Cały smutek lewicy

Sporą część elektoratu socjalnego przejął dziś konserwatywny ideowo PiS. Wie o tym Leszek Miller, który nie pali się do wzniecania pod sztandarami SLD rewolucji kulturowej – pisze politolog.

Aktualizacja: 21.11.2014 08:01 Publikacja: 21.11.2014 01:00

Sławomir Sowiński

Sławomir Sowiński

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

W dość powszechnej opinii obserwatorów wielkim przegranym odbytych właśnie wyborów samorządowych, obok Państwowej Komisji Wyborczej, jest polska lewica. Po raz kolejny się okazało, że przedwyborczy lifting, prężenie politycznych mięśni, przegrupowania personalne i programowe to w jej przypadku jedynie dobra mina przed kolejną wyborczą klęską.

Ostatnie zwycięstwo polska lewica odniosła w roku 2001, kiedy SLD wygrało wybory parlamentarne. Z dzisiejszej perspektywy to już historyczny sukces, bo od tamtej pory polska lewica kroczy od porażki do porażki, od konfliktu do konfliktu i od podziału do podziału. A tendencji tej nie zmieniły ani próby demokratyzowania i odmładzania SLD, ani polityczny zwrot w lewo niegdysiejszego liberała, którym był Janusz Palikot, ani misje i patronaty Aleksandra Kwaśniewskiego, ani wreszcie powrót do steru SLD „silnego człowieka" – Leszka Millera.

Pomimo wyraźnych podziałów i problemów społecznych, pomimo przywiązania znacznej części Polaków do bezpieczeństwa socjalnego, współczesna polska lewica zdaje się coraz bardziej tracić kontakt z polityczną rzeczywistością i zamykać w politycznym skansenie. A wszelkie próby jej jednoczenia czy odnawiania przypominają słodzenie herbaty poprzez samo jej mieszanie.

Długi cień historii

Przyczyn tego stanu rzeczy upatrywać można rzecz jasna w wielkich aferach z okresu rządów Millera czy błędach poszczególnych liderów SLD. Ale sprawa wydaje się dużo bardziej zasadnicza, a przyczyny słabości polskiej lewicy – dużo głębsze.

Przyczyną fundamentalną jest oczywiście historia. Sentyment za PRL niegdyś dawał postkomunistycznej lewicy kilkadziesiąt, potem kilkanaście, a ostatnio zaledwie kilka procent społecznego poparcia. Na skutek naturalnych procesów społecznych wyborców ukształtowanych mentalnie w epoce Edwarda Gierka czy Władysława Gomułki zastępują nieuchronnie ci, którzy społecznie dorastali w czasach pierwszej „Solidarności", stanu wojennego czy przełomu roku 1989, a więc gdy socjalizm stracił w Polsce wszelką atrakcyjność ideową i prawie nikt nie chciał mieć nic wspólnego z powołującą się na niego władzą.

Długi cień PRL, będący dotąd żelaznym kapitałem lewicy postkomunistycznej, tworzy dziś zatem nad jej głową coraz niżej obniżający się sufit. Bo w pokoleniu wyborców 40- i 50-letnich, rozstrzygających w jakimś sensie o wynikach polskich wyborów, przeważają dziś zdecydowanie ci, którzy na SLD nie zagłosują z powodów estetycznych czy biograficznych.

W sytuacji takiej czymś naturalnym jest szukanie wyborców młodych, którym PRL jawi się jako coś równie abstrakcyjnego jak zabory. Rzecz jednak w tym, że z różnych powodów lewica mieć będzie z tym strukturalne, by tak rzec, trudności.

Po pierwsze bowiem, spora część ludzi młodych generalnie nie interesuje się polityką, dopóki polityka, w postaci bezrobocia, podatków czy miejsc dla dzieci w przedszkolach, nie zainteresuje się nimi. Po drugie, nawet jeśli młodzi z różnych powodów polityką się zainteresują, to wzrok ich pada na ogół z daleka od partii socjalistycznych lub socjaldemokratycznych. Bo albo wierząc we własną sprawczość i kreatywność zasilają oni kręgi wyborców liberalnych, albo kierując się genem młodzieżowej kontestacji, popierają ruchy antysystemowe, w perspektywie których istniejące partie lewicowe są częścią zepsutego systemu.

W bolesnym rozkroku

Najważniejszą jednak słabością polskiej lewicy jest pułapka ideologicznego antyklerykalizmu. Wyniesione ze skansenu PRL przekonanie, że Kościół i religia są głównymi wrogami ludu i postępu, pokutuje ciągle w wielu wpływowych lewicowych głowach, przybierając w niektórych z nich formę postulatu kulturowej rewolucji. W efekcie lewica nie może się zdecydować, czy nowym proletariatem, w imieniu którego dziś występuje, są pracownice supermarketów, chorzy czekający w tasiemcowych kolejkach do lekarza lub bezrobotni mieszkańcy małych miasteczek, czy też grupki bywalców modnych klubów, osaczonych w ich przekonaniu przez polską historię, tradycję i religię.

PRL jest dla młodych wyborców czymś równie abstrakcyjnym, co zabory

W sposób dosadny i przenikliwy wagę tego dylematu, w znanym pytaniu „geje czy koleje?", sformułował jakiś czas temu Rafał Chwedoruk. Problem jednak w tym, że nikt właściwie na lewicy na to kluczowe pytanie nie odpowiedział, a wielu usiłuje brnąć w obu dość sprzecznych kierunkach jednocześnie, pogrążając lewicę w coraz boleśniejszym rozkroku.

Tymczasem odpowiedź wydaje się dość jednoznaczna. Tu i teraz, w warunkach ciągle transformującej się Polski, grupy społeczne zainteresowane lewicową ofertą bezpieczeństwa socjalnego, a więc pracujące za najniższe stawki kobiety, czekający w kolejkach po zdrowie chorzy, mieszkańcy Polski B i C czy rodziny wielodzietne, niemal tożsame są z tą częścią polskiego społeczeństwa, która swych inspiracji i szczęścia szuka w tradycyjnym modelu rodziny, religii i narodowej kulturze. Co więcej, to Kościół katolicki, z jego nauczaniem o sprawiedliwej płacy, solidarności społecznej czy trosce o najsłabszych, w zglobalizowanym i urynkowionym świecie wydaje się dla lewicy naturalnym dyskutantem, a nie wrogiem.

We Włocławku, Sosnowcu, Radomiu, Wałczu, Pile czy Koninie wyborcy czekają zatem nie na obrońców dobrej pamięci po PRL czy ideologów nowej rewolucji kulturowej, ale na lewicowych związkowców, spółdzielców, działaczy samorządowych i polityków, którzy w ich codziennym życiu, tradycji i kulturze, a nie wbrew nim, zaproponują więcej sprawiedliwości, solidarności i bezpieczeństwa.

Klucze ma Kaczyński

O tym, że tak jest, świadczy między innymi to, że sporą część elektoratu socjalnego przejął dziś konserwatywny ideowo PiS. Wie o tym dobrze sam Jarosław Kaczyński, który dość starannie unika wszelkich skojarzeń z gospodarczym liberalizmem. Wiedzą o tym jego sztabowcy, którzy w poprzednich kampaniach „puszczali oko" do elektoratu wykształconego jeszcze w PRL. Wie o tym wreszcie jego konkurent Leszek Miller, który nie pali się – mówiąc łagodnie – do wzniecania pod sztandarami SLD rewolucji kulturowej.

I to paradoksalnie Kaczyński zdaje się mieć dziś w ręku klucze do przyszłości polskiej lewicy. Jeśli w opozycji lub u władzy konsekwentnie utrzyma on dalej linię retoryki socjalnej i dystansowania się od języka wolnego rynku – nawet wbrew przekonaniom i realnym działaniom – to do momentu generalnej zmiany na polskiej scenie politycznej sytuacja lewicy wydaje się nie do pozazdroszczenia. Lewicowe z nazwy partie walczyć będą o swoje 5 albo 8 procent, lewicowi ideolodzy mieszać będą nadal gorzką herbatę swych frustracji i idei, lewicowy elektorat zaś głosować będzie nadal na PiS, PO lub PSL, konkurujące ze sobą w ofertach i obietnicach socjalnych.

Autor jest adiunktem w Instytucie Politologii UKSW w Warszawie

W dość powszechnej opinii obserwatorów wielkim przegranym odbytych właśnie wyborów samorządowych, obok Państwowej Komisji Wyborczej, jest polska lewica. Po raz kolejny się okazało, że przedwyborczy lifting, prężenie politycznych mięśni, przegrupowania personalne i programowe to w jej przypadku jedynie dobra mina przed kolejną wyborczą klęską.

Ostatnie zwycięstwo polska lewica odniosła w roku 2001, kiedy SLD wygrało wybory parlamentarne. Z dzisiejszej perspektywy to już historyczny sukces, bo od tamtej pory polska lewica kroczy od porażki do porażki, od konfliktu do konfliktu i od podziału do podziału. A tendencji tej nie zmieniły ani próby demokratyzowania i odmładzania SLD, ani polityczny zwrot w lewo niegdysiejszego liberała, którym był Janusz Palikot, ani misje i patronaty Aleksandra Kwaśniewskiego, ani wreszcie powrót do steru SLD „silnego człowieka" – Leszka Millera.

Pozostało 87% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?