Hall: Czemu Koalicja przegrała

Wybory europejskie toczyły się o zasadniczą światopoglądową i obyczajową przemianę polskiego społeczeństwa, a w szczególności osłabienie wpływów Kościoła – pisze publicysta.

Aktualizacja: 02.06.2019 19:44 Publikacja: 02.06.2019 19:23

Hall: Czemu Koalicja przegrała

Foto: Fotorzepa/Piotr Wittman

Sondaże nie zapowiadały wyborczej porażki Koalicji Europejskiej. Wybory do Parlamentu Europejskiego uważane były za szczególnie niewygodne dla PiS, który nigdy w nich nie wygrał, miał trudności ze zmobilizowaniem do głosowania swych wiejskich i małomiasteczkowych wyborców. Opozycja miała powody, aby patrzeć na ten sprawdzian wyborczy z optymizmem. Udało się jej zbudować szeroką koalicję. Za dobry znak mogła traktować ubiegłoroczne, jesienne wybory samorządowe, w których obóz władzy wypadł kiepsko. Polska sprawiała wrażenie zmęczonej rządami PiS.

Skąd więc wysoka porażka Koalicji Europejskiej 26 maja? Oczywiście nie można lekceważyć działań obozu władzy. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić wielkie transfery finansowe. Tylko część z nich miała merytoryczne uzasadnienie. Większość była kosztownym przekupstwem wyborczym. Nie można nie docenić pracy machiny propagandowej mediów rządowych, w szczególności telewizji, która dla wielu mieszkańców wsi i miasteczek stanowi główne źródło informacji, a raczej dezinformacji. Obóz władzy znowu straszył Polaków na potęgę: rzekomymi planami opozycji rychłego wprowadzenia w naszym kraju euro, zaspokojenia przez nią roszczeń środowisk zagranicznych dotyczących mienia pożydowskiego i odebraniem 500+ i innych świadczeń finansowych, gdyby opozycja doszła do władzy.

Oskarżony Kościół

To wszystko prawda. PiS grał nieczysto, nie licząc się ze stanem państwowej kiesy, realnymi potrzebami społecznymi, przedkładając nad nie doraźne wyborcze kalkulacje. Ale te metody działania nie pojawiły się przecież wczoraj.

Uważam jednak, że główne przyczyny wysokiej przegranej Koalicji Europejskiej tkwią w niej samej. Nie formułuję jako zarzutu zbyt szerokiego spektrum, jakie reprezentowała. Nigdy nie byłem sympatykiem lewicy, ale nie przeszkadzało mi, że w koalicji zbudowanej przede wszystkim przez Grzegorza Schetynę byli także byli premierzy z SLD.

Inaczej było z głównym przesłaniem Koalicji Europejskiej. Potrzeba wysłania do PE kompetentnych ludzi, umiejących skutecznie zabiegać o polskie interesy, krytyka europejskiej polityki PiS, a także mobilizowanie zwolenników, poprzez przypominanie, że wybory do PE są pierwszą rundą w batalii, która ma odsunąć PiS od władzy w jesiennych wyborach parlamentarnych i przyszłorocznych prezydenckich, te wątki nie budziły wątpliwości.

Jednak co najmniej od nieszczęsnego wystąpienia redaktora Leszka Jażdżewskiego 3 maja na Uniwersytecie Warszawskim można było odnieść wrażenie, że wybory europejskie toczą się o jeszcze jedną ważną, a może nawet najważniejszą stawkę. Jest nią zasadnicza światopoglądowa i obyczajowa przemiana polskiego społeczeństwa, a w szczególności osłabienie wpływów Kościoła.

Ktoś powie: redaktor Jażdżewski nie reprezentował Koalicji Europejskiej. Tak, to prawda. Jego wystąpienie nie było jednak wygłoszone na naukowym seminarium. Miało miejsce w audytorium wypełnionym czołowymi postaciami opozycji i jej sympatykami. Poprzedzało szeroko reklamowane wystąpienie Donalda Tuska, w którym wielu widzi przyszłego przywódcę obozu przeciwników PiS.

Trudno było nie odczytywać wystąpienia Jażdżewskiego, jako politycznego sygnału. Podobnych sygnałów wysyłanych przez media sympatyzujące z opozycją i opiniotwórcze środowiska z nią związane było znacznie więcej. Kościół, często cały Kościół, sadzano na ławie oskarżonych. Było oczywiste, że liderzy Koalicji Europejskiej ze znaczącym wyjątkiem Władysława Kosiniaka-Kamysza, prezesa PSL, sprawiali wrażenie, że szczególnie liczą na głosy tych Polaków, którzy w Kościele nie są w stanie dostrzec już niczego innego jak wyłącznie sojusznika PiS, systemowego obrońcę księży – pedofilów i przeszkodę w modernizacji Polski.

Brak wyważonego tonu

Trzeba przyznać, że okoliczności były sprzyjające. Faktem jest sojusz znacznej – zapewne przeważającej – części Episkopatu z obozem rządzącym. „Partia" księdza Rydzyka jest ważną, autonomiczną częścią tego obozu i czerpie z tego związku materialne korzyści. Powszechnie oglądany dokumentalny film braci Sekielskich wzbudził oburzenie: obnażał straszne czyny księży pedofilów i poważne zaniedbania ich zwierzchników.

Tak, w naszym Kościele spotyka się duchownych zwyrodnialców, hipokrytów, politycznych agitatorów i ludzi, dla których wizerunek instytucji jest ważniejszy niż solidarność ze skrzywdzonymi. Te zjawiska trzeba piętnować, ale wielką niesprawiedliwością jest sugerowanie, że współczesny polski Kościół to przede wszystkim te zjawiska i ci ludzie. Elementarna uczciwość wymaga doceniania wielu rzetelnych duchownych, wielkiej pracy charytatywnej, opieki nad chorymi i wykluczonymi, zauważenia dokonań duchownych w dziedzinie edukacji i nauki.

Nie tylko ludzie mojego pokolenia mieli szczęście spotykać na swej drodze księży, którzy byli moralnymi autorytetami i przewodnikami, pokazującymi, jak żyć w czasach trudnych. Teraz także można spotkać duchownych dużego formatu moralnego.

Nie sądzę, aby Grzegorz Schetyna tego wszystkiego nie wiedział i nie doceniał. Mówiąc o Kościele, nie potrafił jednak znaleźć wyważonego tonu, próbując grać na emocjach wywołanych filmem Sekielskich (mam na myśli pomysł powołania państwowej komisji do rozliczenia zjawiska pedofilii w Kościele).

Trudno nie zadać pytania, dlaczego choć w wyborach samorządowych pomimo zaangażowania całej rządowej machiny po stronie pisowskich kandydatów na prezydentów i burmistrzów często przegrywali oni także w bastionach partii rządzącej, w wyborach do PE stało się zupełnie inaczej.

Sądzę, że zasadnicze znaczenie miał fakt, że w wyborach samorządowych rywalami kandydatów PiS byli pragmatyczni, doświadczeni samorządowcy należący do opozycji lub niezależni. Tamte wybory nie dotyczyły oceny Kościoła, ideologii i cywilizacyjnego oblicza Polski. Niestety wybory do PE po części stały się takimi wyborami. W znacznej mierze na życzenie opozycji.

Zmobilizowali się więc wyborcy, którzy uznali, że trzeba bronić Kościoła. Szczególnie na wsi i w południowo-wschodniej Polsce. Poważne rozterki mogli przeżywać wyborcy krytycznie nastawieni do rządów PiS, ale obawiający się rewolucji obyczajowej i zaganiania Kościoła do kruchty, w której miał on być nadzorowany przez państwo.

Nie wiem, czy ugrupowania, które tworzyły Koalicję Europejską, będą kontynuować wyborczą współpracę. Dwa warunki muszą być spełnione, aby taka decyzja dawała jakąś nadzieję w perspektywie najbliższych wyborów parlamentarnych. Pierwszy warunek to nowe przesłanie, którego ważnymi elementami musi być odwołanie się do wartości wspólnotowych i szacunek okazywany duchowym i intelektualnym podstawom naszej cywilizacji. Drugi warunek to nowe, wiarygodne przywództwo. Ważnym zadaniem jest także to, aby konserwatyści, chadecy i konserwatywni liberałowie, którzy nie akceptują rządów PiS i kierunku, w którym to ugrupowanie prowadzi Polskę, zaczęli się organizować. To już najwyższy czas.

Sondaże nie zapowiadały wyborczej porażki Koalicji Europejskiej. Wybory do Parlamentu Europejskiego uważane były za szczególnie niewygodne dla PiS, który nigdy w nich nie wygrał, miał trudności ze zmobilizowaniem do głosowania swych wiejskich i małomiasteczkowych wyborców. Opozycja miała powody, aby patrzeć na ten sprawdzian wyborczy z optymizmem. Udało się jej zbudować szeroką koalicję. Za dobry znak mogła traktować ubiegłoroczne, jesienne wybory samorządowe, w których obóz władzy wypadł kiepsko. Polska sprawiała wrażenie zmęczonej rządami PiS.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
W Warszawie zawyją dziś syreny. Dlaczego?
Materiał Promocyjny
BaseLinker uratuje e-sklep przed przestojem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Najniższe instynkty Donalda Tuska
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Nowa Lewica od nowa
Opinie polityczno - społeczne
Andrzej Porawski: Wewnętrzna niespójność KPO
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński dogadał się z Ziobrą. PiS ma kandydata na prezydenta RP