Wykańczanie Instytutu Zachodniego

Od kilku lat MSZ prawem kaduka domaga się, by instytut skoncentrował się na „obsłudze” resortu i promowaniu polityki aktualnego kierownictwa – pisze profesor historii

Publikacja: 16.12.2012 18:24

Wykańczanie Instytutu Zachodniego

Foto: archiwum prywatne

Red

Zabiegi, by poznańscy niemcoznawcy z Instytutu Zachodniego po dobroci wyrzekli się niezależności, na razie przynoszą niewiele. Sięgnięto więc po groźby w postaci możliwości likwidacji placówki lub – co na jedno wychodzi – jej gruntownej restrukturyzacji. Instytut ma być zdegradowany do rangi jakiegoś biura, świadczącego usługi Ministerstwu Spraw Zagranicznych.

Obce pojęcia

Metody, jakimi przy tym posługują się wobec instytutu niektórzy przedstawiciele tego resortu, mogłyby wpędzić w kompleksy tych pezetpeerowskich dygnitarzy, którzy w latach 50. bezskutecznie próbowali zlikwidować IZ jako ośrodek reakcyjno-nacjonalistyczny.

Trudno uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się obecnie, w kraju należącym do Unii Europejskiej. Naszym oficjelom nie podoba się zwłaszcza, że pracownicy instytutu nadal chcą zajmować się działalnością naukową, zamiast skoncentrować się na „wspieraniu” aktualnej linii politycznej. Co gorsza, badacze wciąż próbują publikować jakieś tam, za przeproszeniem, książki czy artykuły naukowe. Mało tego: mówią o etyce zawodowej, której częścią składową jest niezależność poglądów. Zwłaszcza gdy chodzi o materię tak istotną i delikatną, jaką stanowią relacje Polski z Niemcami.

Wystarczy ironii, bo sprawa jest poważna. Uważam, że Instytut Zachodni powinien pozostać ośrodkiem naukowym i jednocześnie pełnić funkcję think tanku, specjalizującego się m.in. w problematyce niemieckiej. Fundamentem musi być jednak niezależność zarówno polityczna, jak i finansowa. Tymczasem termin „niezależność” wydaje się w MSZ pojęciem obcym. A przejawem szczególnie nonszalanckim dla polskiej racji stanu jest żądanie, by studia nad historią tych stosunków zostały skrajnie ograniczone.

Niezrozumiałe jest to zwłaszcza na tle absurdalnej, szkodzącej polskiemu wizerunkowi polityki historycznej, uprawianej ostatnio przez MSZ.

Sam jestem historykiem, ale zajmuję się też problematyką współczesną. Opracowałem dla MSZ kilka ekspertyz i tekstów, brałem udział w dyskusjach w ministerstwie, publikowałem aktualne komentarze w prasie. Gdy jednak napisałem kilka krytycznych uwag o partii rządzącej na łamach „Rzeczpospolitej”, nałożono na mnie kuriozalną karę dyscyplinarną. Wiem, że takie było życzenie kogoś na Szucha w Warszawie. Pół roku zajęło mi uzyskanie w kolejnej instancji anulowania kary, więc obeszło się bez angażowania biura Rzecznika Praw Obywatelskich.

Robienie porządków

Kilka faktów. Instytut Zachodni jest ośrodkiem naukowym, od kilkudziesięciu lat badającym przede wszystkim najnowsze dzieje Niemiec i stosunków polsko-niemieckich oraz analizującym współczesne problemy Republiki Federalnej. Nie jest finansowany przez MSZ, lecz przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Instytut ma prowadzić badania naukowe i wyłącznie na ten rodzaj działalności otrzymuje środki, chociaż są to sumy skromne (po doktoracie można liczyć na dwa tysiące złotych, profesor zwyczajny otrzyma nieco powyżej trzech). MSZ nie jest zwierzchnikiem instytutu, lecz organem mającym sprawować funkcje kontrolne. Tymczasem od kilku lat MSZ prawem kaduka domaga się, by instytut skoncentrował się na „obsłudze” resortu i promowaniu polityki aktualnego kierownictwa. Ręce nie mają gdzie opadać.

Przez długie lata kolejni szefowie MSZ szanowali niezależność Instytutu Zachodniego. To, że współpraca z resortem miała charakter partnerski, gwarantowała przez długie lata dyrektor IZ prof. Anna Wolff-Powęska. To w znacznej mierze jej instytut zawdzięcza odrodzenie po przełomie 1989 r. i naukowy rozkwit. Ale i ministrowie byli inni.
Wyrzucenie prof. Wolff-Powęskiej przez jej następcę w okolicznościach haniebnych wywołało w placówce burzę. Nowy styl zarządzania ośrodkiem zaczął mocno odbiegać od przyjętych standardów. Po kilku latach pogłębiającego się kryzysu, gdy instytut wyłącznie z winy swego kierownictwa (zaniedbania formalne) utracił dotychczasową najwyższą kategorię, następca prof. Powęskiej został odwołany.

Jednocześnie z całą mocą pojawiła się kwestia dalszych relacji z MSZ, które wyraźnie postanowiło wykorzystać sytuację, by „zrobić porządek” z niezależną instytucją naukową. Nowa Rada Naukowa IZ powołana została z naruszeniem ustawy o instytutach badawczych, gdyż w skład gremium weszły również osoby nieposiadające nawet stopnia doktora. Wśród mianowanych przez ministra członków rady nie ma żadnego niemcoznawcy choćby z habilitacją, nikogo z innych niż Warszawa ośrodków. Co gorsza, odtąd każde niemal posiedzenie tego gremium przeradza się w żenujący spektakl. Padają złote myśli w rodzaju stwierdzenia, że wcale nie potrzeba mieć wiedzy i doświadczenia z jakiejś dziedziny, by móc oceniać jakość publikacji w tejże dziedzinie.

Deprecjonowanie znaczenia badań stricte naukowych przez osoby mianowane przez ministra przybiera na posiedzeniach Rady formy gorszące. Wydaje się, że każdy zarzut jest dobry, by spostponować instytut. Mnie na przykład dyrektor z MSZ zarzucił, że napisałem dla „Polityki” artykuł o genezie operacji „Barbarossa”, z czego resort nie ma żadnego konkretnego pożytku. Za niepotrzebną uznano publikację książki o przesiedleniach w okresie II wojny światowej. Przykłady można by mnożyć. Wymiaru symbolicznego nabiera podnoszenie głosu przez młodego urzędnika z MSZ (gdy część członków Rady sprzeciwiała się naruszaniu regulaminu), straszenie ministrem Sikorskim, a nawet żądanie, by posiedzenia tego gremium odbywały się w Warszawie, w gmachu ministerstwa. Nie dba się nawet o pozory.

W sprawozdaniu z (bardzo dziwnego zresztą) audytu, przeprowadzonego w instytucie przez MSZ, napisano bez ogródek, że relacje między IZ a resortem nie mogą mieć charakteru partnerskiego. Jest przy tym rzeczą charakterystyczną, że kolejne konkursy na stanowisko dyrektora instytutu są unieważniane ze względów formalnych, a niektórzy kandydaci – celowo zniechęcani do startowania, a nawet obrażani. Upowszechniane są insynuacje, jakoby w instytucie panował naukowy marazm.

Polityczna czystka

Dotkliwe są też ciosy w finansowe podstawy funkcjonowania placówki. Już wiele miesięcy temu pracownikom zapowiedziano, że będą zmuszeni udać się na „dobrowolny” urlop bezpłatny – czyli na kilka miesięcy zrezygnować z poborów. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji znaczna część naukowców zdecydowała się odejść. Być może oczekuje się, że Instytut Zachodni można będzie wziąć głodem. Niemniej finansowany jest on nadal z podatków wszystkich obywateli. Także tych, którzy na Platformę Obywatelską nie głosowali i którzy krytycznie obserwują silny proniemiecki zwrot, jaki ostatnio się dokonuje w polskiej polityce zagranicznej.

Nie wszyscy naukowcy muszą popierać politykę rządzącej partii. Tymczasem istnieje realna groźba głębokiej czystki politycznej, przeprowadzonej pod płaszczykiem „restrukturyzacji” instytutu.

Powtórzę: w interesie publicznym leży, aby w Instytucie Zachodnim prowadzono poważne, naukowe badania nad Niemcami i stosunkami polsko-niemieckimi. Boję się jednak, że to już mało kogo obchodzi. Takie czasy, takie rozumienie polskiej racji stanu.

Autor jest historykiem, politologiem, profesorem nauk humanistycznych, pracownikiem naukowym Instytutu Zachodniego w Poznaniu

Zabiegi, by poznańscy niemcoznawcy z Instytutu Zachodniego po dobroci wyrzekli się niezależności, na razie przynoszą niewiele. Sięgnięto więc po groźby w postaci możliwości likwidacji placówki lub – co na jedno wychodzi – jej gruntownej restrukturyzacji. Instytut ma być zdegradowany do rangi jakiegoś biura, świadczącego usługi Ministerstwu Spraw Zagranicznych.

Obce pojęcia

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?