Wszyscy w polskim Kościele zgadzamy się co do tego, że należy dołożyć starań, by ludzie patrzyli na Jana Pawła II tak, jak on sam chciał, żeby na niego patrzono: jak na kogoś, kto prowadzi ludzi do Chrystusa, a nie organizuje jakiś zastępczy kult wokół siebie. Po czym proboszczowie odwołują wiernym spotkanie z żywym Bogiem, by mogli sobie pooglądać papieża w telewizji. Z okazji kanonizacji robią mu prezent w postaci totalnego wywrócenia istoty jego przesłania.
Przecież on to mówił tysiące i miliony razy: Msza Święta jest szczytem i centrum chrześcijańskiego życia, nie mamy nic od niej ważniejszego. Wyobrażam sobie jeden powód, który mógłby uzasadnić nieodprawienie Eucharystii: koniec świata. Latami duszpasterze tłumaczą wiernym specyficzny status medialnych transmisji mszy świętych, które w żadnym wypadku nie zastępują uczestnictwa człowieka w realnym zgromadzeniu. Transmisje (o czym w książce „Eucharystia zmediatyzowana" pisał ks. Andrzej Draguła, najlepszy w Polsce znawca tematu) mogą być jednym z elementów wspierania osób np. trwale unieruchomionych w domach, ekran telewizora nie jest jednak zastępczym dystrybutorem sakramentalnej łaski. Jeśli ktoś może uczestniczyć w Eucharystii, a wybiera oglądanie jej w telewizji – po prostu w niej nie uczestniczy. Kropka.
Jasne, w ogłoszeniach, które słyszałem, proboszczowie zastrzegają, że kto oglądał transmisję, mimo to powinien też pójść do kościoła. Za późno. Sygnał poszedł do ludzi – żywego Jezusa można sobie darować, jeśli w telewizji leci właśnie coś ważnego (nawet tak ważnego jak kanonizacja).
Zapytałem jednego z kolegów proboszczów o argumenty. Usłyszałem, że przecież i tak by do kościoła o tej porze nie przyszedł. Nie do wiary, jak można zmarnować taką duszpasterską okazję? Przecież ów ksiądz od miesiąca powinien nie robić nic innego, jak tylko dąć w trąby, że organizuje mszę dokładnie w godzinie rzymskich uroczystości, która zapewni wiernym znacznie bardziej realną łączność z Janem Pawłem II niż plazma czy LCD (a to, co działo się w Rzymie, obejrzą sobie później z nagrywarki czy w internecie). Że wreszcie będą mogli poczuć, co to w praktyce znaczy owo tajemnicze „świętych obcowanie", bo właśnie Eucharystia jest miejscem, w którym realnie spotyka się Kościół chodzący jeszcze po ziemi, i ten, co czeka na zmartwychwstanie w niebie!
My patrzymy na Chrystusa z tej strony, oni z tamtej, to w Nim – a nie w kineskopie – nasz wzrok się naprawdę spotyka! No, chyba że dla kogoś papież w telewizji jest bardziej realny niż Jezus w kościele. A może tu jest sedno problemu? No, ale to by już była totalna duszpasterska katastrofa.