Memches: Franciszku, żarty się skończyły!

W Kościele obowiązują reguły, których nie unieważnia się w zależności od tego, czy ktoś nam się jawi jako sympatyczny, pełen charyzmy kapłan, a kto inny jako antypatyczny sztywny urzędnik kościelny – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 23.12.2013 01:00

Filip ?Memches

Filip ?Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Watykan zawiódł. Do takiego wniosku doszli orędownicy działalności księdza Wojciecha Lemańskiego zawiedzeni kolejną decyzją Stolicy Apostolskiej, która jest nie po ich myśli. Tak to jest, kiedy się pokłada nadzieję w papieżu wyobrażonym, a nie realnym. Ale po kolei.

Przypomnijmy, dwa miesiące temu Kongregacja do spraw Duchowieństwa odrzuciła odwołanie (rekurs) kontrowersyjnego kapłana od decyzji jego zwierzchnika, arcybiskupa Henryka Hosera. Przyznała tym samym słuszność ordynariuszowi warszawsko-praskiemu, który księdzu Lemańskiemu zakazał wypowiadania się w mediach. W ubiegłym tygodniu ta sama jednostka Kurii Rzymskiej znowu orzekła, że purpurat miał rację. Tym razem chodziło o odwołanie księdza Lemańskiego od decyzji dotyczącej jego usunięcia ze stanowiska proboszcza parafii w Jasienicy.

Środowiska lewicowo-liberalne narzucając opinii publicznej swoją wizję Kościoła, grają na skonfliktowanie następcy świętego Piotra z Episkopatem Polski

Pranie mózgów

W lewicowo-liberalnych środowiskach się zagotowało. Cały misternie utkany plan spalił na panewce. Batalia o księdza Lemańskiego miała być przecież swoistym poligonem, na którym przećwiczono by przewagę „dobrego" Franciszka nad „złym" Episkopatem Polski, otwierając tym samym drogę rewolucji kulturowej w obrębie Kościoła katolickiego nad Wisłą. A tu nic.

Znamienne były komentarze w „Gazecie Wyborczej".

Oto Jarosław Mikołajewski wyznaje: „Zaczynam się zastanawiać, czy Kościół Franciszka, którym cieszymy się od dziewięciu miesięcy, istnieje naprawdę. (...) Odpowiedź, która nadeszła dziś z Watykanu na odwołanie dobrego, żarliwego księdza, dociera do mnie w tonacji dramatu. (...) Co takiego – pytam – zrobił ksiądz Lemański, że działa na szkodę Kościoła? Nie tylko retorycznie, w powietrze. Pytam też kogoś, kto jest w Watykanie. – No wiesz – słyszę – Hoser ma tam przyjaciół...".

A więc i na łamach wyśmiewającej wszelkie teorie spiskowe „GW" znajdzie się dla nich miejsce, pod warunkiem że z ich pomocą publicyści będę mieli szanse rozwiązywać własne dysonanse poznawcze. A dysonansem takim jest brak osobistego poparcia papieża dla księdza Lemańskiego. Mikołajewski zatem przybiera kategoryczny ton: „Kiedyś pisałem »żarty się skończyły«, myśląc o tym, że biskupi nie mogą ignorować istnienia Franciszka. Powtarzam teraz »żarty się skończyły«, ale słowa te kieruję do niego. Dzisiaj to papież nie może udawać, że nie istnieją biskupi: polskie hierarchie, rzymskie kongregacje".

Żali się też Jan Turnau, stwierdzając, że były proboszcz parafii w Jasienicy jest „czupurny", ale papież również, a nawet bardziej. „Przejeżdża się po biskupach o wiele mocniej, bo jego słowa spadają z najwyższej góry". Jeden z dyżurnych publicystów katolickich „Wyborczej" liczył chyba na to, że papież to równiacha, który usprawiedliwi chłostanie polskich hierarchów kościelnych przez księdza Lemańskiego, bo czego się nie robi dla pięknych, szlachetnych idei? Turnau daje więc wyraz swojemu rozczarowaniu: „»Co wolno księciu, nie tobie, prosięciu«? Nie jest to przysłowie Soboru Watykańskiego II ani papieża Franciszka".

Tak naprawdę środowiska lewicowo-liberalne, narzucając opinii publicznej swoją wizję Kościoła, grają na skonfliktowanie następcy świętego Piotra z Episkopatem Polski. A ponieważ to się udać nie może, pozostaje polskiemu społeczeństwu urządzić pranie mózgów. Bo przecież dla niejednego katolika w naszym kraju większym autorytetem jest publicysta pouczający w swoich tekstach purpuratów o tym, że stanowisko Kościoła w rozmaitych drażliwych kwestiach (aborcja, in vitro, homoseksualizm itd.) powinno być dostosowane do standardów aksjologicznych wyznaczanych przez świecki humanizm niż duchowny przypominający w niedzielnym kazaniu o niemożności pogodzenia Ewangelii z „mądrością tego świata". Takie sytuacje są warte wykorzystania.

Kto jest dobry, a kto zły

Batalii o księdza Lemańskiego towarzyszą w Polsce też dwa inne okołokościelne spory: jeden dotyczy walki z pedofilią wśród kleru, drugi zaś – teorii gender. Pozornie spory te dotyczą dwóch różnych spraw. Tymczasem – jak próbowali dowieść niedawno temu na łamach „Rzeczpospolitej" Kazimierz Bem i Jarosław Makowski – mamy tu do czynienia w istocie z jednym sporem.

Wydawałoby się, że jeśli chodzi o konieczność walki z pedofilią, nie ma w Polsce żadnych rozdźwięków. Mamy tu bowiem do czynienia nie tylko z ciężkim przestępstwem, ale i – pod względem moralnym w powszechnym odczuciu – z czymś nikczemnym. Problem polega na tym, że występującym w mediach duchownym zdarza się nieudolnie miotać między potrzebą obrony dobrego imienia instytucji, którą reprezentują, a koniecznością rozliczania tej instytucji z tego wszystkiego, co ją brutalnie kompromituje.

Ponadto dzieje się to w określonym kontekście: dziś Kościół bywa często atakowany przez z założenia wrogie jemu środowiska głównie z przyczyn ideologicznych, a nie wyłącznie z powodu występujących w nim przypadków molestowania seksualnego dzieci i młodzieży.

Tyle że nieudolnemu miotaniu się niektórych duchownych towarzyszą także sytuacje, w których władze kościelne wyciągają ostre konsekwencje wobec kapłanów podejrzanych o zachowania pedofilskie i inne czyny przestępcze (jak to było chociażby w Legionowie i Klukach). W tym roku Episkopat Polski powołał też koordynatora do spraw ochrony dzieci i młodzieży. A w Krakowie zaczął się specjalny kurs dla przedstawicieli instytucji kościelnych, w trakcie którego uczą się oni, jak przekazywać wiedzę na temat zagrożeń seksualnych osobom niepełnoletnim.

Oczywiście, zawsze można ponarzekać, że to wciąż mało. Tymczasem Bem i Makowski próbują wmówić opinii publicznej, że hierarchowie w ogóle nie walczą z pedofilią, a zamiast tego walczą z teoriami gender. W tekście czytamy: „Jest sytuacją tragiczną, gdy Kościół Dobrą Nowinę Robotnika z Nazaretu wykorzystuje jako cep w ideologicznej walce. Walce nie z grzechem i niesprawiedliwością, ale z wrogiem, którego sam stworzył, by przykryć własne grzech i występek".

To by oznaczało, że Kościół w ogóle ma zaniechać udziału w jakichkolwiek debatach światopoglądowych, bo jeśli bierze w nich udział, to – chcąc nie chcąc – opiniuje określone przekonania. A opiniowanie może być pozytywne lub negatywne. Gdy Kościół opiniuje jakąś koncepcję negatywnie, to – idąc tokiem myślenia Bema i Makowskiego – wskazuje wroga, czyli konkretnego człowieka lub grupę ludzi, którzy tę koncepcję reprezentują.

Rysuje się nam zatem tu prosty podział: po jednej stronie mamy większościowy „Kościół zamknięty", Kościół Episkopatu Polski, agresywny i wojowniczy, kryjący pedofilów i walczący z teoriami gender, po drugiej natomiast – mniejszościowy „Kościół otwarty", Kościół księdza Lemańskiego, pokojowy, zajęty samobiczowaniem za rozmaite własne grzechy i niezabierający głosu w kwestiach światopoglądowych. Czy jeśli taki podział byłby prawdziwy, to można byłoby mieć jeszcze wątpliwości co do tego, kto tu jest dobry, a kto zły?

Infantylne schematy

Dla Bema i Makowskiego wzorowy chrześcijanin to po prostu poczciwy człowiek, który mówi o grzechu tylko wówczas, jeśli to nie razi bliźnich. Ale w efekcie ktoś taki wykazuje się fałszywym miłosierdziem, bo się okazuje tylko miły i sympatyczny, czyli nijaki. Tymczasem duchowieństwo, krytykując, a nawet piętnując teorie gender, nie robi tego po to, żeby pognębić jakichś konkretnych ludzi, którzy je podzielają, lecz dlatego, że analizując je, dostrzega zawartą w tych teoriach koncepcję człowieka sprzeczną z nauczaniem Kościoła.

Koncepcja ta może skutkować chociażby programami wychowawczymi szkodliwymi dla rozwoju dzieci, bo stawiającymi za cel „uwalnianie" dziewczynek i chłopców od rzekomych ograniczeń, jakie mają nieść role społeczne wynikające z naturalnych różnic płciowych.

Analogicznie jest z batalią o księdza Lemańskiego. Kongregacja do spraw Duchowieństwa przyznała słuszność arcybiskupowi Hoserowi, a nie jemu, nie dlatego, że chciała komuś sprawić przyjemność, a komu innemu wyrządzić krzywdę. W Kościele obowiązują pewne reguły gry, których nie unieważnia się w zależności od tego, czy ktoś nam się jawi jako sympatyczny, pełen charyzmy kapłan, a kto inny – jako antypatyczny sztywny urzędnik kościelny. Kłopot tkwi w tym, że środowiska lewicowo-liberalne przykładają do Kościoła i do samego papieża infantylne schematy. Nic zatem dziwnego, że Franciszek nie sprostał takim wymaganiom.

Opinie polityczno - społeczne
Polska prezydencja w Unii bez Kościoła?
Opinie polityczno - społeczne
Psychoterapeuci: Nowy zawód zaufania publicznego
analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką