Czy warto umierać za Syrię

To w kierunku Moskwy, a nie Waszyngtonu należy kierować wyrazy protestu oraz potępienia i to ją obarczać odpowiedzialnością za bezkarność syryjskich wojsk rządowych – pisze politolog.

Publikacja: 02.09.2013 20:03

Zbigniew Lewicki

Zbigniew Lewicki

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

Ogłoszenie przez prezydenta Baracka Obamę zamiaru dokonania karnego uderzenia na wybrane cele w Syrii praktycznie przesądza o dalszym postępowaniu Stanów Zjednoczonych. Można się wprawdzie spodziewać gorącej debaty w Kongresie, gdzie republikanie zapewne nie omieszkają wykorzystać okazji do wytknięcia słabości polityki zagranicznej Obamy, ale jest niemal pewne, że w ostatecznym rachunku górę weźmie poczucie odpowiedzialności za państwo. Biały Dom może liczyć na przyjęcie postulowanej rezolucji – o ile oczywiście ustalenia wywiadu nie zostaną podważone.

Tylko Waszyngton może zareagować na tyle skutecznie, by zniechęcić przyszłych naśladowców Asada

Powinności mocarstwa

Istotą sprawy jest zresztą odpowiedzialność nie tyle za państwo, ile za bieg spraw w świecie. Nie ulega bowiem wątpliwości, że istotę bycia mocarstwem stanowi odpowiedzialność za terytoria znajdujące się w jego pieczy, za utrzymanie na nich pokoju i stabilności. Tak rozumiały swoją rolę kolejne mocarstwa, nawet Rosja Sowiecka, choć postulat zachowania status quo na kontrolowanym przez siebie obszarze rozumiała ona dość specyficznie.

Także zresztą i Stany Zjednoczone na początku XX w. opacznie pojmowały swą rolę wobec państw Ameryki Południowej i Środkowej, ale już w okresie międzywojennym unieważniły sankcjonującą takie postępowanie doktrynę. Po II wojnie światowej natomiast starały się możliwie skutecznie wywiązywać z obowiązków mocarstwa światowego, co przez pół wieku oznaczało w praktyce powstrzymywanie imperialnych zamysłów Moskwy. Żołnierze amerykańscy ginęli przecież w Korei nie w imię nieistniejących tam zasobów surowcowych, a gdy zaś w 1956 r. Stany Zjednoczone nie zdecydowały się na interwencję na Węgrzech, wzbudziło to słuszne oburzenie demokratów na całym świecie.

Oczywiście nie wszystkie interwencje amerykańskie były skuteczne, czego koronnym przykładem jest ostateczny efekt konfliktu wietnamskiego, nie wszystkie też były oparte na wystarczająco solidnych podstawach, jak chociażby przy drugiej wojnie z Irakiem. Ale nawet najbardziej jednostronna krytyka nieuniknionych błędów Ameryki nie zniechęciła jej do wypełniania powinności mocarstwa globalnego. To dzięki Waszyngtonowi nie doszło do interwencji sowieckiej w Polsce w grudniu 1980 r. i to Waszyngtonowi Bośniacy zawdzięczają nie tylko swoje państwo, ale wręcz fizyczne przetrwanie.

Asad nie łamie umów

Konflikt w Syrii toczy się od ponad 2 lat i pociągnął dotąd za sobą około 100 tys. ofiar. Świat przygląda się tym wydarzeniom na ogół z oburzeniem, ale nie czyni nic, by położyć im kres. Zarówno bowiem organizacje międzynarodowe, jak i poszczególne państwa uznają, że wojny domowe zawsze są niezwykle krwawe, że wszelkie interwencje z zewnątrz z reguły zaostrzają tylko takie konflikty, a wreszcie, że zasada suwerenności uniemożliwia interwencję bez zgody legalnego rządu danego państwa. Z tych ograniczeń doskonale zdaje sobie sprawę prezydent Baszar Asad i cynicznie je wykorzystuje mimo powszechnego oburzenia społeczności międzynarodowej.

Także i Stany Zjednoczone długo pozostawały bezczynne wobec wojny w Syrii, choć zarazem wyraźnie określiły granicę swojej bezczynności, jaką miało stanowić ewentualne użycie przez wojska rządowe broni chemicznej. Nie wszyscy komentatorzy wydarzeń w Syrii zdają sobie bowiem sprawę z faktu, że nie jest ona, jako jedno z pięciu tylko państw (wraz m.in. z Egiptem i Koreą Północną), sygnatariuszem Konwencji z 1992 r. o zakazie broni chemicznej i nie podlega określonym w niej ograniczeniom i procedurom. Robiąc zatem użytek z broni chemicznej, formalnie rzecz biorąc Syria nie łamie zobowiązań międzynarodowych – i dlatego właśnie przestrzeganie tego zakazu trzeba na niej wymóc innymi sposobami. Najskuteczniejsze z nich to groźba sankcji międzynarodowych oraz perspektywa działań odwetowych ze strony mającego takie możliwości wielkiego mocarstwa.

Destrukcyjna rola Rosji

Jest dość zdumiewające, że politycy i komentatorzy kwestionujący prawo Stanów Zjednoczonych do interwencji w Syrii z niezwykłą łatwością przechodzą do porządku dziennego nad destrukcyjną rolą Rosji w konflikcie syryjskim. A przecież gdyby nie zapowiedziane weto Moskwy, Rada Bezpieczeństwa ONZ mogłaby skorzystać z wielu pozostających w jej dyspozycji środków nacisku, w tym z embarga, a nawet z wojskowej interwencji międzynarodowej, która mogłaby przerwać działania zbrojne w Syrii. To w kierunku Moskwy, a nie Waszyngtonu należy kierować wyrazy protestu oraz potępienia i to ją obarczać odpowiedzialnością za bezkarność syryjskich wojsk rządowych.

Rosja nie działa jak rozumiejące swoją globalną rolę mocarstwo poważnie uwzględniające interesy międzynarodowe, lecz jedynie realizuje czysto partykularny interes, jakim jest chęć utrzymania ostatnich już pozostających w jej dyspozycji baz marynarki wojennej na Morzu Śródziemnym. Inna sprawa, że nikogo nie dziwi takie właśnie postępowanie Władimira Putina i mało kogo śmieszył Orwellowski pomysł ważnych osobistości rosyjskich, by nazwisko Obamy usunąć z grona laureatów Nagrody Nobla, co dobitnie ukazuje kompromitująco niski status Moskwy w opinii międzynarodowej.

Niełatwa decyzja

Nie ulega wątpliwości, że decyzja o interwencji w Syrii nie przyszła Barackowi Obamie łatwo. Po pierwsze, Stany Zjednoczone, co prezydent wyraźnie, i prawdziwie, podkreślił, nie mają w tym państwie żadnych własnych interesów. Jeśli już, to zapewne rozumieją, że przedłużanie się konfliktu syryjskiego jest na rękę Izraelowi, dla którego Damaszek pozostawał najgroźniejszym sąsiadem. Interwencja amerykańska w Syrii może natomiast, zgodnie z pokrętną logiką regionu, spowodować poważne zagrożenie dla Izraela: ze strony Syrii, Iranu czy też wspieranych przez te państwa grup terrorystycznych.

Po drugie, byłoby nierozsądnie zakładać, że uderzenie na Syrię zostanie przeprowadzone ze stuprocentową dokładnością i skutecznością. Zapewne któraś z rakiet nie trafi w cel, gdzieś znajdą się jacyś cywile, w tym może nawet dzieci, i z pewnością reżim Asada szeroko nagłośni każdy taki przypadek, a w razie potrzeby bez trudu go sfabrykuje.

Po trzecie, wiarygodność Stanów Zjednoczonych jako dostarczyciela danych wywiadowczych doznała poważnego uszczerbku po wprowadzeniu w błąd sojuszników Ameryki w przeddzień drugiej wojny z Irakiem. Spiskowa teoria dopuszczenia się przez Waszyngton świadomego kłamstwa wydaje się mało prawdopodobna, ale niewątpliwie doszło do nadużycia zaufania przyjaciół, czego reperkusje widać w obecnym sceptycyzmie niektórych państw europejskich wobec twierdzeń Obamy. Prezydent doskonale jednak wie, czym może grozić ponowny błąd tego typu i świadomość ta zdecydowanie uwiarygodnia prezentowane obecnie informacje wywiadowcze.

I wreszcie po czwarte, interwencja amerykańska nie zostanie usankcjonowana przez Radę Bezpieczeństwa ONZ, gdzie uniemożliwia to Rosja pospołu z Chinami, ani nawet, jak się wydaje, przez NATO, gdzie wymagana jest jednomyślność (co jest skądinąd kolejnym dowodem na uwiąd tej instytucji, mającej w założeniu reagować szybko i skutecznie). Działanie Stanów Zjednoczonych będzie zatem jednostronne, podjęte na mocy własnej decyzji – co stworzy bardzo niebezpieczny precedens. A prawo międzynarodowe składa się m.in. z precedensów i trudno przewidzieć, kto i kiedy powoła się na obecne wydarzenia, by uprawomocnić swoje podjęte w złej wierze działania.

Z tych wszystkich powodów tym bardziej należy docenić postępowanie Stanów Zjednoczonych i samego prezydenta. Nikt myślący poważnie o polityce międzynarodowej nie może zaakceptować użycia broni masowego rażenia przeciw ludności cywilnej, ale tylko Waszyngton może zareagować na złamanie tej zasady na tyle skutecznie, by zniechęcić przyszłych naśladowców Asada.

Kraj graniczny

Pozostaje zadać pytanie, co taki rozwój wypadków oznacza dla Polski. Mniejsza o postulat prezydenta Bronisława Komorowskiego dotyczący rezygnacji z misji międzynarodowych, a wysunięty po zaprzestaniu takich działań przez NATO. Gorzej, że wobec obecnego postępowania Waszyngtonu zdystansował się premier Donald Tusk. Pięknoduchostwo jest miłą postawą, ale nie w poważnie traktowanej polityce międzynarodowej.

O interwencję w Syrii wielokrotnie prosiła przecież Turcja, graniczne państwo NATO. Polska jest również krajem granicznym sojuszu, mającym więcej niż jednego niechętnego jej sąsiada. Już kiedyś boleśnie zapłaciliśmy za pogląd, że „nie warto umierać za Gdańsk”. Teraz z ust premiera dowiadujemy się, że Polski nie obchodzi los zagazowywanych Syryjczyków. Taka postawa, jak mawiał wielki strateg Talleyrand, to gorzej niż zbrodnia – to błąd.

Autor jest dyrektorem Instytutu Prawa Międzynarodowego, Unii Europejskiej i Stosunków Międzynarodowych UKSW

Ogłoszenie przez prezydenta Baracka Obamę zamiaru dokonania karnego uderzenia na wybrane cele w Syrii praktycznie przesądza o dalszym postępowaniu Stanów Zjednoczonych. Można się wprawdzie spodziewać gorącej debaty w Kongresie, gdzie republikanie zapewne nie omieszkają wykorzystać okazji do wytknięcia słabości polityki zagranicznej Obamy, ale jest niemal pewne, że w ostatecznym rachunku górę weźmie poczucie odpowiedzialności za państwo. Biały Dom może liczyć na przyjęcie postulowanej rezolucji – o ile oczywiście ustalenia wywiadu nie zostaną podważone.

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?