Biorąc pod uwagę stosunek sił mierzony wskaźnikami gospodarczej potęgi, prezydent Rosji nie powinien był w żadnym wypadku rozpoczynać konfliktu z Zachodem. Mając nadto gospodarkę zależną od eksportu ropy i gazu właśnie na Zachód, nie ma zbyt wielu szans na sukces. Czy więc rację ma Angela Merkel, że Putin stracił kontakt z rzeczywistością? Upublicznienie takiej wypowiedzi można traktować jako środek nacisku na Moskwę, nie sądzimy jednak, aby niemiecka kanclerz miała rację.
Putin nie stracił poczucia rzeczywistości. Ocenia ją natomiast według całkowicie innych kryteriów niż Zachód. W wielu komentarzach czytamy, że rosyjski prezydent nie może pozwolić sobie na utratę Ukrainy. Czasem jest to jedynie próba znalezienia wyjaśnienia, czasem staje się niemal usprawiedliwieniem jego postępowania. Są tacy, którzy dopiero teraz uczą się, że Ukraińcy to osobny naród. Taką lekcję geografii i historii bierze dziś, zakładamy, wielu ludzi w Londynie lub Paryżu. Owa powszechna niewiedza pozwala Moskwie bezkarnie upowszechniać stare i nowe kłamstwa. Dawniej usiłowano Ukrainę zrusyfikować, od czasów II wojny światowej aż do dzisiaj stalinowska i rosyjska propaganda stara się wszystko co autentycznie ukraińskie zohydzić. Ukrainiec, który opiera się Moskwie, jest faszystą, banderowcem i terrorystą. I wielu w to w jakimś stopniu wierzy. W Polsce owa ignorancja wobec Ukrainy ma swoją lokalną odmianę. Stereotyp głosi, że Ukrainiec to Chmielnicki plus UPA, i ten nieszczęsny obrazek wciąż tkwi w wielu głowach mimo dość powszechnej sympatii dla Majdanu.
Autostereotyp Europejczyka
W istocie jednak ów fałszywy obraz kultury i historii Ukrainy stanowi tylko część problemu. Znacznie istotniejszy jest stereotyp głoszący, że Zachód jest dekadencki i słaby. Pewny siebie autorytarny przywódca musi z takim zachodnim mięczakiem wygrać, nawet jeśli jest od niego pod wieloma względami słabszy. Szkopuł w tym, że ów stereotyp nie jest wymysłem moskiewskich propagandzistów, lecz wytworem samego Zachodu. Przekonanie o własnej dekadencji nie zawsze jest świadome. Ma też różne odmiany – lewicową, prawicową, liberalną. Dla lewicy Europa jest dekadencka, bo zbyt „kapitalistyczna", dla prawicy – bo rezygnuje z wartości i dyskutuje o „gender" i „gejach", dla części Niemców – bo jest zbyt „militarystyczna", dla części Francuzów – bo jest zbyt „proamerykańska", dla wielu Polaków – bo nie pomogła w 1939 r. i zdradziła w Jałcie. Nieszczęsne przesłanie, że Europa jest dekadencka i „stara", dociera też czasem zza oceanu, gdzie Waszyngton-Mars spogląda niekiedy z politowaniem na Europę-Wenus. Ponieważ demokracja polega przede wszystkim na tym, aby krytykować, a nie tylko chwalić, ów obraz gasnącej Europy łatwo się powiela i staje się w wielu jego odmianach autostereotypem Europejczyka.
Nic więc dziwnego, że również przywódca Kremla w taki obraz Europy oraz Zachodu uwierzył i postanowił z owej dekadenckiej słabości skorzystać. Mało rozumiejąc z tego, czym jest demokracja i otwarte społeczeństwo, każdy objaw zachodniego autokrytycyzmu i samego zwątpienia bierze za wyraz słabości, którą trzeba wykorzystać. Pod ochroną, rzecz jasna, nuklearnego arsenału i naprawiając jednocześnie po drodze to, co uważa za błędy, a także wyrównując rachunek krzywd w relacjach z Zachodem, jaki powstał w epoce Jelcyna. To za te krzywdy – powiada dzisiaj na łamach „Financial Times" już dawno niesłyszany Siergiej Karaganow, ochotniczy rzecznik każdej rosyjskiej władzy – Putin chce i może dzisiaj odpłacić. Oszukiwana i poniżana od 1989 r. Rosja dzisiaj „musi pokazać żelazną pięść". Na osłodę proponując odgrzany jeszcze za czasów prezydentury Miedwiediewa kotlet w postaci wspólnoty od Lizbony po Władywostok oraz, jakże by inaczej, umiędzynarodowienia ukraińskiej własności i kontroli nad ukraińskimi gazociągami. A wszystko to bez USA, tylko z udziałem Europejczyków.
Dodatkowym czynnikiem są też pieniądze, jakie Rosja inwestuje na Zachodzie. Wiara, że Zachodem rządzi wyłącznie pieniądz i że można zań wszystko kupić, obecna jest nie tylko na Kremlu. Ta uproszczona i sprymitywizowana wizja świata jest wszechobecna. Jej wyznawców można również znaleźć wśród przemysłowców i finansistów Zachodu: przykładem część londyńskiego City czy niemieckiej Izby Handlowej. Ale także wśród francuskich przemysłowców kończących próby z zamówionymi przez Rosję nowoczesnymi helikopterowcami. Tu chodzi przecież, powiadają oni, o kilka tysięcy miejsc pracy. Nie brak takich ludzi także w Polsce, co pokazał ostatnio Stanisław Ciosek, komentator, a nie praktyk wielkich pieniędzy.