Kiedy Donald Trump w ubiegłym roku atakował Państwo Środka i groził wojną handlową, jeden z chińskich notabli sarkastycznie zauważył: „Oto amerykański prezydent, za którego kadencji Chiny staną się światowym numerem 1”. Trudno kwestionować ten punkt widzenia, gdy widzi się tysiące drapaczy chmur w wielomilionowych pulsujących życiem metropoliach, jak: Szanghaj, Pekin czy Hongkong, szybką kolej czy inne monumentalne projekty. Na całym świecie słychać zachwyt nad liczącą 5 tys. lat cywilizacją, wieloletnim wysokim tempem rozwoju i „nieograniczonymi” zasobami. Można odnieść wrażenie, że Chińczycy wynaleźli jakieś perpetuum mobile, skuteczną trzecią drogę, o której śniły kraje niechcące iść w stronę ani kapitalizmu ani komunizmu. Wrażenie to może być jednak złudne, a przed Chinami stają bardzo poważne zagrożenia.