Testament Religi

Placówki prywatne są zainteresowane kontraktowaniem wybranych, intratnych finansowo świadczeń, bez zapewnienia kompleksowości opieki. Jest to zjawisko „spijania śmietanki" – pisze były minister zdrowia.

Publikacja: 03.08.2015 22:00

Andrzej Wojtyła

Andrzej Wojtyła

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Ustąpienie ministra Arłukowicza z funkcji ministra zdrowia środowisko medyczne i polscy pacjenci przyjęli z ulgą. Nowy minister – wybitny lekarz i naukowiec będzie musiał się zmierzyć z wieloma bieżącymi problemami ochrony zdrowia typu protesty pielęgniarek, wielomiesięczne kolejki do lekarzy specjalistów czy okresowy brak leków, również ratujących życie spowodowany błędnymi (a może celowymi?) interpretacjami przepisów refundacyjnych pozwalającymi na wywóz leków za granicę. Z pierwszych wywiadów nowego ministra wynika, że próbuje kontynuować testament profesora Religi zapowiadając opodatkowanie ubezpieczeń OC kierowców i środki przekazać na funkcjonowanie pomocy doraźnej. Jest to dosypanie środków finansowych, do niedofinansowanego systemu ochrony zdrowia. Propozycja ministra Zembali była tylko niewielką częścią reform, jakie zaplanował prof. Religa, a których niestety nie zdążył wprowadzić z powodu skrócenia Kadencji Sejmu i przedwczesnej śmierci. A reformy zostały zaplanowane na okres 7 letni i były oparte na merytorycznej analizie funkcjonowania systemu ochrony zdrowia w Polsce. Chciałbym przybliżyć intencje, jakie stały u podstaw podejmowanych projektów i decyzji przez gabinet Religi.

Rynek usług zdrowotnych

Należy zacząć od specyfiki rynku usług zdrowotnych, który różni się od rynku innych dóbr i nie jest oparty na prostych ekonomicznych zasadach podaży i popytu. Ceny świadczeń zdrowotnych wcale nie spadają wraz ze wzrostem podaży tych usług, czyli nie jest tak jak w ekonomii, że wzrost podaży skutkuje zmniejszeniem cen i nasyceniem popytu. Wyjątkowość tego rynku sprawia, że zwiększenie podaży usług skutkuje zwiększeniem popytu na nie, czyli jest odwrotnie niż w przypadku innych dóbr np. konsumpcyjnych, gdzie przykładowo urodzaj na jabłka powoduje, że w danym sezonie ich cena dla konsumenta jest niższa. W ekonomii ochrony zdrowia jest wręcz odwrotnie: wyższa podaż skutkuje zwiększeniem popytu i związanych z tym wydatków zdrowotnych, zgodnie ze znaną w ekonomii zasadą - podaż indukuje popyt (SID-supply-induced demand). Obowiązująca w ekonomii zdrowia tzw. zasada Roemera mówi o tym, że „ każde oddane do użytku łóżko jest łóżkiem wykorzystanym", co oznacza, że każda ilość łóżek szpitalnych zawsze jest w 100 proc. wykorzystana, niezależnie od tego czy na danym terenie wysycenie łóżkami szpitalnymi będzie wysokie czy też niskie w stosunku do ilości mieszkańców. I w dodatku wysokie wysycenie ilością łóżek szpitalnych nie powoduje poprawy zdrowia populacji a najczęściej doprowadza do pogorszenia wskaźników zdrowotnych. Wykazano to w wielu naturalnych eksperymentach na świecie. Otóż tam gdzie występowało większe nasycenie łóżkami szpitalnymi obserwowano pogorszenie wskaźników zdrowotnych z powodu powikłań związanych z zakażeniami szpitalnymi. W Polsce na ten aspekt wynikający ze specyfiki rynku świadczeń zdrowotnych się w procesie reform w ogóle nie zważa. Przykładem są rozbudowywane szpitale powiatowe za europejskie pieniądze. Każdy starosta, każda Rada Powiatu pragnie mieć na swoim terenie wielospecjalistyczny szpital niezależnie od tego czy istnieją takie potrzeby. Jest to normalne zjawisko w ekonomii zdrowia, które reformatorzy znać powinni. Samorząd, który jest właścicielem większości placówek zainteresowany jest posiadaniem dobrze wyposażonej, wielospecjalistycznej kliniki licząc, że upolityczniony Narodowy Fundusz Zdrowia jej funkcjonowanie pod wpływem nacisków społecznych sfinansuje. Zawsze strona społeczna dąży do rozbudowy bazy medycznej, by przypodobać się wyborcom, zaś płatnik liczący środki finansowe stara się ograniczać wydatki stosownie do możliwości. Taki konflikt w obszarze świadczeń zdrowotnych zawsze istnieje i jest nieunikniony. W Polsce te zasady zaburza dodatkowo wadliwy sposób wyceny procedur medycznych. Nie polegają one na stosowanym powszechnie w innych krajach ustalaniu priorytetów świadczeń, czyli na uporządkowaniu wszystkich, świadczeń od najpotrzebniejszych - ratujących życie, do najmniej zagrażających zdrowiu. Pierwszy „koszyk świadczeń" przygotowany za czasów Religi według takich zasad przygotowano. Od pozycji w tak skonstruowanej hierarchii zależał poziom świadczenia danej usługi, czyli jego cena. Praktycznie każde świadczenie posiadało określoną wartość punktową, zależną od pozycji w hierarchii świadczeń, potem w zależności od ilości środków w systemie wyceniano odpowiednio każdy punkt. Cena świadczenia była wynikiem pomnożenia ilości punktów przez wartość każdego punktu. Był to jasny, obiektywny system obowiązujący w większości krajów na świecie. Te zasady jednak następcy profesora zarzucili pod naciskiem różnych grup interesów. Zaczęto zmieniać zawartość „koszyka świadczeń", porzucając wcześniej przyjęte zasady, dostosowując go do żądań grup interesów. Na skutek takich działań doszło do rozbudowy istniejących i powstania nowych placówek oferujących dobrze wycenione procedury medyczne. I tak obecnie w prawie każdym powiecie funkcjonuje oddział kardiologii inwazyjnej czy ortopedii, tylko, dlatego że świadczenie usług w tych dziedzinach jest dla placówek medycznych opłacalne. Brak zaś jest placówek onkologicznych, bo procedury związane z leczeniem onkologicznym są gorzej wycenione. Taka sytuacja generuje ogromne koszty związane z leczeniem dobrze wycenionych schorzeń, nie zawsze w sposób optymalny dostarczanych pacjentom, zaś w przypadku innych schorzeń, często zagrażających życiu dochodzi do braku możliwości leczenia, bo nie opłaca się rozbudowywać lub tworzyć oddziałów leczących schorzenia nisko wycenione np. onkologiczne. I to jest obecnie przyczyną kolejek do leczenia onkologicznego, z którym nie mógł sobie poradzić gabinet Arłukowicza. Taka sytuacja dla specjalistów w dziedzinie ekonomii i organizacji ochrony zdrowia była od początku do przewidzenia. Podobną sytuację obserwujemy w przypadku wysokospecjalistycznego sprzętu diagnostycznego typu tomograf komputerowy czy rezonans magnetyczny. Również obserwacje naukowe przeprowadzone na świecie pokazują, że tam gdzie się one znajdują rośnie gwałtownie ilość badań na nich przeprowadzanych, nie zawsze koniecznych w procesie diagnostycznym i leczniczym. Lekarze przestają korzystać z tańszych, a równie skutecznych procedur mając pod ręką tomograf czy rezonans. A takie postępowanie generuje koszty. Gabinet prof. Religi przygotowujący reformy zdrowia te zagrożenia przewidywał i w przygotowanych rozwiązaniach próbował ich uniknąć. W 2013 roku jeden z wybitnych naukowców amerykańskich, na prestiżowej konferencji poświęconej zarządzaniu ochroną zdrowia powiedział sarkastycznie, że „Polska jest tak zamożnym krajem, gdzie w każdym powiecie jest dostępny rezonans magnetyczny, tomograf i miasteczko wodne. Ameryki na to nie stać". Tak za oceanem postrzegają nasze działania znawcy przedmiotu. W większości krajów bogatych na świecie np. w Kanadzie wysokospecjalistyczną diagnostykę i leczenie prowadzi się w Centrach Diagnostycznych i Leczniczych rozmieszczonych stosownie do odpowiednio licznej populacji, celem efektywnego wykorzystania drogiego sprzętu.

Brak równowagi informacyjnej

Takie sytuacje wynikają z tego, że w ochronie zdrowia faktycznym klientem w sensie ekonomicznym wcale nie jest pacjent, lecz świadczeniodawca, przeważnie lekarz. Wynika to z nierównowagi informacyjnej między nimi. Na rynku usług zdrowotnych to świadczeniodawca (lekarz lub inny pracownik medyczny) decyduje, jakie procedury są konieczne do wykonania u pacjenta, bo posiada niezbędną do takich decyzji wiedzę, pacjent zaś tylko subiektywnie ocenia swojego lekarza – czy jest on uprzejmy grzeczny i ma ludzki do niego stosunek. Świadczeniodawca w swoim postępowaniu będzie dążył zawsze do stosowania wszystkich dostępnych, najnowszych, nie zawsze koniecznych procedur diagnostycznych czy leczniczych. Zwłaszcza, gdy jest właścicielem podmiotu leczniczego lub pracuje w prywatnym podmiocie nastawionym na zysk. Pokrywanie kosztów świadczeń przez płatnika i kontrola standardu ich wykonywania w odniesieniu do podmiotu prywatnego nastawionego na zysk jest zawsze droższe. Taka jest ekonomiczna specyfika rynku usług zdrowotnych i organizatorzy ochrony zdrowia tą wiedzę winni posiadać. Taką wiedzę zdobywa się na podstawowych kursach w ekonomiki ochrony zdrowia na świecie na poziomie licencjackim. Prywatyzacja placówek ochrony zdrowia w Polsce i ich nastawienie na zysk spowodowała łatwą do przewidzenia sytuację, kiedy wzrost wydatków zdrowotnych nie skutkuje poprawą zdrowia obywateli. I taką sytuację obserwujemy obecnie w Polsce – wzrost wydatków na zdrowie, czym chlubią się politycy koalicji, wcale nie spowodował poprawy zdrowia populacji i wzrostu satysfakcji pacjentów z funkcjonowania sytemu. Należy zaznaczyć, że z tego właśnie powodu aż 88 proc. szpitali, w tak komercyjnie zorganizowanym systemie ochrony zdrowia, jakim jest system amerykański funkcjonuje jako firmy non profit, czyli nie nastawione na zysk. Dlatego też w USA w latach 70, gdy zaczęło brakować środków na funkcjonowanie służby zdrowia, (co było związane z kryzysem naftowym) wprowadzono obowiązek posiadania tzw. certyfikatu potrzeb (certificate of need) wydawanego przez władze stanowe w przypadku rozbudowy szpitali i zwiększania ilości łóżek szpitalnych oraz zakupu drogiego wysokospecjalistycznego sprzętu. Rozwiązanie obowiązuje w tym kraju dotychczas i służy kontrolowaniu kosztów świadczeń zdrowotnych po stronie ich podaży. W każdy system ochrony zdrowia muszą być wbudowane mechanizmy ograniczające nie tylko popyt na usługi, ale również podaż, by strona podażowa rynku usług nie generowała niepotrzebnych wydatków. W sensie makroekonomicznym z taką sytuacją borykamy się od kilku dobrych lat w Polsce. Politycy rządzący chlubią się i podkreślają, że od ośmiu lat ich rządów wyraźnie wzrosły nakłady na ochronę zdrowia, opozycja i słusznie zarzuca rządzącym, że tego nie widać, bo kolejki do lekarzy wydłużają się i brakuje środków na leczenie śmiertelnych schorzeń np. nowotworowych. Jedni i drudzy mają rację.

Dotychczasowi urzędnicy ministerstwa zdrowia z powodu braku wiedzy ekonomicznej zaś zachowują się jak dzieci we mgle, nie wiedząc, co jest przyczyną takiej sytuacji. Otóż w polski system ochrony zdrowia wbudowano nieefektywne mechanizmy administracyjne kontroli kosztów jedynie po stronie popytowej rynku usług. Są to limity ilości procedur i ich ceny (w postaci wyceny ich wartości punktowej) kontraktowane przez NFZ z poszczególnymi świadczeniodawcami. To ogranicza popyt ze skutkiem braku preferencji najlepszych ośrodków medycznych, bo z powodu braku standardów jakościowych każdy świadczeniodawca otrzymuje jakiś kawałek rynku, co skutkuje tłamszeniem rozwoju dobrych i fachowych placówek medycznych, jednocześnie ograniczając konkurencję. Prowadzi to do zadłużania się placówek oferujących wysokospecjalistyczne procedury na najwyższym poziomie. Taka sytuacja doprowadziła do ogromnego zadłużenia wielu renomowanych placówek medycznych oferujących rzadkie, wysokospecjalistyczne usługi, takie jak np. Centrum Zdrowia Dziecka czy Instytut Zdrowia Matki Polki. Sytuacja taka ma miejsce również na niższych poziomach organizacyjnych ochrony zdrowia, gdzie prywatne placówki nazywane potocznie „garażowymi" zatrudniające personel systemem pozaetatowym wypchnęły z rynku placówki publiczne oferujące świadczenia kompleksowo, na dobrym poziomie. Placówki publiczne w dodatku zatrudniają personel etatowo, ze wszystkimi tego skutkami finansowymi. Placówki prywatne są zainteresowane kontraktami wybranych, intratnych finansowo świadczeń, bez zapewnienia kompleksowości opieki. Jest to znane w ekonomii ochrony zdrowia zjawisko „spijania śmietanki – ang. creaming". Tak wadliwie skonstruowany system ochrony zdrowia sprawia, że społeczeństwo postrzega funkcjonowanie Narodowego Funduszu Zdrowia, jako instytucji skorumpowanej, preferującej sektor prywatny, z którym kontraktuje jednostkowe opłacalne świadczenia, żerując na systemie publicznym.

I to, dlatego gabinet Zbigniewa Religi przygotował ustawę „Sieć Szpitali w Polsce". Podstawą przygotowania tego projektu była kontrola podaży świadczeń i wydatków z tym związanych. Zdecydowano się na regulacje dotyczące szpitali ze względu na fakt, że hospitalizacje szpitalne są najdroższymi procedurami na rynku usług zdrowotnych oraz że skierowania do szpitali są nadużywane przez pozostałe sektory organizacyjne ochrony zdrowia; podstawową opiekę zdrowotną i specjalistykę. Wprost na to wskazują porównania z innymi krajami rozwiniętymi w Europie i na świecie.

Statystyki pokazują, że w większości krajów europejskich ilość hospitalizacji po 1999 roku spadła o jedną trzecią, zaś w Polsce ilość hospitalizacji zwiększyła się o 30 proc. przez ten czas. Odsetek wydatków na leczenie szpitalne w stosunku do ogółu środków przeznaczanych na zdrowie w Polsce jest o prawie 20 proc. wyższy niż w większości krajów rozwiniętych świata. Projekty reform profesora Religi uwzględniały te porównania. Zakładały one, że należy zwiększyć zakres obowiązków lekarzy rodzinnych i wprowadzić standardy postępowania na wszystkich poziomach organizacyjnych ochrony zdrowia, w tym również w podstawowej opiece zdrowotnej.(p.o.z.). Chciano ograniczyć zjawisko kierowania pacjentów do szpitala bez niezbędnych badań wskazujących na rozpoznanie schorzeń, z którym są oni tam kierowani. Dodatkowe badania diagnostyczne w szpitalu są procedurami droższymi i opóźniającymi podjęcie odpowiedniego leczenia, co skutkuje dłuższym pobytem w szpitalu i związanymi z tym wyższymi kosztami oraz ryzykiem wystąpienia powikłań związanych z pobytem w szpitalu np. zakażeń szpitalnych. Wprowadzenie standardów w p.o.z ma jeszcze jeden pozytyw-ograniczenie zjawiska spychania pacjentów z tego sektora organizacyjnego do oddziałów ratunkowych, szpitali i opieki specjalistycznej. Trudności finansowe związane z funkcjonowaniem SOR-ów w Polsce związane są z leczeniem chorób przewlekłych i infekcji, zamiast skupić się na fachowej obsłudze ofiar wypadków, urazów i zatruć. Dosypanie środków przeznaczonych na leczenie w tym sektorze, bez reform podstawowej opieki zdrowotnej spowoduje zwiększenie strumienia kierowanych na leczenie tam pacjentów a dodatkowe środki znów staną się niewystarczające i nieefektywnie wykorzystane. Bez wprowadzenia mechanizmów rynkowych i administracyjnych ograniczających podaż świadczeń na poszczególnych poziomach organizacyjnych systemu ochrony zdrowia każde zwiększenie ilości środków finansowych prowadzi do ich marnotrawstwa, bez faktycznej poprawy zdrowia populacji. Wprowadzenie podatku od ubezpieczeń OC związane było za czasów ministra Religi z uchwaleniem ustawy o ratownictwie medycznym oraz miało być kompatybilne z innymi przygotowanymi wówczas rozwiązaniami.

Fragmentaryzacja systemu

System ochrony zdrowia w Polsce uległ w wyniku zmian po 1999 roku fragmentaryzacji. Poszczególne poziomy organizacyjne systemu zdrowotnego w Polsce: podstawowa opieka zdrowotna, specjalistyka, pomoc doraźna i szpitalnictwo zaczęły funkcjonować niezależnie. Każdy poziom ma swoje interesy i zadania, które wykluczają współpracę ze sobą. Lekarz rodzinny zainteresowany jest spychaniem pacjentów do specjalisty lub szpitala, bo to jest dla niego po prostu tańsze i opłacalne. To wynika również z faktu stosunkowo niskiego odsetka ogólnych środków przeznaczanych na funkcjonowanie tego sektora ochrony zdrowia. Nakłady przeznaczane na funkcjonowanie podstawowej opieki zdrowotnej w Polsce są 5-7 proc. niższe niż w większości krajów rozwiniętych świata. Specjalista jest zainteresowany, z powodu systemu pokrywania kosztów metodą za usługę (fee-for-service) jak najdłuższym leczeniem pacjenta, nie zaś jego konsultacją. W większości systemów zdrowotnych świata lekarz specjalista konsultuje pacjenta i służy radą i pomocą lekarzowi rodzinnemu, prowadzącemu proces leczniczy. Brak regulacji zmuszających lekarzy do takiego postępowania powoduje, że do lekarzy specjalistów trzeba czekać w długich kilkumiesięcznych a nawet kilkuletnich kolejkach. W systemie polskim szpital zainteresowany jest leczeniem banalnych przypadków, bo terapia jest wówczas najtańsza. To rodzi oczywiście ogromne koszty, bo leczenie szpitalne jest najdroższym leczeniem w całym systemie ochrony zdrowia.

Biorąc powyższe pod uwagę gabinet Religi przygotował projekt ustawy „O zdrowiu publicznym", która określała zasady i standardy postępowania na każdym poziomie organizacyjnym ochrony zdrowia. Miała to być Inspekcja Zdrowia Publicznego. We wspomnianej ustawie uregulowano całościowo system nadzoru specjalistycznego. Nadzór ten to nie tylko funkcja Specjalisty Krajowego, tak jak to postrzegał minister Arłukowicz, który uważał, że wymiana specjalistów w poszczególnych dziedzinach na ludzi sobie „powolnych", podporządkowanych, rozwiąże problemy tego nadzoru. Nadzór specjalistyczny to cały system kontroli poziomu i jakości udzielania świadczeń w poszczególnych dziedzinach medycyny, poczynając od specjalisty krajowego, mającego do dyspozycji instytuty naukowe, poprzez specjalistów wojewódzkich, aż po koordynatorów w kluczowych dziedzinach na poziomie powiatów. Taki system przecież funkcjonował w powojennym systemie ochrony zdrowia. Każdy powiatowy oddział szpitalny był wówczas wizytowany przynajmniej raz w roku przez specjalistę wojewódzkiego, który kontrolował standardy diagnostyki i leczenia, sposób postępowania lekarza, również leczącego pacjentów na poziomie podstawowej opieki zdrowotnej. Wyposażony był również w odpowiedni wachlarz sankcji. Wspomniane elementy zawierał projekt ustawy „O zdrowiu publicznym". W obliczu braku współpracy między poszczególnymi poziomami organizacyjnymi ochrony zdrowia jest to rozwiązanie konieczne. Instytuty resortowe kiedyś były tworzone po to, by standaryzować sposób postępowania leczniczego i diagnostycznego w poszczególnych dziedzinach medycyny. Wytyczne w tym zakresie, oparte na aktualnych doniesieniach naukowych obowiązywały wszystkich lekarzy działających w poszczególnych dziedzinach medycyny w całym systemie zdrowotnym w Polsce. Dziś instytucje te finansowo upadają, bo nikt z ich dorobku nie korzysta, a praktyka poszczególnych lekarzy oparta jest na ulotkach i materiałach przygotowanych i dostarczanych lekarzom przez firmy farmaceutyczne. Zgodnie z propozycjami gabinetu Religi Instytuty Naukowe miały być integralną częścią nadzoru specjalistycznego. Dobrze zorganizowany system nadzoru specjalistycznego rozwiązuje wiele innych problemów takich jak np. politykę stosowania antybiotyków. System nadzoru specjalistycznego pozwoliłby na wprowadzenie receptariuszy na poziomie nie tylko szpitalnym, ale również w podstawowej opieki zdrowotnej i w specjalistyce. Koncepcja ta ułatwiła by realizację Programu Ochrony Antybiotyków, realizowany przez prof. Hryniewicz. Minister Arłukowicz z powodu braku kompetencji, doświadczenia i deficytu oglądu całego systemu ochrony zdrowia ograniczył się do wyrzucenia z pracy w sposób chamski, bez merytorycznych podstaw kilku wybitnych konsultantów krajowych ( np. prof. Szaflika), kilku dyrektorów instytutów, bez żadnych podstaw merytorycznych. Instytuty naukowe uległy w okresie kierowania przez niego ministerstwem zdrowia degradacji naukowej a proces zadłużania się nasilił z powodu złego zarządzania przez ludzi wiernych ministrowi. I z tym musi zmierzyć się nowy minister, który jako były konsultant krajowy również na pewno dostrzega te problemy.

Posprzątać po Arłukowiczu

Przygotowany zaś przez ministerstwo zdrowia projekt ustawy „O zdrowiu publicznym" żadnego z powyższych problemów nie rozwiązuje, ograniczając się do regulacji dotyczących pozyskiwania środków na realizację programów zdrowotnych, bez możliwości operacyjnych ich wdrażania i późniejszej realizacji. Programy walki z głównymi przyczynami zachorowalności i śmiertelności winny być oparte na analizie epidemiologicznej potrzeb ich wdrażania oraz ewaluacji skutków podejmowanych działań. Bez tych elementów będą to działania nieefektywne zdrowotnie i trwoniące środki na ten cel przeznaczane. W USA instytucją nadzorującą i realizującą zadania w zakresie zdrowia publicznego jest Centrum Kontroli Chorób i Prewencji w Atlancie. Obecnie instytucja ta posiada najwyższy prestiż na świecie w zakresie zdrowia publicznego. Była ona odpowiedzialna za walkę z chorobami zakaźnymi w okresie, kiedy te choroby były główną przyczyną zachorowań i śmiertelności, czyli mniej więcej do połowy lat 80 ubiegłego stulecia. Gdy głównymi przyczynami zgonów i zachorowań stały się choroby przewlekłe zadania tej instytucji zostały rozszerzone o aspekty związane z chorobami cywilizacyjnymi. Tak bogatego kraju, jak USA nie było stać na budowę nowej instytucji zajmującej się zwalczaniem chorób przewlekłych jako głównych przyczyn zgonów. Projekt reform Religi zakładał rozszerzenie uprawnień Państwowej Inspekcji Sanitarnej o zadania walki z chorobami przewlekłymi wzorując się na doświadczeniach amerykańskich. Procedowana obecnie w Polsce ustawa „ O zdrowiu publicznym" zakłada budowę nowych struktur do walki z chorobami przewlekłymi. Jest to nonsens. By takie zadania realizować na poważnie należałoby zatrudnić odpowiednią ilość epidemiologów i biostatystyków, których w naszym kraju jak na lekarstwo a pracują obecnie głównie w Państwowej Inspekcji Sanitarnej i w placówkach naukowych. Dlaczego nie można by do realizacji zadań zdrowia publicznego zaangażować rozbudowanej struktury inspekcji sanitarnej wzorem USA. Tam pracują epidemiolodzy, statystycy, specjaliści zdrowia publicznego, żywności i higieny zaprawieni, z dobrym skutkiem w poprawę stanu sanitarnego kraju i w zwalczaniu chorób zakaźnych od okresu II wojny światowej. Obecnie instytucja ta z powodzeniem realizuje wiele programów promocji zdrowia wykorzystując tam pracujących fachowców. Czy nas stać na budowę dodatkowych struktur do walki z chorobami przewlekłymi? Bogatej Ameryki na to stać nie było. Budowa nowych struktur będzie kosztowna i w dodatku nieefektywna. Utworzenie Rad Zdrowia, co zakłada proponowana przez Rząd ustawa, będzie taką samą fikcją jak funkcjonująca obecnie Rada ds. Realizacji NPZ przy Premierze. Istnieje, a Narodowy Program Zdrowia w praktyce nie jest realizowany. Minister Arłukowicz Inspekcję Sanitarną zupełnie zmarginalizował, o czym chociażby świadczy fakt, że od trzech lat kieruje nią pełniący obowiązki głównego inspektora bez zastępców. Poprzedni szef tego urzędu został z hukiem wyrzucony, pod pretekstem uchybień i nieprawidłowości w walce z dopalaczami, które się potem nawet w ułamku procenta nie potwierdziły. Rynek zaś dopalaczy kwitnie i przynosi ogromne straty zdrowotne i społeczne, dając ogromne zyski producentom i dilerom tych produktów. A może o to właśnie chodziło? Nakreśliłem w skrócie reformy ochrony zdrowia przygotowane przez Gabinet prof. Zbigniewa Religi wraz z krótkim uzasadnieniem przyczyn proponowanych w nich rozwiązań z apelem do nowego ministra o wzięcie ich pod uwagę. Jest to trudne zadanie, bo najpierw należy posprzątać po Arłukowiczu. Podjęcie się jednak kontynuacji powyższych propozycji, nawet w tak krótkim do nowych wyborów czasie, może być wypełnieniem testamentu pozostawionego przez wielkiego ministra i profesora. Z dużym prawdopodobieństwem będą mogły one później być kontynuowane.

Autor był ministrem zdrowia w rządzie Hanny Suchockiej (1992–1993), podsekretarzem stanu w resorcie zdrowia w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego (2005–2006) oraz głównym inspektorem sanitarnym (2006–2010)

Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rafał Trzaskowski musi się odelitarnić i odciąć od rządu, żeby wygrać
analizy
Donald Trump już wstrzymuje pierwszą wojnę. Chyba
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Bezpieczeństwo, Europo! Co to znaczy dla Polski?
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: „W tym roku Ukraina przestanie istnieć”, czyli jak Putin chce pokroić Europę
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Opinie polityczno - społeczne
Poważne konsekwencje udzielenia gwarancji bezpieczeństwa premierowi Izraela
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego