Jedno zdanie Franciszka na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami: „Chcę Kościoła ubogiego i dla ubogich”, trochę informacji o stylu życia w Argentynie przeniesionych do Watykanu wystarczyło, by media okrzyknęły go „Papieżem ubogich”.
Dziadostwo nie pomoże
Ten bez wątpienia rys charakterystyczny dla Franciszka (którego patronem nie bez powodu jest św. Franciszek z Asyżu) został już po wielokroć wykorzystany przez te same media do walki z Kościołem, a nawet z samym chrześcijaństwem. Bo to, co dla jednych może się stać błogosławionym wyrzutem, zachętą dla katolików do przyjrzenia się swojemu stylowi życia, większego zaangażowania na rzecz potrzebujących, dla innych jest nakazem wyzbycia się wszystkiego, bez dostrzeżenia różnicy między ubóstwem a – jak to ktoś celnie określił – dziadostwem, które ani sobie, ani innym nie pomoże. Przy okazji prawie nie zauważa się, że Franciszek ma znacznie więcej do powiedzenia na temat życia, wiary, Kościoła.
Dlatego cieszy, że w połowie maja na polskim rynku ukażą się dwie książki, które bez wątpienia zasługują na uwagę. Są to książki nie o kardynale Jorge Bergoglio, który został papieżem, ale książki, w których sam Bergoglio mówi o sobie. W wywiadzie rzece zatytułowanym „Jezuita”, którego kilka lat temu udzielił dwojgu argentyńskim dziennikarzom Francesce Ambrogetti i Sergio Rubinowi, dzieli się historią swojego życia, mówi o korzeniach, rodzinie, odpowiada na pytania dotyczące Kościoła, Argentyny, jej niedawnej przeszłości i przyszłości religii.
Druga książka „W niebie i na ziemi” to też rozmowa, ale jakże inna. To dialog dwóch równorzędnych partnerów: przyjaciół i liderów religijnych – kard. Bergoglio jako arcybiskupa Buenos Aires i rabina Abrahama Skórki (o polskich korzeniach). Już sama forma książki, nawet bez jej czytania, jest widocznym sygnałem – pokazuje stosunek Bergoglio do drugiego człowieka wyznającego inną religię i do samego judaizmu. Aż żal, że nigdy nie doszło do spisania dialogu prowadzonego przez całe niemal życie między Karolem Wojtyłą a jego żydowskim przyjacielem Jerzym Klugerem. Do przeczytania jednej z książek wydawca zachęca hasłem: „Kościół u progu rewolucji?” Moim zdaniem z wypowiedzi Franciszka nie wynika, aby był on zwolennikiem zmiany podejścia Kościoła do rozwodów, związków niesakramentalnych, związków homoseksualnych, eutanazji itp. Takie są i były w okresie sede vacante oczekiwania wielu środowisk. I takie nieraz słyszę dziś pytania-stwierdzenia katolików, szczególnie gdy chodzi o przystępowanie do sakramentu eucharystii osób w powtórnych związkach.
Dotknąć brudu
Każdy, kto od 13 marca uważnie wsłuchiwał się w głos papieża Franciszka, już wie, że jest on wierny nauczaniu Kościoła. A lektura obu książek to potwierdza. Jedyną zmianą w Kościele, którą dopuszcza Franciszek, jest celibat, ale akurat nie kwestia wiary, lecz dyscypliny. Jako kardynał stwierdził on, że katolicyzm w przyszłości może zrewidować swoje stanowisko w tej kwestii, a jeżeliby to – hipotetycznie – zrobił, to z racji kulturowych. Kościół „podszedłby do tego jak do problemu kulturowego związanego z konkretnym miejscem, a nie rozpatrywałby jej w kategoriach uniwersalnych, zezwalając poszczególnym księżom na wybór”. To słowa kard. Bergoglio sprzed kilku lat, który przy okazji jednak zastrzegł: „Na razie jestem za utrzymaniem celibatu z jego plusami i minusami”. Jedyna zmiana, jakiej z nadzieją wygląda, a jako papież próbuje wprowadzać ją w życie (także dając osobisty przykład) jest wyjście Kościoła do ludzi, do świata. Jest to tak bardzo w duchu Soboru Watykańskiego II, że nie dla wszystkich środowisk, szczególnie tych tradycjonalistycznych, kontestujących sobór, jest do przyjęcia.