Rozbroić rosyjską bombę

Rozliczenie przeszłości jest dla Ukrainy jedynym sensownym wyjściem. Stanowi ono sposób na odebranie Rosji narzędzia propagandowego, za pomocą którego Moskwa dorabia prozachodnim siłom ?na Ukrainie faszystowską ?gębę – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Publikacja: 28.02.2014 02:00

Filip ?Memches

Filip ?Memches

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

Ukraina nie jest w stanie uciec od polityki historycznej. Mimo że zapoczątkowaną na kijowskim Majdanie rewolucję wywołały problemy bieżące – przede wszystkim oddalanie się perspektyw na poprawę społeczno-gospodarczej sytuacji kraju – to przeszłość pozostaje ważnym politycznym punktem odniesienia. Nie trzeba zresztą jechać na Ukrainę, żeby się o tym przekonać. Wystarczy chociażby śledzić to, co się dzieje w polskich mediach.

Trudny gest

Kilka dni temu na antenie Polsat News odbyła się dyskusja z udziałem jednego z liderów Ruchu Narodowego Roberta Winnickiego oraz prezesa Związku Ukraińców w Polsce, historyka Piotra Tymy. Właściwie obaj rozmówcy doszliby do porozumienia, gdyby nie jedna sprawa – Tyma nie chciał potępić ideologii ukraińskiego nacjonalizmu, w imię której UPA dokonywała ludobójczych aktów podczas drugiej wojny światowej. A Winnicki zgadzając się ze swoim adwersarzem, że w tamtych dramatycznych czasach zbrodnie popełniali zarówno Ukraińcy na Polakach, jak i Polacy na Ukraińcach, wyraźnie zaznaczył, że chodzi mu o ustosunkowanie się do stanowiącego uzasadnienie dla rzezi wołyńskiej programu ówczesnych ukraińskich środowisk nacjonalistycznych (po stronie polskiej analogicznych programów nie formułowano).

Dlaczego Piotr Tyma nie chciał wykonać gestu będącego prostym odcięciem się od politycznego dziedzictwa, które dziś pod względem wizerunkowym bardziej szkodzi Ukraińcom, niż przynosi im jakiekolwiek korzyści? Może dlatego, że nie chce brać udziału w kolejnych procesach wytaczanych  szeroko pojętemu ukraińskiemu faszyzmowi. I to bynajmniej nie z powodu tego, że jest zwolennikiem tej tradycji politycznej, bo rzecz jasna nim nie jest. Przyczyna tkwi gdzie indziej.

Śladem włoskich faszystów

Ukraiński faszyzm, którego emblematy pojawiły się także na Majdanie, stanowi po prostu temat zastępczy. Żadna licząca się siła polityczna na Ukrainie nie zamierza reanimować faszystowskich pomysłów z okresu drugiej wojny światowej, ponieważ takie awanturnictwo skazywałoby ten kraj na międzynarodową izolację.

Jeśli więc dziś ktoś nakazuje ukraińskim patriotom kajać się za zbrodnie UPA i przysięgać, że nie zamierzają posiłkować się koncepcjami politycznymi Stepana Bandery, to mogą oni odbierać to jako atak na samą ukraińskość. Tyle, że takie rozliczenie przeszłości jest dla Ukrainy jedynym sensownym wyjściem. Stanowi ono zarazem sposób na odebranie Rosji narzędzia propagandowego, przy pomocy którego Moskwa dorabia prozachodnim siłom na Ukrainie faszystowską gębę.

Według historyka Andrija Portnowa zmierzenie się przez Ukraińców z takimi epizodami ich historii jak rzeź na Wołyniu będzie świadczyć nie o słabości tego narodu – jak mogą sądzić ukraińscy patrioci – lecz o jego sile.

Ktoś może jednak przypomnieć, że kiedy w pierwszej połowie lat 20. ubiegłego wieku  powstawała NSDAP, nikt w Niemczech raczej nie przypuszczał, że ta marginalna organizacja przejmie dekadę później w tym kraju władzę. To by oznaczało, że jest możliwa realizacja scenariusza, w którym o sytuacji politycznej Ukrainy będą głównie decydować nacjonaliści ze Swobody czy Prawego Sektora.

Kiedy Ukraińcy odwołują się do nacjonalistycznej retoryki z epoki UPA, przypomina to bardziej rekonstrukcje historyczne niż uprawianie realnej polityki

Ale dziś nacjonalizm na Ukrainie jest czymś w rodzaju politycznej mitologii. Kiedy ludzie młodego i średniego pokolenia odwołują się tam do nacjonalistycznej retoryki z epoki UPA, przypomina to bardziej rekonstrukcje historyczne niż uprawianie realnej polityki.

Jeśli więc nawet Swoboda czy Prawy Sektor znajdą się w kręgach ukraińskiej władzy, to oba ugrupowania będą musiały pójść śladami Włoskiego Ruchu Społecznego. Ta powstała w roku 1946 partia zamierzała kontynuować dziedzictwo ideologii Mussoliniego. W ciągu pięciu dekad jednak stopniowo ewoluowała w stronę umiarkowanego konserwatyzmu, by ostatecznie pozbyć się ciążącego na niej faszystowskiego balastu. Ukraińscy nacjonaliści nie powinni tak długo zwlekać z odcięciem się od haniebnych elementów swojej tradycji politycznej.

Scalenie pamięci

Ale żeby to odcięcie nastąpiło prędko, ukraińska przeszłość nie może być instrumentalizowana. A instrumentalizują ją uczestnicy bieżących konfliktów politycznych: z jednej strony ukraińscy nacjonaliści, z drugiej zaś – rosyjscy polittechnolodzy, którzy przy każdej nadarzającej się okazji próbują wykazać, że na Majdanie odrodziła się hydra nazizmu.

Tymczasem, jak zauważa Andrij Portnow, Ukraina to kraj różnych zbiorowych pamięci: żyją tu potomkowie bojowników UPA, żołnierzy Armii Czerwonej czy ofiar Wielkiego Głodu. Zdaniem Portnowa znacząca część społeczeństwa tego kraju intuicyjnie wyczuwa złożoność ukraińskich dziejów, co przekłada się na rosnące zrozumienie dla odmiennych doświadczeń historycznych. Tyle że – twierdzi Portnow – politycy ukraińscy wiedzą, iż żerując na przeszłości i antagonizując wzajemnie spadkobierców różnych zbiorowych pamięci, mogą zbijać dla siebie kapitał, więc odwołują się do resentymentów.

Kwestię tę dostrzegał były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Polskie środowiska kresowe do dziś oskarżają go o to, że bronił morderców z UPA. Ale polityk ten w gruncie rzeczy dostrzegał, że instrumentalizacja przeszłości prowadzi do rozsadzających kraj podziałów społecznych. Opowiadał się więc w swoich deklaracjach za honorowaniem zarówno ukraińskich formacji nacjonalistycznych walczących z bolszewikami o niepodległość kraju, jak i wojujących z niemieckim okupantem czerwonoarmistów, takich jak jego ojciec.

Scalenie podzielonej ukraińskiej pamięci powinno zatem oznaczać równoprawne traktowanie także tego, co w przeszłości miało negatywny charakter: z jednej strony drastycznego instalowania komunizmu, z drugiej zaś batalii o czyste etnicznie banderowskie państwo. Z pewnością takie symetryczne podejście do historii jest nie w smak kremlowskiej elicie. Ale zbliża Ukraińców z Polakami.

Ukraina nie jest w stanie uciec od polityki historycznej. Mimo że zapoczątkowaną na kijowskim Majdanie rewolucję wywołały problemy bieżące – przede wszystkim oddalanie się perspektyw na poprawę społeczno-gospodarczej sytuacji kraju – to przeszłość pozostaje ważnym politycznym punktem odniesienia. Nie trzeba zresztą jechać na Ukrainę, żeby się o tym przekonać. Wystarczy chociażby śledzić to, co się dzieje w polskich mediach.

Trudny gest

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?