Fałszywi przyjaciele księdza Lemańskiego

W obronie kapłana buntownika stanęły media, których jednym z priorytetów jest walka z Kościołem. Naturalnie nasuwa się więc pytanie o to, dlaczego tak się dzieje. I co ważniejsze – jaki jest cel tego, wydawać by się mogło, pozbawionego sensu sojuszu – zastanawia się publicystka.

Publikacja: 09.07.2013 20:31

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Foto: archiwum prywatne

Red

A co, jeśli ksiądz Wojciech Lemański nie byłby blogerem na portalu Natemat.pl? Jeśli nie prowadziłby regularnego tour po programach TVN 24 i nie gościł tak często na łamach „Gazety Wyborczej”? Śmiem twierdzić, że gdyby tak było, to pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się jego sporem z przełożonym. Nawet więcej! Wydaje mi się, że gdyby ksiądz Wojciech Lemański wyżej od przyjaźni Moniki Olejnik, Katarzyny Wiśniewskiej i Tomasza Lisa stawiał swoją kapłańską posługę i dobro ludzi, których powierzono mu w duszpasterską opiekę, to dziś wcale nie musiałby pakować swoich rzeczy i przeprowadzać się do domu emeryta. Oczywiście, trudno obarczać całą winą media. Przecież nikt księdza Lemańskiego do pisania bloga czy udzielania kolejnych wywiadów, w których nie szczędził krytyki pod adresem Kościoła, nie zmuszał. Ale też mam wrażenie, że nie trzeba było go specjalnie do tego namawiać.

Dorabianie gęby Kościołowi

Ryba połknęła haczyk. Być może proboszcz z Jasienicy nawet sam nie zauważył, kiedy i jak niepostrzeżenie wskoczył w buty „pożytecznego idioty”. Zwróćmy uwagę na to, kto rozdziera szaty nad księdzem Lemańskim. Nie „Gość Niedzielny” czy „Niedziela”. Dla katolickich redakcji decyzja arcybiskupa Hosera – nawet jeśli wydaje się trudna, zbyt ostra czy niesłuszna – jest całkiem zrozumiała i nikt z nią w środowiskach, które na serio uważają się za katolickie, nie polemizuje. W obronie księdza buntownika stanęły jednak media, których jednym z priorytetów jest walka z Kościołem. Naturalnie nasuwa się więc pytanie o to, dlaczego tak się dzieje. I – co ważniejsze – jaki jest cel tego, wydawać by się mogło, pozbawionego sensu sojuszu.

Były proboszcz parafii jasienickiej zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, któremu rodzic nie dał cukierka

A cel jest bardzo prosty. Sytuacja z księdzem Lemańskim to kolejny, doskonały powód do tego, by dorobić Kościołowi tak zwaną gębę. Pokazać rzekomo bezlitosne, karzące oblicze tej instytucji, a kościelnych hierarchów jako bezdusznych urzędników, którzy kneblują usta niepokornym księżom. Jakże pięknie pasuje do tego przykład proboszcza z Jasienicy, który został pozbawiony swojej parafii rzekomo za krytykowanie arcybiskupa Hosera! Dziennikarze, którzy tak hołubią księdza Lemańskiego, nie zauważają – albo nie chcą dostrzec – realnych przyczyn tego konfliktu.

A prawda jest taka, że ksiądz Lemański po kilkakrotnych, bardzo wyraźnych upomnieniach otrzymał zakaz wypowiadania się w mediach. Chodziło między innymi o jego krytyczne opinie na temat dokumentu bioetycznego KEP i sugestie, że in vitro to właściwie żaden grzech. I co z tym zakazem zrobił? Pobiegł na skargę do telewizji! Nawet jeśli odwołał się od tej, jego zdaniem krzywdzącej decyzji, co wydaje się całkiem zrozumiałe, to powinien poczekać na odpowiedź. Tymczasem twarz zbuntowanego księdza pojawiła się na okładce „Tygodnika Powszechnego”, a sam zainteresowany oznajmił: „Nie chcę milczeć”. Tyle że jego chcenie w tamtym momencie miało niewielkie znaczenie. Wydany prawnie zakaz już obowiązywał, a ksiądz Lemański wyraźnie dawał do zrozumienia w kolejnych wywiadach – na przykład w Radiu Zet u Moniki Olejnik – że nic sobie z niego nie robi. A w Kościele, czy to się komuś podoba czy nie, nie ma demokracji. Ksiądz Lemański, przyjmując święcenia kapłańskie, wiedział, na co się decyduje i co ślubuje. A przyrzekał między innymi posłuszeństwo swojemu przełożonemu, które w bezpardonowy sposób zaczął kontestować.

Troska antyklerykałów

I tak ksiądz Lemański wstąpił na równię pochyłą, która doprowadziła go do punktu, w którym obecnie jest. Nietrudno było bowiem przewidzieć, jak taka sytuacja może się skończyć. A tak naprawdę wcale nie skończyła się najgorzej, bo przecież zamiast pozbawienia parafii i skierowania do domu emeryta, arcybiskup Hoser śmiało mógł suspendować zbuntowanego księdza. Dla dziennikarzy „Wyborczej” i Natemat.pl nie ma to jednak najmniejszego znaczenia. Liczy się „gorący temat”, który można podgrzewać przez cały najbliższy tydzień, udzielając zwykle głosu tym, którzy absolutnie nie mają nic wspólnego z Kościołem. I tak, na temat zbuntowanego księdza wypowiedzieli się między innymi wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka i lewicowy bloger Azrael Kubacki. Jak zwykle w jedynym słusznym tonie, prognozując, że ta „skandaliczna decyzja” obróci się przeciwko Kościołowi i nikt już „nie uwierzy w jego dobre intencje”.

Bynajmniej nie twierdzę, że o sprawach Kościoła mogą się wypowiadać jedynie gorliwi katolicy. Zastanawiające wydaje się jednak to, że dobro Kościoła leży na sercu pani promującej aborcję i zdeklarowanego antyklerykała. A może tak naprawdę wcale nie chodzi im o dobro? A jeśli już, to ich własne i wykorzystują dramat księdza Lemańskiego do prywatnych rozgrywek? Uważnie obserwując medialne reakcje, a raczej histerie, jakie wywołuje w lewicowych mediach decyzja arcybiskupa Hosera, nie mam wątpliwości co do tego, że tak właśnie jest. Zbuntowany kapłan stał się jedynie pionkiem w grze, która ma jeden cel – możliwie najbardziej obrzydzić ludziom Kościół.

I już teraz można powiedzieć, że w dużej mierze cel ten udało się zrealizować, a zajadłe ataki „Newsweeka” czy portalu Natemat.pl na arcybiskupa Hosera uwypuklają negatywne emocje. Ksiądz Lemański z pomocą zaprzyjaźnionych redakcji kreuje się na ofiarę hierarchicznego Kościoła. Niby mówi o ewangelicznym upominaniu, co sugerowałoby, że dobrze wie, jaką drogą w tej sytuacji pójść, a mimo to chodzi opłotkami. Biegnąc do Moniki Olejnik na skargę, zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, któremu rodzic nie dał cukierka, więc na oślep pędzi do kogoś, kto podaruje mu jakiś produkt czekoladopodobny. A przecież media nie są instytucją od rozwiązywania wewnętrznych problemów w Kościele. Tomasz Lis to nie jest dobry dziadek, który pogrozi palcem arcybiskupowi Hoserowi. Jasne, może piórami swoich blogerów sugerować, że duchowny rzekomo nic nie zrobił w sprawie ludobójstwa w Rwandzie, ale jasienickiej parafii księdzu Lemańskiemu nie przywróci.

Niestety, zbuntowany kapłan łudzi się, że jest inaczej, a im dalej brnie w konflikt z władzami kościelnymi, w którym amunicję noszą za nim dziennikarze, tym większy sieje zamęt wśród osób wierzących. Ireneusz Kudelski, jeden z administratorów strony „O prawo do głosu księdza Lemańskiego”, wprost napisał, że rozważa dokonanie aktu apostazji. „Do tej pory nie myślałem o odejściu z Kościoła katolickiego, ale decyzja arcybiskupa Hosera tę myśl uaktywniła. Nie chcę należeć do Kościoła, w którym jest takie indywiduum z takim pojęciem Boga, religii i zbawienia” – napisał na profilu, który miał wyrażać poparcie dla proboszcza z Jasienicy. Czy niebawem będzie to miejsce do rzucania aktem apostazji jak partyjną legitymacją? Fałszywi przyjaciele księdza Lemańskiego, w dużej mierze winni zaistniałej sytuacji, z nieskrywaną rozkoszą podchwyciliby takie spektakularne odejścia.

Kto zostaje bohaterem?

Chciałabym wierzyć, że samemu zainteresowanemu nie spodobałby się taki obrót sprawy – wszak zapewnia on, że zależy mu na dobru Kościoła i nie chce z niego odchodzić. Rubikon został jednak przekroczony. „Gazeta Wyborcza”, która „napompowała” księdza Lemańskiego, publikuje obszerny materiał o mieszkańcach Jasienicy. Parafianie zbuntowanego kapłana sami zaczynają się buntować – deklarują, że nowego administratora przysłanego przez kurię pogonią widłami. Redaktorzy z Czerskiej i Wiertniczej zacierają ręce – będą „gorące tematy”. Nie kwestionuję tego, że jasienicki proboszcz jest świetnym duszpasterzem – w końcu nie bez przyczyny parafianie stoją za nim murem. Nie zmienia to jednak faktu, że stał się marionetką w rękach mediów, które z Kościołem walczą.

Ksiądz Lemański jest dla nich bohaterem idealnym – nie dość, że otwarcie krytykuje Kościół i hierarchów, to jeszcze za nic ma reguły, jakimi rządzi się ta instytucja. Nie uważam oczywiście, że kapłan – w imię ślubowanego posłuszeństwa – ma siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Przecież krytyczne opinie często wypowiada także ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który upomina się między innymi o właściwe rozwiązywanie skandali pedofilskich w Kościele. Dlaczego ormiański duszpasterz nie stał się bohaterem „Wyborczej”? Bo kiedy otrzymał – jego zdaniem również niesłuszny – zakaz wypowiedzi w mediach od kardynała Dziwisza, zamilkł do wyjaśnienia sprawy... Tymczasem ksiądz Lemański wygłasza niskich lotów oświadczenie, w którym nie znajdziemy nic, ponad stek żenujących insynuacji (oczywiście w blasku fleszy), biega od redakcji do redakcji i przez wszystkie przypadki odmienia enigmatyczne sformułowanie: „głęboko niestosowne zachowanie” jako zarzut pod adresem arcybiskupa Hosera. Jaki jest tego efekt? „Fakt” już zastanawia się, czy ordynariusz warszawsko-praski molestował księdza Lemańskiego...

Czy przypadkiem gdzieś już tego nie widzieliśmy? Czy w podobną histerię nie popadły lewicowe media, kiedy zakaz wypowiedzi otrzymał ksiądz Boniecki? Przyjaciel Moniki Olejnik i Nergala, chętnie krytykujący ojca Rydzyka i mówiący, że krzyża w Sejmie właściwie mogłoby nie być – czyż nie jest to idealny kandydat na sprzymierzeńca? Były naczelny „Tygodnika Powszechnego”, choć nie od razu, ostatecznie zamilkł i ograniczył swoje wypowiedzi do łamów macierzystego pisma. Zamilkli też dziennikarze, którym walka o „głos dla księdza Bonieckiego” szybko się znudziła i trzeba było znaleźć inny „gorący temat”, aby utrzymać na stałym poziomie słupki oglądalności.

Zapewne to samo stanie się wkrótce z księdzem Lemańskim. A fałszywi przyjaciele kapłana, którzy najpierw rozdmuchali jego ego, uwiedli medialnym rozgłosem i doprowadzili do dramatycznej sytuacji, niebawem o nim zapomną, zostawiając go całkiem samego z jego dylematami i rozterkami. I właśnie po tym poznaje się prawdziwych przyjaciół...

Autorka jest publicystką kwartalnika „Fronda”

Kulisy konfliktu ks. Lemańskiego z abp. Hoserem

A co, jeśli ksiądz Wojciech Lemański nie byłby blogerem na portalu Natemat.pl? Jeśli nie prowadziłby regularnego tour po programach TVN 24 i nie gościł tak często na łamach „Gazety Wyborczej”? Śmiem twierdzić, że gdyby tak było, to pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się jego sporem z przełożonym. Nawet więcej! Wydaje mi się, że gdyby ksiądz Wojciech Lemański wyżej od przyjaźni Moniki Olejnik, Katarzyny Wiśniewskiej i Tomasza Lisa stawiał swoją kapłańską posługę i dobro ludzi, których powierzono mu w duszpasterską opiekę, to dziś wcale nie musiałby pakować swoich rzeczy i przeprowadzać się do domu emeryta. Oczywiście, trudno obarczać całą winą media. Przecież nikt księdza Lemańskiego do pisania bloga czy udzielania kolejnych wywiadów, w których nie szczędził krytyki pod adresem Kościoła, nie zmuszał. Ale też mam wrażenie, że nie trzeba było go specjalnie do tego namawiać.

Pozostało 90% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml