Stawką, o którą toczy się gra w relacjach Unii Europejskiej z krajami objętymi polityką Partnerstwa Wschodniego, jest wiarygodność UE jako podmiotu polityki zagranicznej. Był to bardzo dobrze zorganizowany pomysł na przybliżanie państw i społeczeństw byłego Związku Radzieckiego do demokracji, standardów praw człowieka, nowoczesności i praworządności.
Zaoferowaliśmy tę politykę naszym partnerom, a oni ją zaakceptowali – jedni bardziej ochoczo, inni mniej. Nie jest zaskoczeniem, że inaczej wygląda dziś wizerunek Azerbejdżanu czy Białorusi, a jeszcze inaczej Mołdawii czy Ukrainy. Miało być każdemu według potrzeb i od każdego według możliwości. Ten przyjazny program odbywał się z akceptacją społeczeństw i elit politycznych krajów sąsiedzkich.
Tymczasem Rosja, poprzez swoje ostatnie działania, radykalnie zmieniła sytuację. Armenia nagle zdecydowała przystąpić do Unii Celnej i odrzuciła tym samym negocjowane przez lata stowarzyszenie z Unią Europejską. Mołdawskie wino przestało odpowiadać smakoszom z Federacji Rosyjskiej, a umowy wojskowe trzymają w szachu Azerbejdżan. Wobec Ukrainy zastosowano szantaż handlowy. Kraje, które dla nas były partnerami w polityce sąsiedztwa, stały się przedmiotem geostrategicznych zabiegów.
Rosja zawsze konkurowała z Unią o ten region, lecz dotychczas była to gra „soft". Dzisiaj Kreml sięga po groźby i straszy kraje Partnerstwa Wschodniego kłopotami nie do przezwyciężenia dla ich gospodarek. Oznacza to radykalną zmianę filozofii relacji z Rosją, która pokazuje się jako twardy gracz zamierzający zdominować i przymusić kraje do obrania wyznaczonej przez siebie drogi. Pozbawia społeczeństwa prawa suwerennego wyboru. Jeżeli Unia Europejska ugnie się i nie stworzy skutecznej kontrpropozycji dającej swoim wieloletnim partnerom realną szansę podjęcia decyzji bez nacisków, jej wiarygodność na scenie międzynarodowej zostanie mocno nadszarpnięta.
Mówiąc krótko, możemy przegrać kraje Partnerstwa Wschodniego. Byłoby żenujące, gdyby embargo winne, koniakowe czy gazowe okazało się skuteczniejsze od naszej polityki. Niech przywódcy europejscy mający wątpliwości, jak zachować się w tej sytuacji, wspomną miliony ludzi na Majdanie, którzy w mrozie domagali się wolności i demokracji. Niech wspomną rewolucję róż w Gruzji i pomyślą o wszystkich tych, którzy traktowali ofertę budowy demokracji jako poważną perspektywę. Jeśli dzisiaj elity dadzą się zastraszyć i nie podejmą wystarczających działań, ci ludzie będą czuli się oszukani.