Polegać na sobie, a nie na Unii

Nikt w rządzie Donalda Tuska nie pracował nad scenariuszem odwrócenia się wschodniej karty ?i konfrontacji geopolitycznej u naszych granic. Nie ma takich planów w żadnej szufladzie i w żadnym sejfie – pisze poseł PiS, ?były wiceszef MSZ.

Publikacja: 26.08.2014 02:00

Władimir Putin pcha UE w przepaść – uważa autor. Na zdjęciu: wystąpienie prezydenta Rosji w trakcie

Władimir Putin pcha UE w przepaść – uważa autor. Na zdjęciu: wystąpienie prezydenta Rosji w trakcie spotkania z rosyjskimi politykami na Krymie, 14 sierpnia 2014 r.

Foto: AFP, Sergei Chirikov Sergei Chirikov

Red

Dwie obiegowe opinie powstałe w reakcji na rosyjskie embargo żywnościowe dowodzą słabości myślenia strategicznego zarówno w naszym kraju, jak i w Europie. Nie tylko pokazują miałkość liderów polityki europejskiej wobec zmienionych warunków gry, ale przede wszystkim pogłębiają brak zaufania obywateli do instytucji integracji europejskiej. Ten sam proces delegitymizacji odbywa się też w Polsce. Także nasz rząd w kwestii embarga i wojny na Wschodzie znajduje się dzisiaj w stanie stuporu politycznego.

Nieodrobiona lekcja z historii

Otwiera to Władimirowi Putinowi drogę do dalszych strategicznych posunięć i daje mu przestrzeń do inicjatywy politycznej, a ta cały czas w sprawach wschodnich znajduje się w jego rękach. Widać to po historii z białym konwojem, na który tzw. Zachód nie potrafił przez tydzień znaleźć żadnej poważnej odpowiedzi. Wszyscy za to śledzili poruszanie się kolumny samochodów w kierunku Ukrainy, jak łowcy burz czekając, w którym miejscu konwój naruszy granicę tego państwa i kto lub co wyjdzie spod plandek kamazów. Ta szokująca słabość woli i niemoc europejskich rządów jest gwarancją siły Putina, gdyż jego skuteczność stanowi funkcję braków wykazywanych przez tych, których uznaje za swych przeciwników. Europa, w tym Polska, pracuje więc dziś na sukces imperialnej polityki rosyjskiej i na własną porażkę. Lekcja z historii od Locarno po Monachium nie została odrobiona.

Pierwsza obiegowa opinia, która zatruwa myślenie strategiczne i ujawnia słabość debaty politycznej, zrodziła się w Polsce. Wyraża ona przekonanie, że gdybyśmy się nie wychylali i „nie stawiali Putinowi", to nie byłoby rosyjskiego embarga na nasze produkty żywnościowe. Tego typu sugestie można było usłyszeć z ust różnych polityków, także koalicji rządzącej. Kreowanie się przez nich na obrońców polskich producentów, którzy ponoszą koszty sankcji wobec Rosji wprowadzonych z powodu „jakiejś tam Ukrainy", podczas gdy u nas gniją jabłka, jest bardzo szkodliwe. Tym bardziej że twierdzenia, iż my, Polacy, jak zwykle „wymachujemy szabelką" i potem ponosimy tego koszty, zyskują popularność szczególnie w komentarzach internautów. Zdaniem tych osób należało pozwolić Putinowi robić porządki na Wschodzie, „bo co nas to obchodzi", i w zamian handlować z nim jak dawniej. A my „jak zwykle" musieliśmy działać honorowo „za wolność waszą" i teraz dostajemy za to w kość. Czy któryś z panów polityków zapłaci mi za moją paprykę, skoro taki był chętny do wojowania z Rosją? – pyta na jednym z portali anonimowy autor wpisu (w tekście oryginalnym pojawiają się dodatkowo liczne wulgaryzmy).

Podążanie za każdą bzdurą

Takie przeciwstawienie – wielka geopolityka przeciw interesom zwykłych ludzi – jest nie tylko szkodliwe, ale także całkowicie błędne.

Szkodliwe jest dlatego, że prowadzi do strategicznej demobilizacji, czyli do sytuacji niemożności podejmowania decyzji o charakterze niekoniunkturalnym. Okazuje się to szczególnie niebezpieczne w warunkach populizmu demokratycznego – takiego, jaki panuje dziś w Polsce, czyli wtedy, gdy rządzący nie są przywódcami gotowymi stawić czoło obiegowym opiniom, tylko nerwowo wpatrują się w słupki sondaży i skorzy są podążyć za każdą bzdurą, byle wyrażała ją większość ankietowanych.

Błędne jest zaś z tego powodu, że embargo stanowi właśnie wyraz geopolityki, a nie jej przeciwieństwo. To znaczy zostało zastosowane jako broń polityczna przeciwko zbiorowemu bytowi geopolitycznemu bez względu na indywidualne postępowanie poszczególnych jego członków. Mało tego, jeśli następuje zróżnicowanie statusu relacji handlowych czy politycznych z niektórymi z państw obozu przeciwnego, to nie jest to efekt bardziej umiejętnego prowadzenia przez nie polityki, lecz świadomej strategii rozbijania jedności w tym obozie i jego demobilizacji.

Poszukiwanie indywidualnych ścieżek porozumienia ze stroną rosyjską, jak czynią to niektóre kraje zachodnie, uznać należy za skrajny egoizm i nieodpowiedzialność, które przyniosą prędzej czy później jeszcze większe straty, nawet jeśli na krótką metę mogą się wydawać słuszne. Uzależnienie się handlowe czy energetyczne od politycznego humoru Kremla to hazard najwyższej wagi. Zwolennikom ugodowej polityki wobec Putina warto zadedykować fragment „Ballady o dwóch koniach" Wojciecha Młynarskiego: „Niech popłynie morał w świat: Gdy mieć pragnie autorytet bandzior, co ma w ręku bat, kto się stawia, ten ma z tego mimo wszystko jakiś zysk. A kto słucha i ulega, ten najpierwszy bierze w pysk...".

Lepiej było wybrać drogę samodzielności, tak by można było sobie pozwolić na osłabienie więzów z Rosją bez strat własnych, a nie liczyć na specjalne względy Putina. Tego właśnie dla całego naszego regionu chciał śp. prezydent Lech Kaczyński. Dlatego także dziś ważniejsza jest dywersyfikacja energetyczna i znalezienie dla naszych towarów rynków zbytu gdzie indziej, a nie „schowanie szabelki" i pójście na układy z Moskwą.

Tylko że rząd powinien to robić od lat, a nie gasić pożar, gdy już wybuchł. Trzeba było myśleć strategicznie znacznie wcześniej, a nie ścigać się z innymi krajami europejskimi, kto bardziej otworzy się na Rosję. Przez cały okres rządów Donalda Tuska byliśmy mamieni wizją coraz lepszych relacji z Moskwą, nawet po tragedii smoleńskiej, a władze przekonywały nas, że na Kremlu zasiada nasz strategiczny partner. Nikt w rządzie nie pracował nad scenariuszem odwrócenia się wschodniej karty i konfrontacji geopolitycznej u naszych granic. Nie ma takich planów w żadnej szufladzie i w żadnym sejfie. Widać to w działaniach rządu Tuska, które są chaotyczne i bez znaczenia. I za to skandaliczne zaniechanie, narażające nas na bezpośrednie niebezpieczeństwo i straty gospodarcze, ktoś będzie musiał odpowiedzieć. W imię racji stanu.

Drugą błędną opinią, jaka pojawiła się podczas wojny na Ukrainie, jest teza lansowana przez europejskich liderów, jakoby największym osiągnięciem Putina było, paradoksalnie, ukazanie wagi integracji europejskiej i jedności Unii w obliczu zagrożeń. Część komentatorów widziała wręcz prezydenta Rosji jako nolens volens budowniczego podstaw wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa UE w pełni rozwiniętym kształcie, w zasadzie zastępującej politykę państw członkowskich. To Unia miała przejąć inicjatywę i stwarzać w relacjach z Rosją, a szerzej – w polityce globalnej, fakty dokonane o strategicznym znaczeniu.

Na zakręcie

Rzeczywistość obróciła te mrzonki w ponury żart. Można by uznać, że to tylko potwierdzenie podstawowych cech projektu integracji europejskiej, i przejść nad tym do porządku, gdyby nie dwie konsekwencje tego stanu rzeczy.

Po pierwsze, następuje po raz kolejny gwałtowna erozja społecznego zaufania do Unii Europejskiej. Jak można uważać, że UE może nas skutecznie obronić w razie poważnego konfliktu na Wschodzie, skoro nie daje sobie rady z prostym problemem papryki i jabłek? Jak ma być stać Europę na strategiczną politykę globalną, jeśli jej nie stać na to, by skupić owoce i warzywa od własnych rolników i wysłać choćby jako pomoc do głodujących na świecie? Jak Unia ma biec w światowym wyścigu, jeśli się potyka na pierwszym płotku? Jak wierzyć w to, że biurokraci unijni zadbają o nasze interesy, skoro ważniejsze są dla nich urlopy niż sytuacja rolników w krajach członkowskich?

Po drugie, nie ma mowy o żadnej strategicznej jedności europejskiej w obliczu zagrożenia. Jedność polega bowiem w tym przypadku na tym, że każdy dba o swoje interesy, a słabsi muszą słuchać silniejszych. Jednocześnie spektakl hipokryzji dyplomatycznej, niemocy decyzyjnej oraz impotencji przywódczej, jaki serwują nam szefowie państw europejskich, jest naprawdę szokujący.

Dlatego każdy, kto dziś nawołuje, także w Polsce, by jeszcze bardziej się zintegrować z twardym jądrem Unii, bo to nam da gwarancje bezpieczeństwa, jest albo szaleńcem, albo szkodnikiem.

Unię Europejską zarzuciło na zakręcie i na razie Putin spycha ją w przepaść, a nie prowadzi do jej okrzepnięcia. Musimy więc wreszcie zacząć myśleć i działać tak, jakbyśmy byli zdani sami na siebie. Budować własne sojusze oraz podstawy własnego bezpieczeństwa gospodarczego i militarnego. Czas na zmiany w polskiej polityce.

Autor jest posłem PiS, w roku 2007 ?był wiceministrem spraw zagranicznych

W Brukseli i Newport

Ważne decyzje dla Polski

30 sierpnia przywódcy UE obsadzą na szczycie w Brukseli dwa kluczowe stanowiska: przewodniczącego Rady Europejskiej i szefa unijnej dyplomacji. W pierwszym przypadku faworytką jest duńska premier Helle Thorning-Schmidt, choć w ostatnich tygodniach wymieniane było także nazwisko Donalda Tuska. Szanse na schedę po Catherine Ashton ma z kolei Radosław Sikorski: jego notowania wzrosły wraz z zaostrzeniem się kryzysu na Ukrainie. Pięć dni później w walijskim Newport spotkają się natomiast przywódcy państw NATO. Rozstrzygną, w jaki sposób sojusz ma przygotować się na ewentualną agresję Rosji. Wiadomo już, że nie zapadnie decyzja o budowie baz w Polsce i republikach bałtyckich. Możliwe jest natomiast dostosowanie do rosnącego zagrożenia rosyjskiego planów przyjścia z pomocą członkom NATO z Europy Środkowej, a także powołanie sił natychmiastowego reagowania. Sojusznicy mają także zobowiązać się do zasadniczego zwiększenia wydatków na obronę. —J.Bie.

Dwie obiegowe opinie powstałe w reakcji na rosyjskie embargo żywnościowe dowodzą słabości myślenia strategicznego zarówno w naszym kraju, jak i w Europie. Nie tylko pokazują miałkość liderów polityki europejskiej wobec zmienionych warunków gry, ale przede wszystkim pogłębiają brak zaufania obywateli do instytucji integracji europejskiej. Ten sam proces delegitymizacji odbywa się też w Polsce. Także nasz rząd w kwestii embarga i wojny na Wschodzie znajduje się dzisiaj w stanie stuporu politycznego.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń