyncze państwo w całej historii integracji europejskiej.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?