Nie będzie was przynajmniej w wydawnictwach Oxford University Press. W trakcie dyskusji na falach programu IV BBC ujawniono przedwczoraj, że największe na świecie wydawnictwo uniwersyteckie rozesłało w tych dniach do swoich autorów instrukcję, w której zaleca „niewymienianie w przygotowywanych dla nas tekstach świń ani niczego, co może kojarzyć się z wieprzowiną".
Rzecznik wydawnictwa, sznurując usta, oświadczył wprawdzie, że jak na razie „w grę wchodzą tylko wydawnictwa dla dzieci", co może oznaczać, że „Odyseja" i czary Kirke, Ewangelia św. Marka wraz z wieprzami gadareńskimi oraz – jakże stosownie – „Folwark zwierzęcy" Orwella mogą jeszcze przez chwilę liczyć na imprimatur. Niedługo jednak: skoro rozstrzygający, zdaniem rzecznika, jest „szacunek dla różnic i wrażliwości kulturowych"...
Wszystko to naturalnie tęgie bzdury. Nie o wieprze idzie i nie o zakaz halal (który dotyczy przecież nie wzmianki o świniach, lecz ich spożywania), ale o zachowanie znane raczej ze świata psów (też, notabene, nielubianych w islamie: przyjdzie się więc nam niedługo rozstać z Reksiem, Lassie i Pluto), gdzie słabszy w bójce kładzie się na grzbiecie, odsłaniając gardło w nadziei, że nie zostanie zagryziony. Działające od XV wieku Oxford University Press, wydające Szekspira, ojców Kościoła i dykcjonarze wszystkich języków, postanowiło pójść tą drogą. A gdyby się okazało, że ISIS nie lubi marchewki z groszkiem – OUP w trosce o różnice we wrażliwości przestanie pisać o marchewce.
Cóż, pewnie wolelibyśmy umierać za Gdańsk, króla czy wiarę. Ale w tej sytuacji przyjdzie nam uparcie rysować dzieciom prosiaki z ogonem w korkociąg. Nawet zdeklarowany jarosz wzniesie buławę z kabanosa. Będziemy ogryzać żeberka. Będziemy przysmażać skwarki.
Ale OUP, ongiś wydawca Eliota, Orwella i Kołakowskiego – tak, tego od „Samozatrucia otwartego społeczeństwa" – już wybrało. I tak się kończy świat – nie hukiem, ale skomleniem. Czy może raczej kwikiem.