Kukła i karzeł

Obecna linia podziału, jaka się rysuje w Ruchu Palikota, wskazuje podobieństwo tego ugrupowania do innych formacji, które stawiały sobie za cel polityczne, społeczne, kulturowe przeoranie Polski – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 13.02.2013 18:16

Filip Memches

Filip Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Słowa Janusza Palikota: „Być może Wanda Nowicka chce być zgwałcona”, to dla polskiej opinii publicznej istny szok. Komu by przyszło do głowy, że znany skandalista użyje wobec wicemarszałek Sejmu i zarazem swojej partyjnej koleżanki broni, którą stosował wobec swoich głównych wrogów.

Niegdyś Palikot niszczył – jak sam deklarował – „fundamenty godnościowe” prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Spotykało się to z aplauzem w establishmentowych środowiskach uważających PiS za synonim groźnego autorytaryzmu lub zwyczajnego obciachu. Teraz odbywa się niszczenie „fundamentów godnościowych” urzędu sprawowanego przez Nowicką. Ci, którym wcześniej nie przeszkadzały knajackie odzywki pod adresem Lecha Kaczyńskiego, obecnie pałają oburzeniem.

Salon i esbecy

Byłoby jednak zbyt łatwo sprowadzić całą kwestię do podwójnych standardów. Chodzi o coś więcej. Pierwsze objawy rozczarowania Palikotem w lewicowo-liberalnym salonie zaczęły dawać o sobie znać już jakiś czas temu. Filozof Agata Bielik-Robson w wydanej w ubiegłym roku książce „Żyj i pozwól żyć” zarzuca Palikotowi, że opuścił zbuntowaną, pełną – jej zdaniem – czystych, szlachetnych intencji, młodzież i zbliżył się do ludzi firmujących szemrany antyklerykalizm w klimacie Jerzego Urbana.

Dziś wszystko wskazuje na to, że Palikot jest skończony. Lewicowo-liberalny salon zdecydowanie popiera Nowicką

Można odnieść wrażenie, że mamy tu zapowiedź dalszych wydarzeń, a więc ostatnich sejmowych awantur o stanowisko wicemarszałka Sejmu. Ruch Palikota pęka, chociaż na razie lider partii zachowuje poparcie jej przytłaczającej większości. Niemniej jednak – jak twierdzi działaczka feministyczna Agnieszka Graff – Palikot chciał rozegrać Grodzką przeciwko Nowickiej (wysuwając kandydaturę tej pierwszej na stanowisko wicemarszałka Sejmu), ale mu się nie udało.

A więc rysuje się znamienna linia podziału. Po jednej stronie widzimy Wandę Nowicką oraz ewidentnie powstrzymujących się przed jakimikolwiek atakami na nią polityków: Annę Grodzką i Roberta Biedronia. Cała trójka to ikony rewolucji kulturowej, hołubione przez lewicowo-liberalny salon. Po drugiej stronie pozostaje reszta ugrupowania. Wyróżniają się tu takie osoby jak Andrzej Rozenek, Roman Kotliński, Armand Ryfiński – specjaliści od prymitywnych nagonek na Kościół katolicki, które bardziej się kojarzą z esbeckimi akcjami propagandowymi u zmierzchu PRL niż importowanymi z Zachodu hasłami walki o swobody obyczajowe. Czyżby szykował się jakiś rozłam?

Liberalizm integralny

Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto wpierw zastanowić się nad korzeniami Ruchu Palikota. Powołanie tej partii – niezależnie od tego, kto naprawdę stał za całym przedsięwzięciem – było realizacją zapotrzebowania zgłaszanego niemal od początku III RP przez pewną znaczącą grupę wyborców. W Polsce brakowało ugrupowania, którego program można byłoby określić mianem liberalizmu integralnego. Tak pojęty liberalizm to batalia o indywidualną wolność zarówno polityczną, jak i gospodarczą.

Liberał integralny kontestuje z jednej strony takie wspólnoty jak rodzina, naród, Kościół, oskarżając je o zniewalanie jednostki, z drugiej zaś – model zbiurokratyzowanego państwa opiekuńczego. Ktoś taki jest antyklerykałem. Opowiada się za legalizacją aborcji, eutanazji, posiadania marihuany. Uważa, że nikt nie ma prawa wtrącać się do życia osobistego ludzi żyjących w jednopłciowych związkach, więc jeśli tworzące je pary chcą funkcjonować jak małżeństwo, to powinny istnieć umożliwiające to regulacje prawne. Jednocześnie jako reprezentant klasy średniej pogardza przywilejami socjalnymi i popiera rozwiązania, które służą urynkowieniu mechanizmów gospodarczych oraz rozwojowi sektora prywatnego.

W pierwszej połowie lat 90. zanosiło się na to, że ugrupowaniami wpisującymi się w taką opcję będą Unia Demokratyczna i Kongres Liberalno-Demokratyczny. Ich młody elektorat, odwołujący się do takich politycznych fetyszów jak „modernizacja Polski” czy „społeczeństwo obywatelskie”, aspirował do statusu nowej klasy średniej. Okazało się jednak, że obie partie okazały się ideologicznie zbyt defensywne i mało wyraziste. Kiedy w roku 1994 połączyły się w Unię Wolności, nic się pod tym względem nie zmieniło. Nie można też pomijać tego, że wpierw w UD, a potem w UW znaczącą rolę odgrywali politycy dbający o dobre kontakty z Kościołem. Trudno było od Tadeusza Mazowieckiego czy Hanny Suchockiej oczekiwać antyklerykalnych ekscesów.

W roku 2001 Unia się rozpadła. Zwolennicy liberalizmu integralnego przez całą dekadę krążyli po niszowych formacjach – wyłonionej z UW Partii Demokratycznej oraz Stronnictwie Demokratycznym (kiedy na czele tej partii stanął Paweł Piskorski). Przełomowym momentem był 10 kwietnia 2010 roku.

Katastrofa prezydenckiego tupolewa okazała się paliwem dla coraz ostrzejszych wystąpień ówczesnego prominentnego posła Platformy Obywatelskiej Janusza Palikota, który w ramach wojny z „religią smoleńską” postanowił stworzyć własny ruch, szukając dla niego poparcia u wyborców PO, zrażonych do jej umiarkowanego konserwatyzmu obyczajowego. Wkrótce Palikot rozstał się ze swoją macierzystą partią i założył własną. Jego inicjatywa spotkała się z entuzjazmem celebrytów polskiego antyklerykalizmu: Magdaleny Środy, Manueli Gretkowskiej, Kory Jackowskiej, Kamila Sipowicza, Kazimierza Kutza.
Wydawało się, że projekt liberalizmu integralnego odżył. Ale Ruch Palikota okazał się znacznie bardziej eklektycznym programowo i środowiskowo przedsięwzięciem. Wystarczy przypomnieć, że w inspirowanych wcześniej przez jego lidera bluźnierczych happeningach pod krzyżem przed Pałacem Prezydenckim brali udział ludzie z marginesu społecznego, w tym może i tacy o esbeckiej przeszłości.

Chamy i Żydy

Od chwili wejścia do krajowej polityki Palikot wielokrotnie zmieniał poglądy. Także od momentu, gdy założył własną partię, był niekonsekwentny. Pochwałę wolnego rynku i klasy średniej zastąpił lewicową retoryką. Tak było 1 maja ubiegłego roku, gdy nawoływał do budowy fabryk przez państwo. Oczywiście można to interpretować jako kolejną jego prowokację. Niemniej jednak sytuacja taka świadczy o tym, że w tym przypadku bój o elektorat toczy się przede wszystkim z SLD, a korzyść odnosi Platforma.

Obecna linia podziału, jaka się rysuje w Ruchu Palikota, wskazuje podobieństwo tego ugrupowania do innych formacji, które stawiały sobie za cel polityczne, społeczne, kulturowe przeoranie Polski. Najbardziej charakterystyczny przykład to PZPR. W roku 1962 na łamach paryskiej „Kultury” ukazał się esej Witolda Jedlickiego „Chamy i Żydy”, w karykaturalny i uproszczony sposób przedstawiający obraz walk frakcyjnych w PZPR. W skrócie teza była następująca: „Chamy” to często wywodzący się z resortów siłowych, posiłkujący się uprzedzeniami antyinteligenckimi i antysemickimi, „prawdziwi” Polacy, których znaczenie w partii zaczęło rosnąć na początku lat 60., natomiast „Żydy” to rekrutująca się w wielu przypadkach z osób pochodzenia żydowskiego część dawnego politycznego establishmentu okresu stalinowskiego, która dokonała ideowej wolty i opowiedziała się za liberalizacją systemu komunistycznego.

Jeśli schemat Jedlickiego przyłożylibyśmy nie tylko do PZPR, ale i do SLD, UW, Ruchu Palikota, to nasunęłyby się dające do myślenia wnioski i zobaczylibyśmy konflikt etosowców z populistami, a więc odpowiednio: Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem, Bronisława Geremka z Donaldem Tuskiem, wreszcie Wandy Nowickiej z Januszem Palikotem. Etosowcy, chcąc wychowywać społeczeństwo, traktują przyjęte w nim tradycyjne wartości jako anachronizm i obskurantyzm, dążą więc w imię postępu do ich przezwyciężania. Skazani są jednak na porażkę, bo napotykają opór materii. Ze społeczeństwem kontakt nawiązują natomiast populiści, którzy nie stawiają sobie ambitnych reformatorskich celów, lecz koncentrują się na zdobywaniu władzy i trwaniu przy niej. Dzięki temu w SLD niepodzielnie rządzi Miller – a Kwaśniewski bardziej się garnie do rozmaitych salonów niż do plebejskiego aktywu tej formacji. Także dlatego Tusk po przegranej rywalizacji z Geremkiem o szefostwo ich partii wypchnął go z krajowej polityki, gdyż zakładając PO, wyrzucił UW na śmietnik historii.

Człowiek Tuska

W przypadku Ruchu Palikota pozornie jest inaczej. Dziś wszystko wskazuje na to, że lider tego ugrupowania jest skończony. Lewicowo-liberalny salon zdecydowanie popiera Nowicką. Używając feministycznej retoryki, oskarża on Palikota o wulgarny maskulinizm, co oczywiście podchwytują mainstreamowe media. Dodajmy do tego antyklerykalne popisy Armanda Ryfińskiego. Są one już tak chamskie i niesmaczne, że mało komu mogą przypaść do gustu (ot chociażby apelowanie do abdykującego Benedykta XVI o 5 mld euro w celu utworzenia funduszu na rzecz – w większości domniemanych – polskich ofiar pedofilii wśród księży).

Kłopot jednak z Palikotem polega na tym, że za polityka brany jest ktoś, kto nim nie jest. To człowiek, który swój udział w życiu politycznym traktuje jako jeden wielki performance. Palikot jest filozofem nie tylko z wykształcenia. On filozofię praktykuje. Istotą jego działalności jest łamanie wszelkich tabu, odkrywanie tego, co się dzieje po przekroczeniu kolejnej granicy.

Mamy tu do czynienia z nihilizmem, który skłania do tego, aby sprawdzać, jak daleko można się posuwać w czynieniu zła czy w burzeniu ogólnie przyjętych norm i obyczajów. Ci, którzy rzucają na Palikota anatemy, chcąc nie chcąc mu sprzyjają, bo to go tylko napędza do wywoływania kolejnych skandali.

A jednak Palikot, nie będąc politykiem, w polityce działa. I jak wskazują kluczowe głosowania w Sejmie bieżącej kadencji, idzie ręka w rękę z Tuskiem. Przypuszczalnie sprawa Nowickiej to happening mający przykryć kłopoty rządu troszczącego się głównie o swój wizerunek. Tu możemy się posłużyć figurą kukły i karła autorstwa niemieckiego myśliciela Waltera Benjamina. Palikot jest kukłą, którą porusza karzeł Tusk. A skoro tak, to wszystko zależy od tego, jak długo karzeł będzie potrzebował tej kukły. Być może z jakichś przyczyn już jej nie potrzebuje.

Słowa Janusza Palikota: „Być może Wanda Nowicka chce być zgwałcona”, to dla polskiej opinii publicznej istny szok. Komu by przyszło do głowy, że znany skandalista użyje wobec wicemarszałek Sejmu i zarazem swojej partyjnej koleżanki broni, którą stosował wobec swoich głównych wrogów.

Niegdyś Palikot niszczył – jak sam deklarował – „fundamenty godnościowe” prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Spotykało się to z aplauzem w establishmentowych środowiskach uważających PiS za synonim groźnego autorytaryzmu lub zwyczajnego obciachu. Teraz odbywa się niszczenie „fundamentów godnościowych” urzędu sprawowanego przez Nowicką. Ci, którym wcześniej nie przeszkadzały knajackie odzywki pod adresem Lecha Kaczyńskiego, obecnie pałają oburzeniem.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę