Jedno jest pewne: Platforma Oburzonych pod patronatem Piotra Dudy, szefa „Solidarności”, wywołała sporą konfuzję w układzie medialno-politycznym. Nikt chyba do końca nie wie, jak się do niej odnieść. Tyle wiadomo. Cała reszta jest niewiadomą. Lecz jakże ciekawą!
Przewaga nad PiS
Projekt Dudy jest na razie w stanie magmowym i nie wiadomo, w co się ostatecznie zmieni: w partię polityczną, ruch społeczny, luźne porozumienie rozmaitych organizacji lub może w nic w ogóle, bo spoiwo oburzenia okaże się zbyt słabe, aby utrzymać razem ludzi o rozbieżnych poglądach. Siłą, a zarazem słabością tego przedsięwzięcia jest to, że dla wszystkich sił politycznych jest trochę wygodny, a trochę niewygodny. Stąd brak ich wyraźnego stanowiska.
Platforma Obywatelska może w nim dostrzegać zagrożenie, bo choć Platforma Oburzonych (zbieżność skrótów nie jest zapewne przypadkowa) może okazać się niespójna, to jednak ma oparcie w największym w Polsce związku zawodowym, a ten z kolei dysponuje organizacyjną infrastrukturą. To ogromnie ważne, jeżeli chce się rozkręcić społeczne emocje: organizować marsze, demonstracje, protesty. Bez wsparcia „Solidarności” poszczególne NGO nigdy nie byłyby w stanie się zebrać i działać razem.
Ponadto jest to ruch sprzeciwu wobec obecnej władzy, i to sprzeciwu w znacznej części pochodzącego – jak w przypadku najbardziej znanej, poza Piotrem Dudą, osoby w Platformie Oburzonych, czyli Pawła Kukiza – spośród kręgów byłych lub przynajmniej potencjalnych zwolenników PO. To znacznie groźniejsze niż rytualny sprzeciw zwolenników PiS. Ta grupa może o wiele łatwiej podkopywać poparcie dla partii rządzącej. Trudniej propagandowo podpiąć ją pod złowrogiego „Kaczora”, choć oczywiście takie medialne próby są podejmowane. Na razie zawodzą.
Z drugiej jednak strony Donald Tusk może mieć powody, aby projekt Dudy popierać lub przynajmniej nie zwalczać go zbyt mocno. To te same powody, dla których z kolei PiS odnosi się do Platformy Oburzonych, mówiąc delikatnie, z dystansem. Jest to bowiem ewidentnie konkurencja w dziedzinie kontestacji rządu Tuska, a tej Jarosław Kaczyński nie znosi. Na tym polu PiS pragnie być bezwzględnym monopolistą.