Ukraina nie jest w stanie uciec od polityki historycznej. Mimo że zapoczątkowaną na kijowskim Majdanie rewolucję wywołały problemy bieżące – przede wszystkim oddalanie się perspektyw na poprawę społeczno-gospodarczej sytuacji kraju – to przeszłość pozostaje ważnym politycznym punktem odniesienia. Nie trzeba zresztą jechać na Ukrainę, żeby się o tym przekonać. Wystarczy chociażby śledzić to, co się dzieje w polskich mediach.
Trudny gest
Kilka dni temu na antenie Polsat News odbyła się dyskusja z udziałem jednego z liderów Ruchu Narodowego Roberta Winnickiego oraz prezesa Związku Ukraińców w Polsce, historyka Piotra Tymy. Właściwie obaj rozmówcy doszliby do porozumienia, gdyby nie jedna sprawa – Tyma nie chciał potępić ideologii ukraińskiego nacjonalizmu, w imię której UPA dokonywała ludobójczych aktów podczas drugiej wojny światowej. A Winnicki zgadzając się ze swoim adwersarzem, że w tamtych dramatycznych czasach zbrodnie popełniali zarówno Ukraińcy na Polakach, jak i Polacy na Ukraińcach, wyraźnie zaznaczył, że chodzi mu o ustosunkowanie się do stanowiącego uzasadnienie dla rzezi wołyńskiej programu ówczesnych ukraińskich środowisk nacjonalistycznych (po stronie polskiej analogicznych programów nie formułowano).
Dlaczego Piotr Tyma nie chciał wykonać gestu będącego prostym odcięciem się od politycznego dziedzictwa, które dziś pod względem wizerunkowym bardziej szkodzi Ukraińcom, niż przynosi im jakiekolwiek korzyści? Może dlatego, że nie chce brać udziału w kolejnych procesach wytaczanych szeroko pojętemu ukraińskiemu faszyzmowi. I to bynajmniej nie z powodu tego, że jest zwolennikiem tej tradycji politycznej, bo rzecz jasna nim nie jest. Przyczyna tkwi gdzie indziej.
Śladem włoskich faszystów
Ukraiński faszyzm, którego emblematy pojawiły się także na Majdanie, stanowi po prostu temat zastępczy. Żadna licząca się siła polityczna na Ukrainie nie zamierza reanimować faszystowskich pomysłów z okresu drugiej wojny światowej, ponieważ takie awanturnictwo skazywałoby ten kraj na międzynarodową izolację.
Jeśli więc dziś ktoś nakazuje ukraińskim patriotom kajać się za zbrodnie UPA i przysięgać, że nie zamierzają posiłkować się koncepcjami politycznymi Stepana Bandery, to mogą oni odbierać to jako atak na samą ukraińskość. Tyle, że takie rozliczenie przeszłości jest dla Ukrainy jedynym sensownym wyjściem. Stanowi ono zarazem sposób na odebranie Rosji narzędzia propagandowego, przy pomocy którego Moskwa dorabia prozachodnim siłom na Ukrainie faszystowską gębę.