Zwykło się mawiać, że moralność i polityka nie są ze sobą powiązane. Ale to twierdzenie błędne. Polityka z moralnością przenikają się wzajemnie niemal na każdym kroku. Z punktu widzenia moralności oceniano przed kilkoma dniami występek posłów PiS, którzy dopuścili się próby oszustwa przy rozliczaniu swojej delegacji do Madrytu. Ocenie moralnej podlegał także czyn Sławomira Nowaka z PO, który „zapomniał" o wpisaniu drogiego zegarka do oświadczenia majątkowego. Przy każdej tego typu sprawie pojawiają się oczywiście próby oddzielenia moralności od polityki.
Polityk jak artysta
Nie są one żadną nowością. Swego czasu Niccolo Machiavelli, jeden z czołowych myślicieli włoskiego odrodzenia, próbował przenieść politykę ze sfery etyki do sztuki. Według jego rozumowania w sztuce liczy się przede wszystkim to, by efekt końcowy był dobry. Innymi słowy, by artysta stworzył prawdziwe dzieło sztuki. To samo będzie dotyczyło także lekarza – jego praca ma przede wszystkim przynieść poprawę zdrowia pacjenta. Sprawą drugorzędną jest to, czy ów artysta lub lekarz jest autentycznie człowiekiem dobrym.
Ale już działający znacznie wcześniej niż Machiavelli greccy sofiści głosili, że powszechnie obowiązujące prawdy i zasady moralne są jedynie umowne. Nie mają sensu absolutnego. Coś, co w życiu prywatnym uznajemy za złe, w działalności publicznej może być uznane za dobre.
Przenosząc się szybko w wiek XXI, zauważymy, że wyjątkową karierę w naszym społeczeństwie robi pogląd zakładający, że człowiekowi właściwie do niczego nie są potrzebne jakiekolwiek normy obyczajowe. Żadnych działań jednostki nie wolno nam oceniać pod kątem obyczajności. Zachowanie tego czy innego człowieka zależy wyłącznie od niego, a innym nic do tego. Bardzo popularny na zachodzie Europy permisywizm w zawrotnym tempie wkracza do Polski. Jego istnienie potwierdzają nie tylko badania sondażowe naszego społeczeństwa, ale i jego realne działanie.
Seksafera w Olsztynie
W lutym 2014 roku CBOS zaprezentował badanie „Religijność a moralność". Wynika z niego, że od 2005 roku systematycznie przybywa Polaków, którzy posiadanie jednoznacznych zasad moralnych uznają za pożądane, lecz dopuszczają, iż w pewnych sytuacjach zasady te można uznać za nieobowiązujące. Jeszcze dziewięć lat temu taki pogląd podzielało 30 proc. badanych. Teraz ich odsetek wzrósł do 42 proc. Ciekawie w tym badaniu wygląda podejście respondentów do poszczególnych sytuacji związanych z moralnością. O ile rozwody akceptuje 67 proc. badanych, o tyle zdrada żony lub męża jest do zaakceptowania jedynie przez 9 proc. respondentów. Aż 89 proc. uważa takie zachowanie za moralnie naganne, a tylko 2 proc. nie ma na ten temat zdania.