1. Od „końca historii" do „powrotu do historii".
Żeby móc skutecznie leczyć chorobę, lekarz musi ją wpierw zdiagnozować. Analogicznie, żeby zapobiegać bolączkom nękającym współczesny świat, których – o czym przekonujemy się na własnej skórze – nie brakuje, trzeba je dokładnie opisać. To dlatego wciąż pojawiają się próby kreślenia syntez. Ich celem jest uchwycenie logiki, podług której dokonuje się w świecie postęp i rozwój.
Jedną z pierwszych głośnych historiozofii w XX w., przede wszystkim na gruncie przemian politycznych i stosunków międzynarodowych, zaproponował amerykański politolog Francis Fukuyama. Amerykański myśliciel już po upadku Związku Sowieckiego ogłosił „koniec historii" . Krach komunizmu oznaczał dla niego triumfalny pochód liberalnej demokracji.
W kontrze do tego huraoptymizmu należy czytać innego amerykańskiego intelektualistę, Samuela Huntingtona. Przekonywał w połowie lat 90., że świat skazany jest na „zderzenie cywilizacji". Potwierdzeniem tez Huntingtona miały być wydarzenia, które z zapartym tchem i przerażeniem oglądaliśmy rankiem 11 września 2001 roku, kiedy to islamscy terroryści zaatakowali skutecznie i spektakularnie Nowy Jork, godząc w symboliczne centrum światowej finansjery – Twin Towers.
Ale na tym nie koniec. W tym czasie za sterem Ameryki, jedynego wówczas supermocarstwa, stał George W. Bush. Konserwatywny prezydent – by zabić muchę – zawsze używał do tego armaty. Na to jednakże nie chciały przystać kraje „starej Europy". Dlatego prawicowy intelektualista Robert Kagan ogłosił pod koniec XX w. nieuchronne zderzenie już nie cywilizacji (Zachód kontra islam albo, używając terminologii Benjamina Barbera: „Dżihad kontra Mcświat"), lecz Ameryki i Europy. Kagan pisał metaforycznie: „Amerykanie są z Marsa, Europejczycy z Wenus".
Dziś już wiemy, że żywotność każdej z tych diagnoz nie przekroczyła kilkunastu miesięcy sławy. I że wszystkie one spoczywają obecnie tam, gdzie znajduje się miejsce chwytliwych i chwilowych bon motów: na śmietniku historii. O jednym tylko – i to na własnej skórze – na przełomie wieków przekonaliśmy się dobitnie. Mianowicie, że nie ma ucieczki od historii!