Warzecha o Platformie Oburzonych i Piotrze Dudzie

Dobry charyzmatyczny mówca, wyrazista osobowość. Gdyby szef „Solidarności” Piotr Duda zechciał spróbować swoich sił w polityce, byłby poważnym konkurentem przede wszystkim dla Jarosława Kaczyńskiego – pisze publicysta

Publikacja: 20.03.2013 18:29

Jedno jest pewne: Platforma Oburzonych pod patronatem Piotra Dudy, szefa „Solidarności”, wywołała sporą konfuzję w układzie medialno-politycznym. Nikt chyba do końca nie wie, jak się do niej odnieść. Tyle wiadomo. Cała reszta jest niewiadomą. Lecz jakże ciekawą!

Przewaga nad PiS

Projekt Dudy jest na razie w stanie magmowym i nie wiadomo, w co się ostatecznie zmieni: w partię polityczną, ruch społeczny, luźne porozumienie rozmaitych organizacji lub może w nic w ogóle, bo spoiwo oburzenia okaże się zbyt słabe, aby utrzymać razem ludzi o rozbieżnych poglądach. Siłą, a zarazem słabością tego przedsięwzięcia jest to, że dla wszystkich sił politycznych jest trochę wygodny, a trochę niewygodny. Stąd brak ich wyraźnego stanowiska.

Platforma Obywatelska może w nim dostrzegać zagrożenie, bo choć Platforma Oburzonych (zbieżność skrótów nie jest zapewne przypadkowa) może okazać się niespójna, to jednak ma oparcie w największym w Polsce związku zawodowym, a ten z kolei dysponuje organizacyjną infrastrukturą. To ogromnie ważne, jeżeli chce się rozkręcić społeczne emocje: organizować marsze, demonstracje, protesty. Bez wsparcia „Solidarności” poszczególne NGO nigdy nie byłyby w stanie się zebrać i działać razem.

Ponadto jest to ruch sprzeciwu wobec obecnej władzy, i to sprzeciwu w znacznej części pochodzącego – jak w przypadku najbardziej znanej, poza Piotrem Dudą, osoby w Platformie Oburzonych, czyli Pawła Kukiza – spośród kręgów byłych lub przynajmniej potencjalnych zwolenników PO. To znacznie groźniejsze niż rytualny sprzeciw zwolenników PiS. Ta grupa może o wiele łatwiej podkopywać poparcie dla partii rządzącej. Trudniej propagandowo podpiąć ją pod złowrogiego „Kaczora”, choć oczywiście takie medialne próby są podejmowane. Na razie zawodzą.

Z drugiej jednak strony Donald Tusk może mieć powody, aby projekt Dudy popierać lub przynajmniej nie zwalczać go zbyt mocno. To te same powody, dla których z kolei PiS odnosi się do Platformy Oburzonych, mówiąc delikatnie, z dystansem. Jest to bowiem ewidentnie konkurencja w dziedzinie kontestacji rządu Tuska, a tej Jarosław Kaczyński nie znosi. Na tym polu PiS pragnie być bezwzględnym monopolistą.

Owszem, Piotr Duda bywał luźnym sojusznikiem PiS, ale nie da się go kontrolować. Nie orbituje tuż obok prezesa jak niegdyś Janusz Śniadek. Gra własną grę. Ma tę przewagę nad PiS, że nigdy nie pozwolił sobie na zbyt bliskie wizerunkowe powiązanie z tym ugrupowaniem, a zwłaszcza jego liderem, którego w polskiej polityce wyróżnia pokaźny negatywny elektorat.

Społeczna lewica

Jeśli PiS chciałoby za pomocą „projektu Gliński” i innych działań sięgnąć do centrum, projekt Dudy będzie tutaj poważnym rywalem. Trudno sobie wyobrazić, aby środowiska, które ściągnął na spotkanie w Gdańsku lider „Solidarności”, zgodziły się zgromadzić pod egidą PiS. A to one właśnie stanowią przyczółek na terytorium lemingów, wyjściową placówkę do walki o centrum i potencjalnie najbardziej mogą osłabić rządzącą partię.

Mogą – ale czy osłabią? Projekt Dudy budzi wątpliwości. Jakie są jego wady?
Po pierwsze – patron. Siłą „Solidarności” jest, jak już pisałem, infrastruktura organizacyjna. Słabością jest jednak fakt, że mówimy o związku zawodowym. U wielu osób może to budzić wątpliwości i obawy. Związki zawodowe w ogóle nie są politycznie neutralne. Ze swojej natury w społecznej rozgrywce stoją bardziej po lewej stronie, przynajmniej pod względem gospodarczym. Z natury są etatystyczne i antyliberalne. Ten problem ujawnił się już w postaci zgłaszanych przez Dudę – ponownie także podczas spotkania Platformy Oburzonych – socjalizujących postulatów dodatkowego opodatkowania (bo w gruncie rzeczy składki na ubezpieczenie społeczne są rodzajem podatku) umów cywilnoprawnych.

Sporo szumu narobił ostry w tonie list, który w odpowiedzi skierował do Dudy szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak. List Kaźmierczaka – abstrahując od jego agresywnej formy – jest o tyle dla nowej inicjatywy kłopotliwy, że ZPiP to nie to samo co choćby krążące w orbicie władzy Business Center Club czy Związek Pracodawców Polskich „Lewiatan”, zaś sam Kaźmierczak jest związany z liberalnym, zasłużonym think tankiem Centrum im. Adama Smitha, bynajmniej nie kojarzonym ze wspieraniem partii Donalda Tuska.

A trzeba przy tym pamiętać, że znaczna część rozczarowanych praktyką rządów PO dawnych zwolenników tej partii wychodzi raczej z pozycji liberalnych, a nie etatystycznych. Dla nich patronat „Solidarności” nad akcją sprzeciwu może ją automatycznie przekreślać.

Wspólny sprzeciw

Po drugie – ogromnym problemem może być wspomniana heterogeniczność środowisk, które Duda usiłuje zebrać pod swoimi skrzydłami. Z jednej strony mamy tam ruch sprzeciwu wobec ACTA, ciążący raczej ku lewicy i liberalizmowi, z drugiej akcję Ratuj Maluchy, o zdecydowanie konserwatywnym charakterze, a na dodatek Zmielonych Pawła Kukiza, głoszących postulat wprowadzenia w wyborach do Sejmu jednomandatowych okręgów wyborczych, głośno i zdecydowanie zwalczany przez PiS, a po cichu także przez PO i inne ugrupowania.

Wspólny sprzeciw wobec polityki rządzącej partii może być dla tych grup zbyt słabym argumentem, aby w ogóle skutecznie się zorganizować, a cóż dopiero w ramach takiej organizacji w jakikolwiek sposób zagrozić establishmentowi i wymóc pożądane zmiany.

Po trzecie – choć Piotr Duda zapewnia, że nie buduje nowej partii i nie zaspokaja w ten sposób własnych ambicji politycznych, takie pytania i wątpliwości mogą się z czasem pojawić. Wtedy członkowie poszczególnych organizacji będą musieli sobie odpowiedzieć na pytanie, czy nie czują się przez szefa „Solidarności” wykorzystywani, a jeśli tak, to czy godzą się na takie wykorzystanie, sądząc, że przy okazji będą w stanie zrealizować własne cele.

Czy Dudę ciągnie do polityki – tej całkiem już oficjalnej? Nikt oczywiście nie siedzi w głowie lidera „Solidarności”, można jednak zauważyć, że gdyby zechciał spróbować, ma potencjał wystarczający dla kilku osób. Dobry, charyzmatyczny mówca, wyrazista osobowość, polityczna odwaga i wizerunek człowieka przychodzącego spoza zastałych, istniejących od dawna układów. Duda byłby poważnym konkurentem dla obu czołowych liderów (choć bardziej dla Kaczyńskiego), o ile oczywiście nie powinęłaby mu się noga.
Przy wszystkich wadach i możliwych trudnościach ruch, któremu patronuje „Solidarność”, ma też wielkie zalety.

Pierwsza z nich to ta, że biorące w nim udział organizacje są faktycznie pozapartyjne. To autentyczny ruch obywatelskiego protestu przeciwko arogancji całego układu władzy, przez który należy rozumieć zarówno partie rządzące, jak i opozycyjne. To stanowi o jego samoistnej wartości.

Druga to lista postulatów, jakie zgłasza Platforma Oburzonych. Poza etatystycznymi, wypływającymi z samej „Solidarności”, są i inne. Jest postulat wprowadzenia JOW, co z pewnością odświeżyłoby polskie życie publiczne (to oczywiście temat na oddzielną dyskusję i analizę). Jest postulat uporządkowania systemu edukacyjnego i zmiany fatalnych regulacji, wprowadzonych w ciągu ostatnich lat. Jest wreszcie postulat obowiązkowego referendum po zebraniu wystarczającej liczby podpisów obywateli.

Demokracja bezpośrednia

Szczególnie ten ostatni punkt jest godny uwagi, bo pokazuje, że przynajmniej część wyborców dostrzega fasadowość demokratycznych mechanizmów i pragnie zaradzić temu, stawiając na demokrację bezpośrednią. Sami politycy są winni pojawienia się takiego postulatu, skoro regularnie lekceważyli obywatelskie wnioski, składane do parlamentu. To żądanie ma zresztą swój szerszy wymiar, bo fasadowość demokracji to problem zwłaszcza na poziomie struktur europejskich, gdzie od nikogo niezależni urzędnicy, niemający demokratycznego mandatu, podejmują decyzje mające wpływ na życie całych społeczeństw.

Trzeci plus to ten, że nawet jeżeli Platforma Oburzonych ugrzęźnie na mieliźnie, prawdopodobnie zmusi główne partie polityczne do większego wysiłku. Rządzącym przypomni, że gniew obywateli dotyczy także ich, a opozycji – że musi się bardziej starać, jeśli nie chce zamknąć się w rezerwacie.

Autor jest komentatorem dziennika „Fakt”

tor jest komentatorem dziennika „Fakt”

Jedno jest pewne: Platforma Oburzonych pod patronatem Piotra Dudy, szefa „Solidarności”, wywołała sporą konfuzję w układzie medialno-politycznym. Nikt chyba do końca nie wie, jak się do niej odnieść. Tyle wiadomo. Cała reszta jest niewiadomą. Lecz jakże ciekawą!

Przewaga nad PiS

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: O wyższości 11 listopada nad 3 maja
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Polityczna intryga wokół AfD
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Umowa surowcowa Ukrainy z USA. Jak Zełenski chce udobruchać Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Fotka z Donaldem Trumpem – ostatnia szansa na podreperowanie wizerunku Karola Nawrockiego?
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Rosyjskie obozy koncentracyjne
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku