W wyborach europejskich głosowaliśmy do tej pory trzy razy. Pierwsze odbyły się tuż po naszym wstąpieniu do Unii Europejskiej w 2004 r., kolejne w 2009 r., a ostatnie kilka dni temu.
Dziesięć lat na polskiej scenie politycznej to niemal wieczność. Wciąż istnieją, ale już się nie liczą: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin, zniknęły w tym czasie Unia Wolności i Socjaldemokracja Polska. Ale od tamtego czasu w niemal niezmienionej formie (jeśli nie liczyć odejść grup polityków) przetrwały cztery partie: Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe.
Tylko w tej ostatniej mamy innego lidera. Co ciekawe, podczas wyborów sprzed dziesięciu lat poprzednikiem Janusza Piechocińskiego był Janusz Wojciechowski, który wtedy zdobył mandat. Z Brukseli jednak władzy nie utrzymał. Po rozstaniu z PSL trafił na listy PiS i tam karierę europosła kontynuuje do dziś.
Leszek Miller znów jest na czele SLD (szefem tej partii przestał być na niespełna dwa miesiące przed wyborami w 2004 r.). Jarosław Kaczyński stoi zaś na czele PiS od 2003 r., kiedy zastąpił swojego brata Lecha Kaczyńskiego. W niedzielę zaś minie 11 lat od czasu, gdy Donald Tusk zastąpił Macieja Płażyńskiego jako przewodniczący PO.
Od 2004 r. wybory wygrywa PO. Ale w każdych ma inną przewagę, zmieniają się też partie na kolejnych miejscach. Co więc mówią nam ostatnie wyniki? Czy bliżej nam do sytuacji sprzed pięciu czy dziesięciu lat?