Spłukany makijaż Ukrainy

Ksiądz Isakowicz-Zaleski ?ma albo zdolności profetyczne, ?albo rzetelną wiedzę o Ukrainie. ?A najpewniej i jedno, i drugie. ?Z wolna zaczyna się dostrzegać dominację symboli UPA ?nad kijowskim Majdanem ?– zauważa publicysta

Publikacja: 02.02.2014 19:17

Red

Ulubiony zwrot publicystów, stosowany podczas debat nad postawami ideowymi Polaków, że krajem rządzą dwie trumny: Piłsudskiego i Dmowskiego, wymaga poszerzenia. O trumnę Giedroycia.

Nie wiem, na ile dobiegający z przeszłości głos „pana na Maison Lafitte" jest rozpoznawalny w dzisiejszym społeczeństwie, ale wśród elit politycznych silny jest na tyle, że kierują się nim kolejni szefowie naszej dyplomacji i to on wyznacza priorytety polskiej polityki wschodniej. Nie wdając się w szczegóły – koncepcja Giedroycia sprowadza się do dwóch prostych stwierdzeń: silna Rosja stanowi permanentne zagrożenie dla niepodległości Polski oraz że, broniąc się przed owym zagrożeniem, należy stworzyć bufor terytorialny w postaci państw narodowych, wyzwalających się spod rosyjskiej dominacji. Główną rolę osłonową powierzał Giedroyć Ukrainie.

Dwie prawdy wiary

Szczególnie chętnie dzisiejsi „piłsudczykowie" przyjmują owe dwie prawdy wiary, gdyż dobrze one korespondują ze starą ideą Marszałka stworzenia federacyjnego Międzymorza pod wodzą Polski, nie mówiąc już o wciąż żywych, choć nieco omszałych, tradycjach Jagiellońskich.

Pierwsza z prawd, o rosyjskim zagrożeniu, broni się sama albo raczej broni jej nasze doświadczenie historyczne. Pewną nadzieję mogłaby stworzyć demokratyzacja Rosji, która to myśl nieobca była także Giedroyciowi. Ale nic z tego; pozbawia nas tej nadziei publicysta „ Rzeczpospolitej" Andrzej Talaga, specjalizujący się w polityce wschodniej. Twierdzi on mianowicie, że demokratyczna Rosja byłaby dla nas jeszcze większym zagrożeniem niż obecna, Putinowska i autorytarna. Trudniej byłoby bowiem przekonywać naszych europejskich i amerykańskich przyjaciół o tym, że Rosja jest zła z samej definicji i pozostanie taka, bez względu na okoliczności. A skoro znikąd nadziei, zajmijmy się drugą prawdą wiary.

Koncepcja „bufora" jako elementu strategii wojennej powstała w czasach, gdy w armiach europejskich dominowała trakcja konna, a środki przenoszenia sprowadzały się do artylerii o zasięgu dwudziestu kilku kilometrów. Wtedy te 800 kilometrów, jakie dzieli dziś naszą granicę od granicy Rosji przez Ukrainę, dawałoby czas na mobilizację i przygotowanie obrony.

Dzisiejsza skuteczność wojsk rakietowych, lotnictwa i mobilność wojsk zmechanizowanych skłania mnie do porzucenia tego wątku jako nazbyt oczywistego. Pozostaje więc na przykład Ukraina jako zaprzyjaźnione państwo buforowe, demokratyczne, stabilne i przewidywalne, widzące swój interes w bliskich związkach z Polską i Europą. To nie byłby już nawet żaden bufor, to byłaby czysta przyjemność. Niestety, życie nieraz przypomina pokera i właśnie ostatnio historia powiedziała: sprawdzam. Sprawdzam skuteczność takiej osłony.

Zgodny chór

Nie wiem, kto w Polsce odpowiada za politykę zagraniczną ani kto ją realizuje. Teoretycznie kształtuje ją prezydent Rzeczypospolitej oraz szef polskiej dyplomacji. Jednak ostatnie wydarzenia na Ukrainie pokazały, że politykę wschodnią uprawiają wszyscy, a każdy na własną modłę i jak tam mu w duszy gra.

Koncepcja „bufora" jako elementu strategii wojennej powstała w czasach, gdy w armiach europejskich dominowała trakcja konna, a środki przenoszenia sprowadzały się do artylerii o zasięgu dwudziestu kilku kilometrów

Ruszyli więc hurmem na Majdan posłowie opozycji i propozycji, ruszyli europosłowie i działacze wszelkich organizacji pozarządowych, a nawet „legendy »Solidarności«", (jeśli kogoś pominąłem, to przepraszam), a każda gazeta, radio, telewizja, nawet portale internetowe, wysłały swoich dziennikarzy. I nastąpiła rzecz w Polsce niesłychana: wszystkie media, i z prawa, i z lewa, wszyscy politycy wszelkich partii, na co dzień na śmierć skłóconych, stworzyli jeden zgodny chór opiewający rodzącą się, zresztą po raz drugi, demokrację na kijowskim Majdanie.

Z tego zgodnego chóru miał odwagę wyłamać się tylko ksiądz Isakowicz- Zaleski. Zakrakał złowróżbnie o banderowcach. I wykrakał.

Wydaje się, że ta powszechna euforia miała dwa źródła: upowszechnioną w narodzie koncepcję polityczną Giedroycia oraz szczerą miłość do demokracji. Tak silną, że nawet przekazy telewizyjne barykad, płonących opon, widok ludzi w kaskach, z pałami w rękach, atakujących milicjantów, zajmujących publiczne gmachy nie naruszyły niczyjej wiary w to, iż w Kijowie odbywają się „ pokojowe manifestacje." W imię demokracji.

Jakby zapomniano, że w demokracji zmiana legalnie wybranych władz państwa, choćby złodziejskich i obrzydliwych, odbywa się według demokratycznych procedur wyborczych i nie przewiduje zajmowania przemocą budynków rządowych. Inaczej każda partia opozycyjna w każdym państwie, dobrze dofinansowana, jest w stanie wyprowadzić na ulice kilkadziesiąt tysięcy ludzi, swoich zwolenników. Ale to się nazywa puczem, a nie demokratyczną zmianą władzy. Wątpię, by taką procedurę zaakceptowali owi posłowie i europosłowie we własnym kraju. A jeśli jej kiedyś doświadczą, niech się nie dziwią.

Niepiękna panna

Ksiądz Isakowicz-Zaleski ma albo zdolności profetyczne, albo rzetelną wiedzę o Ukrainie. A najpewniej i jedno, i drugie. Z wolna zaczyna się dostrzegać dominację flag UPA nad kijowskim Majdanem. Kilku banderowskich działaczy wypowiedziało się dla prasy. Jeden z nich, Andrij Tarasenko chciałby odzyskać Przemyśl i okolice, zaprzecza rzezi na Wołyniu i obiecuje starania o broń jądrową dla Ukrainy. Jak już zdobędą władzę. Na razie zdobyli Majdan.

Nie będę ciągnął tego wątku, bo każdy dzień przynosi nowe wydarzenia. Znam Ukrainę. To piękny kraj. Jawił mi się jako piękna, pszeniczna panna, umiłowana naszych romantyków. I tylko ten deszcz. Przyszedł nagle i spłukał makijaż. I panna nie jest już taka piękna.

Nadal nie wiem, kto kieruje polską polityką wschodnią. Wiem tylko, że źle jest, gdy złudzenia zastępują rozsądek. Piłem wódkę nad brzegiem Dniepru pod Czerkasami. Dużo wódki. – Wiesz – powiedział mi mój ukraiński gospodarz – my Ruskich to nie lubimy... I już go chciałem objąć w braterskim geście solidarności, gdy dodał: – Ale was, Lachów, to nienawidzimy.

Takie życie po Giedroyciu.

Autor w czasach PRL był działaczem opozycji, tłumaczem i redaktorem w prasie podziemnej, ?w stanie wojennym internowany.  Był m.in. redaktorem „Res Publiki", zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność". ?W 1992 roku był dyrektorem TAI, a w latach 1994–2000 dyrektorem programowym ?TV Polonia. Scenarzysta i reżyser

Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę