Jeśli ten trend się utrzyma, to w grudniu na Okęciu zobaczymy 16-milionowego pasażera. A to oznacza, że do granicy przepustowości stołecznego portu w obecnym kształcie – która wynosi ok. 20 mln pasażerów – jest bliżej, niż się wydaje. To kwestia góra dwóch–trzech lat.
Ta rosnąca moda na latanie to woda na młyn rządowych planów budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego. Fakty są nieubłagane – główne polskie lotnisko wkrótce się zakorkuje, a jego planowana rozbudowa uratuje sytuację tylko na chwilę. Sytuację mogłaby poprawić budowa drugiego pasa, równoległego do głównej drogi startowej, tyle że nie ma na niego miejsca. W obecnym układzie szanse na stworzenie duoportu Warszawa–Modlin są raczej nikłe, inwestowanie w Radom jest pozbawione ekonomicznego sensu, stąd faktycznie nowe lotnisko centralne staje się logicznym rozwiązaniem, zwłaszcza z punktu widzenia rosnącego ruchu tranzytowego. Bo choć Polska, w przeciwieństwie do wielu innych krajów w Europie, poza warszawskim hubem ma kilka bardzo silnych portów regionalnych, przez co ruch jest bardziej rozproszony, to z punktu widzenia PLL LOT korkowanie się głównego lotniska nie pomaga jego planom rozwoju.