Czy polityk może się przyznać do fizycznej słabości?

Żelazna Kanclerz jest tylko człowiekiem, ale musi sprawiać wrażenie, że w jej żyłach płynie prąd, nie krew.

Publikacja: 02.07.2019 15:45

Czy polityk może się przyznać do fizycznej słabości?

Foto: AFP

Co może być przyczyną ataków, które wywołują trzęsienie się Angeli Merkel? Szczególnie podczas ceremonii w berlińskim pałacu Bellevue widać było wyraźnie, że drżenia pochodzą z nóg. Z chwilą jednak, kiedy kanclerz poruszała się, drgawki ustąpiły. Tak jak kilka dni wcześniej przy powitaniu ukraińskiego prezydenta przed Urzędem Kanclerskim w Berlinie. Podczas odgrywania hymnów niemiecka szef rządu trzęsła się, przechodząc natomiast wzdłuż kompanii reprezentacyjnej Bundeswehry, niespokojne symptomy ustąpiły. Już dwukrotnie wcześniej dotknęła ją podobna niedyspozycja. W 2017 r. w Meksyku i w 2014 r. na kongresie CDU. 

Neurolodzy studiujący obydwa nagrania, sugerują ortostatyczny tremor (niekontrolowane drżenie), jedną z najrzadszych form drżenia ciała. W języku medycyny zakwalifikowane jako „shaky leg syndrome”. Ale jednocześnie zastrzegają, że nie jest to diagnoza , tylko zaocznie sformułowane podejrzenie. Istotnie, „ortostatyczny tremor” występuje przy zachowaniu pionowej postawy ciała, nie w pozycji siedzącej, czy podczas ruchu. Drżenie obejmuje wyłącznie kończyny dolne, korpus i ręce nie drżą autonomicznie, lecz w efekcie mechanicznego przenoszenia.  W przypadku Angeli Merkel choroba Parkinsona nie wchodzi w rachubę, konkludują neurolodzy, gdyż frekwencja kontrakcji mięśni jest zbyt nikła, ponadto musiałaby obejmować samodzielne drżenie rąk, nie całego ciała.  „Ortostatyczny tremor”?występuje bez wyraźnych przyczyn, często jednak na skutek infekcji lub stresu. W przeciwieństwie do zespołu posturalnej tachykardii ortostatycznej ?(postural orthostatic tachycardia syndrome), w której za objawy jest odpowiedzialne także niskie ciśnienie  (hipotonia). 

Na szczycie G-20 w japońskiej Osace Angela Merkel zaprzeczyła, że jej drżenie ma charakter somatyczny. Jeśli żelazny kanclerz Otto von Bismarck swoją niezłomność trenował na politycznych przeciwnikach, to kanclerz Merkel ćwiczy ją bardziej na sobie. Jak przystało na politycznego lidera.

Bo ten nie może okazać słabości fizycznej?

Nie, sugeruje casus Juliusza Cezara, ofiary mordu politycznego wszechczasów. Rzekomego mordu. Tę fundamentalną wątpliwość sformułował zupełnie poważnie włoski śledczy Luciano Garofano. I zamknięte na amen akta sprawy Juliusza Cezara po 2 tysiącach lat otworzył na nowo. Z pomocą historyków, patologów i kryminologów, przy użyciu najnowszej techniki, podjął własne śledztwo. Zaintrygowało go, dlaczego genialny strateg, który nie przegrał żadnej bitwy, jak dziecko wszedł w pułapkę spiskowców, zignorował ostrzeżenia, a w dniu mordu zrezygnował z ochrony. Konkluzja śledczego z Parmy: Cezar cierpiał na dysfunkcję płata skroniowego, przyczynę padaczki, a w chwilach nadmiernego stresu na zaniki świadomości. Epilepsja objawiała się zakłóceniami pracy zwieracza w jelicie cienkim i puszczaniem moczu. Upokarzające i frustrujące dla silnie narcystycznej osobowości. Wizja postępującego uwiądu sił u 55-latka pchnęła go do zainscenizowanego mordu, de facto samobójstwa. Dzięki czemu zapewnił on sobie godne odejście do wieczności, a swojemu imieniu nieśmiertelność. Nawet jeśli rewelacje Garofano bardziej miałyby się wpisywać w paradygmat wyciągania z grobu trupów przez pseudohistoryków i uśmiercania ich na nowo, tym razem w inny sposób (koronny przykład: Napoleon na wyspie  św. Heleny. Zdetronizowany cesarz musiał połknąć o wiele więcej podsuwanego przez Anglików arsenu, niż uboga wyspa była w stanie zaoferować). Casus Cezara wyznacza kierunek współczesnym politykom. Urzędujący polityczny lider musi być fit do końca i umrzeć zdrowo.

Dlatego politycy z pierwszych stron gazet skrzętnie przemilczają swoje choroby. By ich słabości nie wykorzystali przeciwnicy, konkurencja we własnych szeregach oraz media. Kto w oceanie polityki krwawi, pozwala się zbliżyć rekinom. Nie kto inny, tylko poprzednicy Angeli Merkel na stanowisku kanclerza Niemiec zatajali poważne choroby.

Willy Brandt (1969-1974) -

cierpiał na depresję; Na zdjęciach z tamtego okresu uderza jego zasępiona twarz, pomarszczone czoło, zatroskane oczy. Zaczynał dokuczać mu ból strun głosowych, paraliżował lęk przed rakiem. Diagnoza na szczęście była pomyślna: niezłośliwy guz krtani. Lekarze usunęli go, zalecając odstawienie papierosów. Wyrzeczenie odbiło się na samopoczuciu rekonwalescenta. Brandt przybrał na wadze, stał się rozdrażniony, nadwrażliwy, agresywny. A przykuty do łóżka w klinice, nieobecny podczas rozmów koalicyjnych i obsady ministerialnych stołków w swoim drugim rządzie. Gdy wrócił, jego pretorianie, Helmut Schmidt i Herbert Wehner usunęli połowę jego ludzi, których nie cierpieli. Kanclerz popadł w depresję. Godzinami wylegiwał się w przyciemnionej sypialni rządowej willi. „Willy, wstawaj, trzeba rządzić!, wołał koło południa Horst Ehmke, jego prawa ręka w rządzie. Wpadał z butelką w jednej ręce i dwoma kieliszkami w drugiej, rozsuwał kotary. Przez chwilę siedzieli, jeden w szlafroku, drugi w płaszczu, milczeli i pili. „Schmidt i Wehner to sukinsyny!”, wyrwało się kiedyś  w pościeli kanclerzowi. Po godzinie Ehmke był w stanie ściągnąć szefa z łóżka i przywieźć do gabinetu. W tym okresie notorycznie przygnębiony Brandt, jeżeli już sam pojawiał się w Urzędzie Kanclerskim, potrzebował kilku godzin, by pozbyć się porannej huśtawki nastrojów. Pomimo to dzień zaczynał wtedy całkiem układnie; od podania ręki każdej sekretarce. Rozluźniał się dopiero wieczorem w kręgu zaufanych ludzi, gdy po kolacji serwowano kawę i drinki. Opowiadał wtedy po raz setny te same zabawne historie i ?miał się z nich do rozpuku, najgłośniej ze wszystkich.

Helmut Kohl (1982-1998) –

zatriumfował na kongresie CDU w Bremie we wrześniu 1989,  dwa miesiące przed upadkiem Muru Berlińskiego, który uczynił go nieśmiertelnym. Kohl triumfował zarówno nad grupą puczystów, którzy chcieli go wysiodłać z kanclerskiego fotela, jak i nad chorobą. Krótko przed kongresem  Kohla dotknęły silne bóle. „Byłem bliski omdlenia”, zanotował w pamiętniku. Kanclerza dopadła choroba tłustej diety i dużej ilości wypitego wina – prostata. 130-kilogramowy kolos siedział na podium podczas chadeckiego kongresu. Delegatom rzuciło się w oczy, że jego twarz krzywi się w grymasach. Ale lęk przed utratą władzy był silniejszy od bólu pachwiny. Kohl przetrzymał piekące dolegliwości. Pucz odwołano. Prosto z kongresowego podium kanclerz pojechał do szpitala na stół operacyjny.

Wypadki przy pracy się jednak zdarzają, jak teraz kanclerz Merkel. Najbardziej spektakularny prezydentowi Bush-seniorowi, który podczas roku wyborczego 1992 udał się do Japonii. Akurat podczas wieczornego bankietu, najwyraźniej dotknięty grypą żołądkową, zwymiotował nagle, za to prosto na garnitur premiera Japonii Kiichi Miyazawy -  ponadto na żywo przed kamerami. Fizyczna słabość prezydenta akurat szła w parze z buńczucznym wręcz wystąpieniem. Bush-senior do Tokio przybył otoczony bossami z branży przemysłu samochodowego, by waląc pięścią w stół i drąc się na gospodarzy presją uzyskać dostęp do japońskiego rynku zbytu.

„W przeszłości mężczyźni mieli ucieleśniać silnych, niewiele mówiących cowboyów, którzy panują nad sytuacją”, twierdzi profesor psychologii z uniwersytetu w Magdeburgu Thomas Kliche. „Ale dziś się to zmienia i publiczne ujawnienie choroby, może z wyjątkiem demencji, psychozy i depresji, staje się nawet politycznym atutem”.

Konkluzja raczej na wyrost. Pełniący najwyższe funkcje polityk samiec -alfa, nadal nie przyznaje się do niedyspozycji – wyjątkiem pozostaje osoba Jana Pawła II w ostatnich latach życia, ale konia z rządem, kto rzeczywiście orientuje się choćby w stanie zdrowia królowej Elżbiety i jej małżonka Filipa. A to z dwóch powodów. Taki coming out implikuje kurację i przerwę w politycznym biznesie. Skoro biznes miałby się kręcić bez polityka, mógłby go uczynić zbędnym. Zachęcając konkurencję do stanięcia w blokach startowych. Liderzy polityczni zagryzają więc zęby, czego w Niemczech dowodzą casusy Brandta, Kohla a teraz Merkel.

W istocie jednak nie rozchodzi się o polityków, ile o naszą kulturę sukcesu. W oczach społeczeństwa XXI wieku ci są w cenie, którzy potrafią przeboksować swoje opcję. Zawodowi politycy niemal z obowiązku. Choroby czynią rysę na ich wizerunku skutecznego boksera. Jeśli na wizerunku pojawia się element empatii, to mniej autentyczny, bardziej jako dobrze przefiltrowany i puszczony w obieg obraz. Jak każdy zresztą zabieg, żmudnie przećwiczony i korygowany wytrawnym okiem trenera od coachingu.

Wizerunek polityka jest tylko pożądana jego projekcją, adresowaną do wyborców - jedną z aberracji we współczesnej globalnej wiosce.

Co może być przyczyną ataków, które wywołują trzęsienie się Angeli Merkel? Szczególnie podczas ceremonii w berlińskim pałacu Bellevue widać było wyraźnie, że drżenia pochodzą z nóg. Z chwilą jednak, kiedy kanclerz poruszała się, drgawki ustąpiły. Tak jak kilka dni wcześniej przy powitaniu ukraińskiego prezydenta przed Urzędem Kanclerskim w Berlinie. Podczas odgrywania hymnów niemiecka szef rządu trzęsła się, przechodząc natomiast wzdłuż kompanii reprezentacyjnej Bundeswehry, niespokojne symptomy ustąpiły. Już dwukrotnie wcześniej dotknęła ją podobna niedyspozycja. W 2017 r. w Meksyku i w 2014 r. na kongresie CDU. 

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?