Putin na wojnie z mięczakami

Wiara w to, że Zachodem rządzi wyłącznie pieniądz, obecna jest nie tylko w Moskwie. Jej wyznawców można również znaleźć wśród przemysłowców Wielkiej Brytanii, Niemiec i Francji. Nie brak takich ludzi także w Polsce, co pokazał ostatnio Stanisław Ciosek – piszą eksperci.

Publikacja: 24.03.2014 18:09

Wiece wspierające agresję Kremla na Krym są wyrazem schorzeń postsowieckiego społeczeństwa Rosji, a

Wiece wspierające agresję Kremla na Krym są wyrazem schorzeń postsowieckiego społeczeństwa Rosji, a wyrażane dlań poparcie – szerokie i autentyczne

Foto: PAP/EPA

Red

Biorąc pod uwagę stosunek sił mierzony wskaźnikami gospodarczej potęgi, prezydent Rosji nie powinien był w żadnym wypadku rozpoczynać konfliktu z Zachodem. Mając nadto  gospodarkę zależną od eksportu ropy i gazu właśnie na Zachód, nie ma zbyt wielu szans na sukces. Czy więc rację ma Angela Merkel, że Putin stracił kontakt z rzeczywistością? Upublicznienie takiej wypowiedzi można traktować jako środek nacisku na Moskwę, nie sądzimy jednak, aby niemiecka kanclerz miała rację.

Putin nie stracił poczucia rzeczywistości. Ocenia ją natomiast według całkowicie innych kryteriów niż Zachód. W wielu komentarzach czytamy, że rosyjski prezydent nie może pozwolić sobie na utratę Ukrainy. Czasem jest to jedynie próba znalezienia wyjaśnienia, czasem staje się niemal usprawiedliwieniem jego postępowania. Są tacy, którzy dopiero teraz uczą się, że Ukraińcy to osobny naród. Taką lekcję geografii i historii bierze dziś, zakładamy, wielu ludzi w Londynie lub Paryżu. Owa powszechna niewiedza pozwala Moskwie bezkarnie upowszechniać stare i nowe kłamstwa. Dawniej usiłowano Ukrainę zrusyfikować, od czasów II wojny światowej aż do dzisiaj stalinowska i rosyjska propaganda stara się wszystko co autentycznie ukraińskie zohydzić. Ukrainiec, który opiera się Moskwie, jest faszystą, banderowcem i terrorystą. I wielu w to w jakimś stopniu wierzy. W Polsce owa ignorancja wobec Ukrainy ma swoją lokalną odmianę. Stereotyp głosi, że Ukrainiec  to Chmielnicki plus UPA, i ten nieszczęsny obrazek wciąż tkwi w wielu głowach mimo dość powszechnej sympatii dla Majdanu.

Autostereotyp Europejczyka

W istocie jednak ów fałszywy obraz kultury i historii Ukrainy stanowi tylko część problemu. Znacznie istotniejszy jest stereotyp głoszący, że Zachód jest dekadencki i słaby. Pewny siebie autorytarny przywódca musi z takim zachodnim mięczakiem wygrać, nawet jeśli jest od niego pod wieloma względami słabszy. Szkopuł w tym, że ów stereotyp nie jest wymysłem moskiewskich propagandzistów, lecz wytworem samego Zachodu. Przekonanie o własnej dekadencji nie zawsze jest świadome. Ma też różne odmiany – lewicową, prawicową, liberalną. Dla lewicy Europa jest dekadencka, bo zbyt „kapitalistyczna", dla prawicy – bo rezygnuje z wartości i dyskutuje o „gender" i „gejach", dla części Niemców – bo jest zbyt „militarystyczna", dla części Francuzów – bo jest zbyt „proamerykańska", dla wielu Polaków – bo nie pomogła w 1939 r. i zdradziła w Jałcie. Nieszczęsne przesłanie, że Europa jest dekadencka i „stara",  dociera też czasem zza oceanu, gdzie Waszyngton-Mars spogląda  niekiedy z politowaniem na Europę-Wenus. Ponieważ demokracja polega przede wszystkim na tym, aby krytykować, a nie tylko chwalić, ów obraz gasnącej Europy łatwo się powiela i staje się w wielu jego odmianach autostereotypem Europejczyka.

Nic więc dziwnego, że również przywódca Kremla w taki obraz Europy oraz Zachodu uwierzył i postanowił z owej dekadenckiej słabości skorzystać. Mało rozumiejąc z tego, czym jest demokracja i otwarte społeczeństwo, każdy objaw zachodniego autokrytycyzmu i samego zwątpienia  bierze za wyraz słabości, którą trzeba wykorzystać. Pod ochroną, rzecz jasna, nuklearnego arsenału i  naprawiając jednocześnie po drodze to, co uważa za błędy, a także wyrównując rachunek krzywd w relacjach z Zachodem, jaki powstał w epoce Jelcyna. To za te krzywdy – powiada dzisiaj na łamach „Financial Times" już dawno niesłyszany Siergiej Karaganow, ochotniczy rzecznik każdej rosyjskiej władzy – Putin chce i może dzisiaj odpłacić. Oszukiwana i poniżana od 1989 r. Rosja dzisiaj „musi pokazać żelazną pięść". Na osłodę proponując odgrzany jeszcze za czasów prezydentury Miedwiediewa kotlet w postaci wspólnoty od Lizbony po Władywostok oraz, jakże by inaczej, umiędzynarodowienia ukraińskiej własności i kontroli nad ukraińskimi gazociągami. A wszystko to bez USA, tylko z udziałem Europejczyków.

Dodatkowym czynnikiem są też pieniądze, jakie Rosja inwestuje na Zachodzie. Wiara, że Zachodem rządzi wyłącznie pieniądz i że można zań wszystko kupić, obecna jest nie tylko na Kremlu. Ta uproszczona i sprymitywizowana wizja świata jest wszechobecna. Jej wyznawców można również znaleźć wśród przemysłowców i finansistów Zachodu: przykładem część londyńskiego City czy niemieckiej Izby Handlowej. Ale także wśród francuskich przemysłowców kończących próby z zamówionymi przez Rosję nowoczesnymi helikopterowcami. Tu chodzi przecież, powiadają oni, o kilka tysięcy miejsc pracy. Nie brak takich ludzi także w Polsce, co pokazał ostatnio Stanisław Ciosek, komentator, a nie praktyk wielkich pieniędzy.

Pożyteczni idioci

I w końcu jest propaganda. Ta uprawiana przez Moskwę wciąż jest skuteczna. W kłamstwa przez nią głoszone nie trzeba wcale wierzyć, aby docenić ich skuteczność. Rozpowszechniane są często po to, by przerażały swoją brutalnością i by znaleźli się tacy, którzy będą je usprawiedliwiać.

To pokarm dla całkiem licznej grupy pożytecznych idiotów.  Służą temu także myślowe kalki, takie jak „Moskwa może sobie pozwolić na wszystko, więc lepiej nie drażnić niedźwiedzia", „trzeba rozumieć rosyjską specyfikę", „nie możemy Rosji sądzić podług własnych kryteriów", „skoro Amerykanie mogą być w Afganistanie, to dlaczego Moskwa nie może interweniować na Krymie" itd. Największą krzywdę ów usłużny i zarazem arogancki wobec wschodu Europy idiota wyrządza społeczeństwu rosyjskiemu, identyfikując je w całości z Putinem. Wiece wspierające agresję Kremla na Krym są wyrazem schorzeń postsowieckiego społeczeństwa Rosji, a wyrażane dlań poparcie – szerokie i autentyczne. W czym jednak lepszy jest zachodni żurnalista od Rosjanina z ulicy powtarzającego banialuki o faszystach w Kijowie? Tego drugiego można jeszcze  w jakimś sensie usprawiedliwić słabą odpornością na zmasowany ostrzał propagandowy. Człowiek Zachodu, mający nieskrępowany dostęp do wszelkich źródeł informacji, takiego usprawiedliwienia obecnie nie ma.

Analizując dotychczasowy bieg wydarzeń, można jednak zaryzykować tezę, że Putin pomylił się potężnie w swoich kalkulacjach. Ani Europa, ani Ameryka nie są dekadenckie w stopniu gwarantującym sukces agresji. Demokracje i otwarte społeczeństwa reagują z natury powoli na zmiany sytuacji politycznej. Nadchodzi jednak moment, gdy decyzje będą konieczne i zdecydowanie podejmowane. Mimo popełnionych wcześniej, także w trakcie ukraińskiej rewolucji, błędów. Mamy tu na myśli m.in. letnią, nieodpowiadającą stworzonemu przez Rosję zagrożeniu, reakcję na złamanie ustaleń Memorandum Budapesztańskiego z 1994 r. i innych umów międzynarodowych, niepełne wykorzystanie mechanizmów presji OBWE umożliwiających odejście od pełnego konsensu, brak klarowności w stanowisku zajmowanym przez Wielką Brytanię. Jednak ten proces kształtowania decyzji jeszcze się nie zakończył.

Putin nie wziął też pod uwagę, że w skład Unii Europejskiej wchodzi Europa Środkowa z całym swoim dziejowym doświadczeniem, które dotyczy także Rosji. Choć i w tych krajach istnieje i podtrzymywane jest prorosyjskie lobby (na które składają się nie tylko postkomuniści, ale i prawdziwi narodowcy jak Viktor Orban), to jednak owo dziejowe doświadczenie przeważa i ma wpływ na głos całej Europy. Ostatecznie już dzisiaj Putin ma przeciw sobie siłę i zdecydowanie, którego się nie spodziewał, nie mówiąc już o determinacji samych Ukraińców.

Pazurki Europy

Konsekwencje błędnej kalkulacji Putina, która legła u podstaw pełzającej jak do tej pory agresji przeciwko Ukrainie, mogą być jednak tragiczne, jeśli działania Rosji nie zostaną powstrzymane, a status quo ante przywrócone. Dla wszystkich. Przekonanie, że w globalnego pokera można grać dalej, bo „dekadencki Zachód" w jakimś momencie spasuje, jeszcze nie zostało dostatecznie silnie naruszone. Europa pokazała pazurki, ale jeszcze nie pazury. Stany Zjednoczone nie mogą zaś bez Europy posunąć się zbyt daleko. Tym bardziej że to na Waszyngtonie spoczywa wyłączna odpowiedzialność za utrzymanie równowagi nuklearnej i neutralizację tego czynnika jako zmiennej w kryzysie spowodowanym przez Moskwę.

Kalkulacja Putina, która jest błędna, jeśli chodzi o rzekomą dekadencję Zachodu, może być jednak nie tak dramatycznie fałszywa w postrzeganiu Europy jako kompromisu między konkurencyjnymi interesami i  sposobami działania. A także delikatnej i podatnej na presję natury tego kompromisu. Innymi słowy, tym drugim dnem putinowskiej kalkulacji jest gra na brak przywództwa w zjednoczonej – w ramach UE – Europie. Ale i to założenie może się okazać błędne.

Lekceważąc Europę jako gracza na globalnej szachownicy, Putin jest na dobrej drodze, aby źle i nierealistycznie sformułować warunki deeskalacji, przekształcając je w warunki europejskiej kapitulacji. Jest w interesie Europy, wspólnoty atlantyckiej, a w istocie całego świata, aby zrezygnował z takiego pomysłu jeszcze przed jego sformułowaniem. Po agresji na Ukrainę to może być jego drugi, bodaj czy nie najpoważniejszy, błąd. Sprowokuje odnowienie potężnego i realnego  sojuszu politycznego i gospodarczego, jakim jest związek USA–UE, który na lata zepchnie Rosję do defensywy. W przyjaznych ramionach Chin i z postsowieckimi dyktatorami u boku Moskwa zapewne poczuje się spełniona. Tylko ludzi szkoda.

Henryk Szlajfer jest profesorem ?w Instytucie Ameryk i Europy UW. ?W 2004 r. jako dyrektor Departamentu ?Ameryk MSZ był członkiem zespołu przygotowującego w Kijowie negocjacje prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego

Kazimierz Wóycicki jest doktorem ?w Studium Europy Wschodniej UW. ?Od grudnia 2013 r. do lutego 2014 r. wielokrotnie przebywał na Majdanie, komentując przebieg ukraińskiej rewolucji

Biorąc pod uwagę stosunek sił mierzony wskaźnikami gospodarczej potęgi, prezydent Rosji nie powinien był w żadnym wypadku rozpoczynać konfliktu z Zachodem. Mając nadto  gospodarkę zależną od eksportu ropy i gazu właśnie na Zachód, nie ma zbyt wielu szans na sukces. Czy więc rację ma Angela Merkel, że Putin stracił kontakt z rzeczywistością? Upublicznienie takiej wypowiedzi można traktować jako środek nacisku na Moskwę, nie sądzimy jednak, aby niemiecka kanclerz miała rację.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę