A tu nagle okazało się, że papież nie tylko odrzuca aborcję, ale nawet in vitro. Co gorsza, nie obawia się o tym mówić. Dziennikarze orzekli więc, że „papież Franciszek zrywa maskę liberała. Ostro krytykuje in vitro i zachęca lekarzy do pracy w zgodzie z sumieniem".
Ta „parówkowa" opinia odnosi się do wypowiedzi Franciszka skierowanej do lekarzy. „Żyjemy w czasach eksperymentowania z życiem i to złego eksperymentowania. W czasach »robienia« dzieci zamiast przyjmowania ich jako dar, jak już powiedziałem. To czasy bawienia się życiem, więc trzeba uważać, bo to jest grzech przeciwko Stwórcy: przeciwko Bogu Stwórcy, który tak stworzył rzeczy" – mówił papież.
Jego opinia oburzyła młodych dziennikarzy portalu naTemat.pl. Więc aż trudno nie zadać im pytania, czy rzeczywiście uwierzyli, że Ojciec Święty nie będzie krytykował in vitro (bo to robią tylko zacofani polscy biskupi, a nie wspaniały i postępowy „medialny papież"). Czy rzeczywiście byli pewni, że papież jest liberałem, a może nawet argentyńskim genderystą, który nie będzie już nauczał w zgodzie z magisterium Kościoła, tylko raczej w zgodzie z wytycznymi LGBTQ? Jeśli tak było w istocie (a na to wskazuje ów tytuł), to znaczy jedno – owi dziennikarze nie tylko nie mają zielonego pojęcia o Kościele i papiestwie (biskup Rzymu nie ma władzy nad doktryną, może być jedynie jej strażnikiem), ale nie mają też pojęcia o tym, czego naucza Franciszek.
Bo potępienie aborcji nie jest u niego niczym nowym. Wystarczy przeczytać choćby „Evangelii gaudium". Nietrudno też odnaleźć jego słowa skierowane do małżonków o konieczności otwarcia na życie, wezwania do wielodzietności czy ostrzeżenia przed eutanazją. Ale żeby to dostrzec, trzeba papieża czytać, a nie dać się pochłonąć własnej propagandzie. Takiej lektury życzę liberalnym dziennikarzom, by już nigdy więcej nie zaskoczył ich fakt, że papież jest katolikiem. Nie liberałem.
Autor jest redaktorem naczelnym telewizji Republika