Europa pewna swojej słabości

Polska powinna wreszcie przestać tylko przyglądać się posunięciom wielkich. Możemy grać na blokowanie niemiecko-rosyjskiego aliansu – twierdzi publicysta.

Publikacja: 26.05.2014 01:23

Red

Do końca obecnej dekady Europa określi swoją rolę w polityce globalnej. Albo zacieśni euroatlantycką współpracę z USA, albo będzie współtworzyć eurazjatycki sojusz z Moskwą i Pekinem. Wybór opcji antyamerykańskiej zmarginalizuje pozycję Polski w Europie. Szkoda, że nie dyskutowaliśmy o tym podczas minionej kampanii wyborczej.

Największy ?wspólny rynek

Negocjacje między UE i USA w sprawie umowy o Transatlantyckim Partnerstwie Handlowo-Inwestycyjnym (TTIP) trwają od 2013 roku. Ich celem jest stworzenie wielkiego transatlantyckiego rynku, dzięki likwidacji barier w dwustronnym handlu: zniesieniu ceł i ujednoliceniu regulacji handlowych (np. tych dotyczących atestów). Dzięki tej umowie powstanie największy wspólny rynek grupujący państwa, które razem wytwarzają połowę światowego PKB. Europa rocznie ma na niej zarobić ok. 120 mld euro, a Ameryka – ok. 95. Negocjacje są utajnione, ale najprawdopodobniej nie zostaną zakończone, jak planowano, w roku 2015, lecz rok później.

Entuzjaści partnerstwa transatlantyckiego są zdania, że da ono nowy impuls współpracy politycznej. Wierzą w teorię funkcjonalistyczną, stworzoną w latach 40. ubiegłego wieku przez Davida Mitrany'ego. Zakłada ona prymat gospodarki nad polityką, wskutek którego integracja gospodarcza wymusza polityczną. I tak dzięki TTIP miałoby dojść do rewitalizacji wspólnoty politycznej Zachodu, dzięki której przedłużyłby on swoją historyczno-cywilizacyjną supremację.

Powrót hegemona

Ten optymistyczny scenariusz opiera się na dosyć niepewnej hipotezie. Przebieg procesów integracji europejskiej zdaje się nie potwierdzać poglądów funkcjonalistów. Unia Europejska, licząc od założenia Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ma już dobrze ponad 60 lat, ale nadal jest gospodarczym olbrzymem i politycznym karłem. Wszystko przez to, że w stosunkach międzynarodowych nadal decydują najsilniejsze państwa, których interesów nie da się zredukować do osiągania korzyści gospodarczych. Prawo międzynarodowe i wartości nie przeszkadzają mocarstwom w wykorzystywaniu swojej potęgi do walk o przywództwo i podporządkowywaniu sobie innych.

Stany Zjednoczone znajdują się obecnie w wyjątkowo komfortowej sytuacji strategicznej. A to za sprawą rewolucji łupkowej. Do końca dekady osiągną samowystarczalność w zaopatrzeniu w dwa główne surowce energetyczne: gaz i ropę naftową. Do tego po bardzo niskich cenach. Dość powiedzieć, że przemysł europejski płaci obecnie za gaz ziemny w porównaniu z amerykańskim cenę czterokrotnie większą. Już dziś z tego powodu dokonuje się reindustrializacja. Do USA z Chin wracają zakłady przemysłowe.

Łupki zrewolucjonizują stosunki międzynarodowe. Doprowadzą do krachu mocarstwa surowcowe, takie jak Rosja czy Arabia Saudyjska. Ale przede wszystkim znacznie obniżą koszty amerykańskiej mocarstwowości. Panowanie nad szlakami morskimi służącymi transportowi węglowodorów z Zatoki Perskiej przez Ocean Indyjski przestanie być racją istnienia amerykańskiej gospodarki. Ich bezpieczeństwo będzie natomiast jednym z żywotnych interesów Chin.

Konsekwencją amerykańskiej autarkii nie będzie jednak powrót do izolacjonizmu. Zwracają na to uwagę Robert D. Blackwill i Meghan L. O'Sullivan w marcowo-kwietniowym „Foreign Affairs" w artykule „Przewaga energetyczna Ameryki". Dowodzą w nim, że rewolucja łupkowa spowoduje wzrost pewności i zaangażowania Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej, czego skutkiem będzie ich powrót do Europy Środkowo-Wschodniej. Pierwsze symptomy potwierdzające tę prognozę dostrzegamy bez trudu w obecnej aktywności amerykańskiej na Ukrainie.

Koncert mocarstw

Wzrost przewagi Ameryki oznacza relatywne osłabienie innych mocarstw. Europa pod przewodnictwem Berlina nie jest nawet pewna, czy skończył się paraliżujący ją kryzys gospodarczy. Pewna jest za to swojej polityczno-militarnej słabości, którą zademonstrowała w trakcie kryzysu na Ukrainie. Dyplomacja okazała się mało skuteczna wobec wymachującego szabelką Putina.

Ta słabość będzie prowadzić do rozkładu stosunków transatlantyckich. Zgodnie bowiem z logiką klasycznej Realpolitik reakcją na dążenie jednego z mocarstw do supremacji może być podporządkowanie się jego potędze lub próba stworzenia koalicji, która będzie w stanie zbalansować jego wpływy. Berlin, który nie ma już ochoty na odgrywanie roli młodszego partnera Waszyngtonu, prowadzi europejskie mocarstwa w kierunku budowy takiej koalicji. W jej skład weszłyby przede wszystkim Francja i Włochy. Nie musi być ona otwarcie antyamerykańska. W jej ramach możliwe jest dalsze istnienie więdnącego militarnie NATO i dogadanie się w sprawie TTIP. Berlin jako architekt tej koalicji występowałby wobec Waszyngtonu jako równoprawny partner.

Moskwa czekała na taki sojusz jak na zbawienie od dwóch dekad. Jej polityka zawsze miała na celu zniszczenie więzi transatlantyckich. Dziś bliska jest swojego dziejowego sukcesu. Kreml wejdzie do antyamerykańskiego sojuszu w każdym czasie i na każdych warunkach. Niemcy i Rosja mają jednak świadomość swojej słabości wobec Ameryki. Dlatego potrzebują trzeciego partnera – Chin. Dopiero eurazjatycki trójkąt Berlin–Moskwa–Pekin mógłby na równych prawach rywalizować z Waszyngtonem. Czy Chiny podejmą to wyzwanie? Być może, ale wątpliwe, czy teraz, i na pewno nie na warunkach rosyjsko-niemieckich, ale swoich własnych.

Strefa niemiecko-?rosyjskich wpływów

Scenariusz, w którym Ameryka zmagać się będzie z eurazjatyckim sojuszem kontynentalnym, jest skrajnie niekorzystny dla Polski. Czyni bowiem z naszego kraju uprzedmiotowioną strefę niemiecko-rosyjskich wpływów. Dlatego powinniśmy wreszcie przestać tylko przyglądać się posunięciom wielkich. Możemy grać na blokowanie niemiecko-rosyjskiego aliansu. Naszą silną kartą jest położenie geopolityczne pomiędzy Niemcami i Rosją. Warunkiem jest jednak fundamentalna zmiana prowadzenia polityki polskiej. Osiągnięcie ponadpartyjnego konsensusu najważniejszych sił politycznych. Rezygnacja ze ślepego i bezmyślnego podporządkowania się Niemcom. A także konsekwentna, długoterminowa i ambitna polityka regionalna, uwzględniająca Skandynawię i Europę Południową wraz z Turcją.

Oczywiście o wyniku tej geopolitycznej gry zadecyduje zaangażowanie i wsparcie naszego regionu przez Stany Zjednoczone. To one bowiem mają realny potencjał do rozbicia rodzącego się właśnie eurazjatyckiego aliansu.

Autor jest historykiem filozofii.  ?Jako ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych pracował w Kancelarii Prezydenta, Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

Do końca obecnej dekady Europa określi swoją rolę w polityce globalnej. Albo zacieśni euroatlantycką współpracę z USA, albo będzie współtworzyć eurazjatycki sojusz z Moskwą i Pekinem. Wybór opcji antyamerykańskiej zmarginalizuje pozycję Polski w Europie. Szkoda, że nie dyskutowaliśmy o tym podczas minionej kampanii wyborczej.

Największy ?wspólny rynek

Pozostało 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?