Dowód zbrodni

Dopiero po upadku komunizmu coraz częściej, choć, niestety, nadal tylko nieoficjalnie, mówiło się, że ciała więźniów Rakowieckiej były wywożone na warszawskie Powązki i tam zbiorowo grzebane – pisze dziennikarka

Publikacja: 09.12.2012 18:40

Maria Leśnikowska

Maria Leśnikowska

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska MS Magda Starowieyska

Red

Krzysztof Bukowski dokładnie pamięta dzień, w którym dowiedział się, gdzie został pochowany ojciec. Rano, tuż przed dziesiątą, zadzwonił telefon.

- Na Powązkach odnaleźliśmy grób pana ojca – powiedział Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN do spraw poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. – Jest pierwszym zidentyfikowanym przez nas więźniem rozstrzelanym na Rakowieckiej w Warszawie – wyjaśnił. Przez krótką chwilę Krzysztof Bukowski nie mógł wypowiedzieć nawet słowa. Do oczu napływały łzy. Z trudem dziękował za przekazaną wiadomość, na którą czekał wiele lat. Był szczęśliwy, że dożył chwili, kiedy prawda o pochówku ojca została ujawniona. Teraz chce jego szczątki złożyć we wspólnej mogile razem z innymi zamordowanymi przez Urząd Bezpieczeństwa bohaterami. Ojciec, Edmund Bukowski, był wileńskim kurierem AK. W czasie wojny przewoził tajne meldunki do Francji i Włoch. Jego działalność w konspiracji, odwaga i bohaterstwo zostały nagrodzone odznaczeniami wojskowymi.

Niestety, po wojnie za przynależność do wileńskiego AK trafił za kraty. W 1948 r. został oskarżony o próbę obalenia siłą ustroju PRL i współpracę z obcym wywiadem. Sąd skazał go na karę śmierci. 13 kwietnia 1950 r. został rozstrzelany.

W latach powojennych bezpieka najsurowiej karała AK-owców okręgu wileńskiego, którzy najdłużej walczyli z komunistyczną władzą. W rodzinie Bukowskich za działalność konspiracyjną na Wileńszczyźnie aresztowano aż 16 osób. Wszyscy przeżyli. Mama pana Krzysztofa, która również znalazła się na Rakowieckiej, wyszła na wolność dopiero po 10 latach.

Odkrycie na Powązkach

Rodziny, które w okresie stalinowskim straciły bliskich, nie wiedziały długo, gdzie zostali pochowani. Władze nie udzielały na ten temat żadnych informacji. Dopiero po 1989 r., gdy skończył się w Polsce komunizm, sytuacja się zmieniła. Wówczas coraz częściej, choć, niestety, nadal tylko nieoficjalnie, mówiło się, że ciała więźniów Rakowieckiej były wywożone na warszawskie Powązki oraz na cmentarz przy kościele św. Katarzyny na Służewie i tam zbiorowo grzebane. Zresztą tę informację potwierdzili już wcześniej grabarze pracujący na Powązkach. Ale były to tylko ich nieoficjalne relacje. Niestety, nadal do urzędowych dokumentów, na przykład protokołów z wykonywania wyroków śmierci i pochówków – rodziny zamordowanych nie miały dostępu. Sytuacja poprawiła się dopiero wtedy, gdy losem ofiar stalinowskiego reżimu zainteresował się IPN. Film, który w ostatnich dniach na konferencji prasowej zaprezentowali wspólnie pracownicy IPN i Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, pokazuje mapę dawnego Cmentarza Powązkowskiego z zaznaczonymi miejscami, gdzie ostatnio zostały odnalezione szczątkami zamordowanych więźniów. Jest tych miejsc 117.

– Proszę spojrzeć na mapę – mówi Krzysztof Szwagrzyk. – Szczątki Edmunda Bukowskiego znaleźliśmy prawie na skraju cmentarnej „łączki" – tłumaczył. – Tuż przy asfaltowej alejce został wrzucony do dołu na głębokość zaledwie 70 cm i zakopany. Prawdopodobnie w tym samym miejscu pochowano wcześniej innych rozstrzelanych więźniów. – Bukowski, co widać na zdjęciu – dodał Szwagrzyk – miał rozrzucone ramiona i mocno zniszczoną czaszkę. A to wskazywałoby, w jaki sposób wykonywane były wyroki śmierci.

Przeprowadzone badania szczątków ofiar dowodzą, że więźniowie ginęli tak, jak oficerowie w Katyniu, od pojedynczego strzału w tył głowy oddanego z bardzo bliskiej odległości. Eksperci twierdzą też, że nie ma dowodów na to, by po śmierci wszystkie ciała skazańców wrzucane do dołów posypywano wapnem. A takie właśnie informacje trafiały do rodzin i wzbudzały uzasadnione obawy, że na identyfikację rozstrzelanych więźniów może być już za późno.

Mama ukrywała prawdę

Eugeniusz Smoliński, inżynier chemik, specjalista od materiałów wybuchowych, pracował w Państwowej Wytwórni Prochu w Pionkach. Gdy wybuchła wojna, wstąpił do AK. Otrzymał odpowiedzialną funkcję. Został kierownikiem wytwórni materiałów wybuchowych w oddziale produkcji konspiracyjnej sztabu Komendy Głównej AK. W lutym 1945 r. z nakazu ministra przemysłu Hilarego Minca został pełnomocnikiem rządu do spraw fabryki zbrojeniowej w Łęgnowie koło Bydgoszczy, budowanej jeszcze przez Niemców. Gdy fabrykę przejęli Rosjanie, został oskarżony o sabotaż. Po procesie sądowym znalazł się w więzieniu na Rakowieckiej. Ostatni raz widział rodzinę w 1949 r. Jego starsza córka Elżbieta miała wówczas zaledwie cztery lata, a mimo to pamięta kilkunastominutowe spotkanie z ojcem w dużej więziennej sali na Rakowieckiej. Niestety, kilka dni po widzeniu ojciec został rozstrzelany.

O tym, że ojciec zginął, córki Elżbieta i Ewa Smolińskie dowiedziały się dopiero w 1991 r. Przez wiele lat mama ukrywała przed nimi tę prawdę. – A może bała się mówić – zastanawiają się. Zwłaszcza że żadnej urzędowej informacji o rozstrzelaniu ojca nigdy nie dostała. Gdy zgłosiła się do więzienia, usłyszała tylko, że nazwiska Smoliński nie ma w rejestrze więźniów. Uspokojona tą wiadomością mówiła nam, że tata na pewno żyje i kiedyś do nas wróci.

– Mama – tłumaczy pani Elżbieta – jeszcze przez wiele lat miała nadzieję, że tata został transportem wywieziony na Syberię, bo takie poufne informacje też do niej docierały od cywilnych pracowników więziennej służby zdrowia. Ale jak długo mogła tak myśleć?

– W pierwszych latach po aresztowaniu wierzyła, że ojciec gdzieś żyje i wróci do domu, ale potem? – zastanawia się Ewa, młodsza córka. – Przecież tata nie dawał żadnego znaku życia, a mama najlepiej wiedziała, jak bardzo nas kocha. Więc dlaczego nie wracał?

Pani Elżbieta opowiada rodzinną historię, co stało się potem.

– W 1961 r. zmarł nasz dziadek Remigiusz Smoliński – wspomina. – W jego teczce z dokumentami mama znalazła akt zgonu taty z datą 4 kwietnia 1949 r., który został wydany przez Urząd Stanu Cywilnego Warszawa-Mokotów. Była tam również data wydania aktu zgonu – 5 lutego 1957 r. Tak więc aż przez osiem lat mama nie wiedziała, że tata został rozstrzelany w więzieniu na Rakowieckiej. Nam o tym nic nie powiedziała.

– Upłynęło jeszcze wiele lat, zanim ta prawda dotarła także do nas. Może mama chciała, zachowując tę tajemnicę tylko dla siebie, oszczędzić nam zmartwień i łez? To była naprawdę dzielna kobieta, która nauczyła nas wierzyć ludziom, rozumieć, wybaczać i troszczyć się o słabszych – wspominają. Toteż na ostatniej uroczystości w IPN pani Elżbieta wspominała także o nieżyjącej już mamie. Wraz z siostrą zamierzają teraz część odnalezionych szczątków ojca złożyć w jej grobie. – Tak bardzo rodzice się kochali – tłumaczą.

Wiosną Krzysztof Szwagrzyk rozpocznie na Powązkach kolejne poszukiwania grobów niewinnie straconych. Jest bardzo prawdopodobne, że pracownicy IPN odnajdą kolejne miejsca kaźni. – Czy pracownikom IPN uda się odnaleźć wszystkie groby osób niewinnie straconych na Rakowieckiej? – pytam Krzysztofa Szwagrzyka.

– Na początku prac przypuszczałem – odpowiada – że rozstrzelanych więźniów grzebano według jakiegoś ustalonego z góry porządku. Na przykład chronologicznie według daty śmierci. Ale, niestety, tak się nie stało. W pochówkach ofiar nie stosowano żadnych reguł. Stąd trudności z ich identyfikacją.

Historycy IPN mają jeszcze inny problem. Krzysztof Szwagrzyk pokazuje dokumenty, które mogłyby ułatwić poszukiwania grobów. Są to fotografie lotnicze terenu cmentarza odnalezione w Centralnym Archiwum Wojskowym.

– Proszę zobaczyć jedną z nich – tłumaczy. – Dość dokładnie rejestruje obszar cmentarza. Kiedy teraz powiększymy południową część fotografii – wyjaśnia dalej Szwagrzyk – odnajdziemy poszczególne mogiły ofiar, ułożone w sześć równoległych rzędów. Niestety, zobaczymy też jeden rząd prostopadły do pozostałych. Dlatego, naszym zdaniem, identyfikacja wszystkich ofiar może być bardzo trudna.

Ofiary obok rodzin katów

Jest jeszcze inny problem. Były naczelnik mokotowskiego więzienia zeznał podczas przesłuchań, że w pobliżu muru cmentarnego na Powązkach nie tylko on chował ciała skazańców. Pochówki więźniów zlecały także Wojewódzki i Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa oraz Informacja Wojskowa. Funkcjonariusze bezpieki nie informowali się nawzajem, kogo i gdzie wrzucają do wykopanych dołów. To także utrudnia nam ustalenie tożsamości ofiar.

Z pewnością prace ekshumacyjne toczyłyby się o wiele sprawniej i szybciej, gdyby chronologia pochówków była zgodna z datą śmierci więźniów.

Niestety, tak się nie stało, o czym świadczą złożone w październiku 1956 r. zeznania naczelnika więzienia, który nadzorował pochówki więźniów. Twierdził, że ich ciała wrzucano również do dołów, w których były już ciała innych więźniów.

– Dlatego dziś już wiem – tłumaczy Szwagrzyk – że myliłem się, zakładając porządek pochówków, na przykład według daty śmierci skazanych. Niestety, tak nie było. Stąd jedynym naszym śladem, który pozwala na identyfikację ofiar, jest odnalezienie konkretnych szczątków, które będzie można porównać z kodem genetycznym najbliższych.

Pracownicy IPN mają jeszcze inny problem. Muszą też dotrzeć do grobów, w których przed laty chowano więźniów politycznych, a teraz mamy w tych miejscach nowe pochówki.

– To będzie trzeci etap naszych prac – wyjaśnia Szwagrzyk. – W drugim przebadamy wszystkie wolne miejsca. Tam, gdzie nie ma nagrobków. Rozbierzemy chodniki, alejki asfaltowe, zbadamy przestrzeń między rzędami pomników. W końcu zaapelujemy do rodzin, które są właścicielami nowych grobów, żeby w miejscu, gdzie w latach 50. potajemnie chowano więźniów politycznych, pozwoliły na ekshumacje.

W rozmowie ze Szwagrzykiem próbuję ustalić, dlaczego rodziny funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa chowały swoich bliskich w miejscach kaźni ofiar bezpieki?

– Mnie to też zastanawia – odpowiada Krzysztof Szwagrzyk. – Myślę, że to nie rodziny ofiar o tym decydowały – mówi. – Może dla zatarcia śladów zbrodni decyzje w tej sprawie podejmowane były gdzieś wyżej niż na szczeblu władz cmentarnych? A jeżeli tak, to tropy do wyjaśnienia tej sprawy zaprowadzą nas do władz partyjnych. Może do miejskich i wojewódzkich komitetów partii? Prowadzone na Powązkach ekshumacje są dowodem na to, że bohaterowie tamtych lat, poddawani represjom, więzieni i mordowani przeżyją w naszej zbiorowej pamięci i w przyszłości będą mieli pomniki.

Autorka jest dziennikarką. O sprawie jej ojca, porucznika Tadeusza Leśnikowskiego, zamordowanego w więzieniu na Mokotowie, pisała Agnieszka Rybak w tekście „W cieniu śmierci" („Rz" – „Plus Minus", 3–4 listopada 2012).

Krzysztof Bukowski dokładnie pamięta dzień, w którym dowiedział się, gdzie został pochowany ojciec. Rano, tuż przed dziesiątą, zadzwonił telefon.

- Na Powązkach odnaleźliśmy grób pana ojca – powiedział Krzysztof Szwagrzyk, pełnomocnik prezesa IPN do spraw poszukiwań miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego. – Jest pierwszym zidentyfikowanym przez nas więźniem rozstrzelanym na Rakowieckiej w Warszawie – wyjaśnił. Przez krótką chwilę Krzysztof Bukowski nie mógł wypowiedzieć nawet słowa. Do oczu napływały łzy. Z trudem dziękował za przekazaną wiadomość, na którą czekał wiele lat. Był szczęśliwy, że dożył chwili, kiedy prawda o pochówku ojca została ujawniona. Teraz chce jego szczątki złożyć we wspólnej mogile razem z innymi zamordowanymi przez Urząd Bezpieczeństwa bohaterami. Ojciec, Edmund Bukowski, był wileńskim kurierem AK. W czasie wojny przewoził tajne meldunki do Francji i Włoch. Jego działalność w konspiracji, odwaga i bohaterstwo zostały nagrodzone odznaczeniami wojskowymi.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?