Niemieckie puzzle

Mniejszość niemiecka pragnie udowodnić, iż to Niemcy mają większe prawo do Śląska niż Polska – twierdzi historyk.

Publikacja: 08.06.2015 21:50

Andrzej Krzystyniak

Andrzej Krzystyniak

Foto: Rzeczpospolita

Tylko niepoprawni optymiści, mogą twierdzić, iż Niemcy przestali myśleć o utraconych na rzecz Polski po II wojnie ziemiach. Tęsknota za haimatem jest wciąż silna w wielu środowiskach. Dość przypomnieć, że rząd Republiki Federalnej Niemiec dopiero w roku 1970 uznał zachodnią granicę Polski, co spowodowało liczne protesty różnej maści związków wypędzonych, ziomkostw etc, etc. Zjazdy wszelakich dobrze zorganizowanych byłych mieszkańców Śląska, były niczym innym jak manifestacyjnym domaganiem się przywrócenia przedwojennej granicy Niemiec. Skądinąd mało kto pamięta, iż był to przez długie lata jeden z postulatów wyborczych partii niemieckich chadeków z CDU.

Działaniem, które jest niczym innym jak próbą przywrócenia niemieckości polskich ziemi zachodnich, jest  swoista pamięć historyczna, która niczym puzzle układane we właściwym porządku przez wytrawnego gracza, zapełniają opuszczaną przez polską historiografię przestrzeń.

Każdego roku tysiące członków organizacji o mylącej nazwie Śląskie Towarzystwo Kulturalne (Landmannschaft Schlesien) gromadziło się na spotkaniach będących swoistą manifestacją polityczną rewizjonistów. Zazwyczaj można było zobaczyć na nich takie hasła jak: „Nie porzucimy Śląska” czy „Breslau nazywa się Breslau nie Wrocław”. Skądinąd przesłanie, jakie wypowiedział do zgromadzonych tłumów przesiedleńców Herbert Hupka w 1971 roku: „Jeszcze Śląsk nie jest stracony” wśród okrzyków „Śląsk pozostaje nasz” ( „Schlesier bleibt unser”) pozostały niepisanym mottem wielu środowisk rewizjonistycznych.

Gdy jednak powyższe hasła skonfrontujemy z tezami o „wielokulturowości” Śląska uznamy, iż narzucana nam od kilkunastu lat idea śląskiej „multi-kulti” jest tylko ich rozszerzoną wersją. W programie CDU zresztą znajduje się zapis, iż partia ta „pragnie razem z wypędzonymi i ich organizacjami zakotwiczyć dziedzictwo kulturowe historycznych niemieckich obszarów jako część niemieckiej kultury i część europejskiej identyfikacji”.

Tak się jednak składa, że owe „historyczne obszary niemieckie” to dzisiaj jedna trzecia terytorium Polski. A i sami Polacy wyśmiewają określenia „Ziemie Odzyskane” czy „tereny piastowskie”, z dumą przywracając niemieckie nazewnictwo takich obiektów jak np. Hala Stulecia we Wrocławiu.

Niemieckie cierpienia

Zakotwiczenie dziedzictwa kulturowego na „historycznych niemieckich obszarach” jest procesem realizowanym powoli, choć nie bez zgrzytów i medialnych awantur. Takim przykładem jest choćby próba przedstawienia niemieckiej wizji historii w planowanej wystawie „Historia Górnego Śląska” w Muzeum Śląskim, gdzie powstania śląskie chciano ukazać jako „wojnę domową”, która trwale podzieliła Ślązaków. Z kolei Polskę i jej dorobek na Śląsku, zredukowano do… magla. Jednym z twórców założeń do scenariusza była prof. Ewa Chojecka, historyk sztuki, uhonorowana rok temu przez Niemieckie Forum Kultury Europy Wschodniej nagrodą im. Georga Dehio przyznawaną za wybitne osiągnięcia na polu kultury przez placówkę zajmującą się obszarami w Europie Środkowej i Wschodniej, na których w przeszłości mieszkali Niemcy.

Jednym z elementów owego zakotwiczania niemieckiego dziedzictwa - kto wie, czy nie najważniejszym - są też oskarżenia Polaków o powojenne represjonowanie niemieckiej ludności, głównie na obszarze ziem zachodnich. To, co od dawna czyniła historiografia niemiecka na obszarze RFN (nieliczne prace przetłumaczono na język polski) przeniesiono dziś do Polski. To u nas słyszy się oficjalne tezy  o „straszliwym polskim odwecie”. Skądinąd głosy o polskich represjach zostały już chyba na stałe wpisane w dyskurs o wydarzeniach po 1945 roku, skoro na konferencji naukowej w Sejmie RP wśród kilkunastu referatów dominował temat deportacji niemieckiej ludności m.in. z terenu Prus Wschodnich oraz polityka wobec ludności niemieckiej. A wszystko to pod patronatem Marszałka Sejmu RP. Większość uczestników debaty była zgodna, iż po 1945 roku polityką "jednonarodowego państwa" wprowadzoną przez komunistyczne polskie władze, zniszczono "wielokulturowość" Śląska.

Ciekawe, że nikt z uczestników debaty nie wspomniał niemieckiej agresji na Polskę 1 września 1939 roku, późniejszej okupacji, niszczenia wszelkich przejawów polskości od mordowania polskich elit po rabunek dóbr kultury, wysiedlenia, mordy i eksterminację każdego związanego aktywnie z polskością Śląska. Mamy więc rozumieć, iż czas od września 1939 do stycznia 1945 był okresem wspaniałego rozkwitu „wielokulturowej” śląskiej wspólnoty? Szkoda tylko, że nie było w niej miejsca dla górnośląskich Żydów.

Apologeci niemieckiej kultury na Górnym Śląsku nie chcą dziś o tym pamiętać, oskarżając Polskę o zniszczenie różnorodności regionu po II wojnie.

Co równie znamienne, tezę o polskim nacjonalizmie głosi przedstawiciel pronieniemieckiego Ruchu Autonomii Śląska Jerzy Gorzelik. Jego zdaniem „w Polsce cały czas pielęgnuje się pogląd o państwie jednonarodowym” - w jego mniemaniu ma to być przejaw nietolerancji ze strony Polaków wobec mniejszości. Gorzelik, który alergicznie reaguje na każde utożsamienie Ślązaka z polskością, nie protestuje jednak, kiedy przedstawiciele mniejszości niemieckiej twierdzą, iż Ślązak jest po prostu Niemcem, a represje po 1945 roku dotyczyły głównie Niemców.

Honory dla Czai

Niektóre głosy brzmią aż nazbyt dobitnie. Dla przykładu: dramatyczny wyrzut, który Polsce i Polakom uczynił publicznie ks. Wolfgang Globisch, brzmi co najmniej dwuznacznie : Gdyby Polacy po wojnie częściej potrafili sobie przypomnieć słowa z modlitwy “Ojcze nasz”: “I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” nie doszłoby do tylu powojennych represji należących również do Tragedii Górnośląskiej.

Krzewiciele nowego spojrzenia na nasze dzieje, kultywują fałszywą wizję historii, zgodnie z którą wkroczenie Sowietów oznaczało dla Polaków wyzwolenie, a dla Niemców było początkiem gehenny i cierpień niewinnej ludności. Ba! Było to pierwsze zetknięcie z wojną i jej okropnościami „Trzeba pamiętać, że dla mieszkańców Opola prawdziwa wojna rozpoczęła się dopiero w 1945 roku” - mówił dr Adam Dziurok naczelnik Biura Edukacji Publicznej z katowickiego Instytutu Pamięci Narodowej. Tę tezę podtrzymuje prof. Ryszard Kaczmarek, dyrektor Instytutu Badań Regionalnych w Katowicach, wedle którego mamy do czynienia z dwoma narracjami : „Tę ogólnopolską z podręczników i programów nauczania która jest sprzeczna z narracją regionalną zupełnie inaczej oceniającą rok 1945. Z pierwszej perspektywy to klęska Niemiec i koniec okupacji, z drugiej to prześladowania, wywózki, niewolnicza praca” .

Kolejny element układania ahistorycznych puzzli to próba uhonorowania Herberta Czai pamiątkową tablicą na budynku Zespołu Szkół Specjalnych w Skoczowie. Próba uhonorowania człowieka, który w czasie wojny był członkiem nazistowskiej organizacji i który całe życie kwestionował zachodnią granicę Polski, oburzyła bezczelnością. Przypomnijmy, iż zgody na umieszczenie tablicy odmówił Marszałek Województwa Śląskiego reprezentujący organ właścicielski. Negatywnie o niemieckiej inicjatywie wypowiedzieli się radni powiatu cieszyńskiego.

Dla inicjatorów akcji upamiętnienia rewizjonisty nic to nie znaczy. Z listu otwartego opublikowanego na stronie internetowej mniejszości niemieckiej, wynika, że autorzy chcą, by Czaja był w Polsce traktowany tak samo jak Wojciech Korfanty. "W tej świadomości powinni swoje godne miejsce znaleźć zarówno Wojciech Korfanty jak i Carl Ulitzka, ale także wszystkim znani Herbert Hupka i Herbert Czaja"

Dalej możemy przeczytać równie aroganckie stwierdzenia: „Ten ostatni tragicznie pozbawiony ojczyzny, wierny Śląskowi do końca swych dni i w całej powojennej rzeczywistości służący tysiącom przesiedlonych i wysiedlonych Ślązaków, usiłował też pozostać wiernym swej śląskiej niemieckości” Czy za to mają go honorować dziś Polacy w swoim kraju ?

Skądinąd z „tragicznie” pozbawionym ojczyzny Czają, władze komunistyczne po wojnie obeszły się bardzo łagodnie, choć zdaniem wielu zasłużył na osądzenie za swą działalność na Uniwersytecie Jagielońskim (po agresji niemieckiej na Polskę brał udział w jego likwidacji).

Troska o Kresy Zachodnie

Kluczowe jest więc pytanie, co chce uzyskać mniejszość niemiecka wraz ze swymi pomocnikami działającymi w sferze publicznej i kulturowej. Bez wątpienia pragną oni udowodnić, iż to Niemcy z perspektywy historycznej mają większe prawo do Śląska niż Polska z racji „tylko” przynależności terytorialnej.

Zatem walka o pamięć historyczną trwa, jej stawką jest przynależność kulturowa obszarów niegdyś należących do Niemiec. Kresy Zachodnie Rzeczpospolitej wymagają dziś szczególnej troski państwa polskiego w zachowaniu ich polskości.

Autor jest historykiem, pełnomocnikiem marszałka województwa śląskiego do spraw wystawy w Muzeum Śląskim

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?