To, że papież odchodzi sam, jakby przechodzi na emeryturę, pokazuje, jak odpowiedzialną osobą jest Joseph Ratzinger. Czuje się słaby, stary, woli ustąpić – to jest piękny przykład wpływu współczesnego świata na praktyki w Watykanie. W końcu poprzedni papieże tego nie robili, mimo że także byli już słabi i starzy. Ten gest budzi moją sympatię, ale domyślam się, że Benedykt XVI najzwyczajniej w świecie uznał, iż po prostu wyczerpały się jego możliwości działania. On wie, że już nie będzie reformatorem, że już nie zatrzyma tych negatywnych procesów, które bardzo destrukcyjnie działają na cały świat katolicki. Może wierzy, że jakiś młodszy następca będzie rzeczywiście w stanie tę strukturę zreformować.

Biorąc jednak pod uwagę to, kim w ogóle jest papież, jaka to jest instytucja, to nie był to jednak wcale zły papież. Na pewno miał lepszą prasę niż Jan Paweł II, który był postacią niesamowicie wyrazistą i przez to dla wielu też bardzo kontrowersyjną. Benedyktowi stawiano niewątpliwie mniej zarzutów niż polskiemu papieżowi. Jakkolwiek dobrej prasy, poza światem katolickim, nie miał chyba żaden papież, bo i ogólnie Kościół nie ma dobrej prasy. Benedykt XVI był także o tyle kontrowersyjny, że każdy papież z definicji jest postacią kontrowersyjną. W końcu instytucja, którą kieruje, nie wyróżnia się jakimiś szczególnymi zasługami w budowaniu wolnego, demokratycznego świata ani nie jest przykładem przejrzystości czy – szerzej– dobrych praktyk w działalności publicznej.

Benedykt jednak, jako człowiek ogromnie stonowany, o osobowości typowo profesorskiej, nie drażnił zbyt mocno opinii publicznej. Przyznam, że jeszcze na długo nim został on papieżem, czytywałem jego prace i zawsze budził on moją sympatię. Jakkolwiek jego poglądy są skrajnie odległe od moich – jak prawie wszyscy jego poprzednicy jest on papieżem bardzo konserwatywnym – to zarazem jest on niewątpliwie człowiekiem dobrej woli, osobą subtelną, odznaczającą się bardzo wysoką kulturą osobistą, a także uczonym i świetnie wykształconym teologiem. Musimy pamiętać, że papież przede wszystkim ma do czynienia z wielkim dworem watykańskim, który działa wciąż według zasad średniowiecznego dworu królewskiego. Tam są bardzo silni rozmaici gracze i jest to niesłychanie upolityczniona, wręcz makiawelistyczna struktura. Dlatego konfrontacja z tą watykańską rzeczywistością wymaga niesłychanej zręczności i silnej ręki. Benedykta więc takie papieżowanie na pewno przerosło. Pojawiało się wiele artykułów o tym, że nie za bardzo radzi sobie z dyplomacją, z utrzymywaniem Kościoła w pewnych ryzach. Nie zatrzymał na pewno procesu słabnięcia Kościoła i spadku jego autorytetu. Chyba nie był też szczególnie zręczny politycznie: zdarzały mu się mało stosowne wypowiedzi, np. w stosunku do islamu. Również nie bardzo mu się udało zainicjować taki ruch moralnej odnowy wewnątrz Kościoła, który byłby rozliczeniem z praktyką ukrywania pedofilii czy nadużyciami finansowymi. Nie twierdzę, że nie próbował, bo być może było to jego najszczerszą intencją, z tym że w konfrontacji z całą tą bizantyjską machiną biurokracji czy dworu watykańskiego poniósł jednak porażkę. Przez te ostatnie siedem lat realnie nie zainicjował takiej odnowy, a język Kościoła się praktycznie nie zmienił. Wydaje się, że to był dość słaby papież o dość dobrej woli. Osobiście robił bardzo dobre wrażenie, jakkolwiek trudno zapomnieć, że jako 17-latek był członkiem Hitlerjugend. Tłumaczył to w ten sposób, że gdyby nie wstąpił do tej organizacji, to nie mógłby się uczyć w katolickiej szkole i otrzymywać stypendium. To jednak niewątpliwie kładzie się cieniem na jego biografii i pokazuje, że w Kościele brakuje obrzydzenia do świata hitlerowskiego, faszystowskiego. Raczej inne instytucje nie wybierałyby sobie na przywódcę kogoś z taką przeszłością.

- not. puo

Jan Hartman jest publicystą, filozofem, profesorem UJ, członkiem think tanku „Plan zmiany" Ruchu Palikota i rady polityczno-programowej SLD