Nawet na tle militarystycznej retoryki ostatnich dni – tu Michał Mazowiecki i Tomasz Lis wzywają do budowania Majdanu na Wiejskiej, tam red. Jacek Żakowski przyrównuje liderów KOD do powstańców warszawskich – taka deklaracja robi wrażenie. Dotąd można było sobie dworować na myśl o Kazimierze Szczuce w furażerce sanitariuszki czy Marku Kondracie przymierzającym oficerki – teraz o zamachu stanu mówi co prawda tylko kapral, ale i autorytet, na który chętnie powołuje się (w rozmowie z „Rz” z 20.12.) sam Martin Schulz, a wolno przypuszczać, że i wielu innych polityków Zachodu. Może być tak, że, jak chce Wałęsa, „świat zrozumie”, może stać się i tak, że – by przywołać słowa pamiętnej zimowej pieśni - „świat się dowiedział, nic nie powiedział”, nikt jednak nie może już powiedzieć, że nie usłyszał o konkretnym scenariuszu.
Są ludzie tak nieżyczliwi Wałęsie, że słowa o „fizycznej likwidacji” skłonni byliby przyrównywać do wypowiedzi innych tytanów przemocy politycznej: „Nie ma demokracji dla wrogów demokracji” – grzmiał Włodzimierz Ilicz, do braku litości namawiał swoje legiony Marcellus. Ja jednak myślę o trosce człowieka znacznie bliższego Wałęsie: jednego z architektów Okrągłego Stołu. „Dorobek wielu pokoleń, wzniesiony z popiołów, polski dom ulega ruinie. Struktury państwa przestają działać. Przez każdy zakład pracy, przez wiele polskich domów, przebiegają linie bolesnych podziałów. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści sieje spustoszenie psychiczne” – ubolewał nad atmosferą „mowy nienawiści” Wojciech Jaruzelski w pamiętnym przemówieniu 13.XII. 1981 roku. Dodać trzeba, że i on liczył na prawidłowe odczytanie jego intencji: „Zwracam się do całej opinii światowej. Apelujemy o zrozumienie dla wyjątkowych warunków, jakie w Polsce powstały, dla nadzwyczajnych środków, jakie okazały się konieczne” – mówił.
Niezwykłych zwrotów w życiu Wałęsy było już wiele. Do tego jednak, by niemal dokładnie w 35. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, które uczyniło go na lata symbolem i przywódcą narodu, zadeklarować zamiar fizycznej likwidacji przeciwników politycznych, trzeba głębi Hegla, rozważającego dziejowe tezy i antytezy. Hegla, dodajmy, zza którego peruki i halsztuka słychać niezmiernie gorzki śmiech Sławomira Mrożka.