Wojna handlowa Donalda Trumpa z Chinami rozkręca się, a Pekin od początku roku zaczął dofinansowywać swój sektor bankowy potężnymi zastrzykami gotówki. To wszystko nie są żarty, bo na wschodzie Azji w najlepsze tyka bomba, której ewentualny wybuch może ponownie wpędzić świat w potężne kłopoty.
Dlaczego to, co dzieje się w Chinach, jest tak ważne, a konsekwencje mogą być aż tak groźne? W grę wchodzą trzy powody, jeden ważniejszy od drugiego.
Po pierwsze chińska gospodarka jest ciągle uzależniona od eksportu i nadwyżki eksportowej w znacznie większym stopniu niż inne wielkie kraje świata. Choć nadwyżka handlowa spadła i wynosi dziś „tylko" 400 mld dol. (2 proc. PKB; w szczytowym roku 2015 było to 3 proc.), to Chiny pozostają największym eksporterem świata (12 proc. globalnego eksportu), a ich gospodarka już zareagowała na ograniczenie nadwyżki handlowej spowolnieniem tempa rozwoju z 10 proc. poniżej 7 proc. Wojna handlowa może ten spadek pogłębić.
Po drugie, choć 7 proc.wzrostu PKB wygląda nieźle, może to być mylące. Prawdziwym problemem Chin jest bowiem niebezpiecznie wysokie zadłużenie. Łączne zadłużenie firm, gospodarstw domowych i rządu zwiększyło się w ciągu ostatniej dekady ze 150 do 260 proc. PKB. Dług firm stanowi niemal 2/3 tej liczby, a firmy państwowe są silniej zadłużone niż prywatne. Co gorsza, duża część tego długu narosła poza jakąkolwiek kontrolą – banki uciekły przed kontrolą, nie udzielając bezpośrednio kredytów, ale akceptując zakup różnego rodzaju obligacji wypuszczanych przez firmy. Efekt jest taki, że w przypadku dalszego spowolnienia wzrostu gospodarczego Chinom może grozić wybuch gigantycznego kryzysu finansowego, bowiem nadmiernie zadłużone firmy nie będą w stanie wykupić swych obligacji i spłacić kredytów, a bankom zagrozi bankructwo.
No i po trzecie, Chiny to nie USA, ani nawet nie Japonia. Kryzys finansowy w obu tych krajach spowodował oczywiście pogorszenie nastrojów, ale nikomu nie przyszło do głowy, by z tego powodu obalać siłą rząd albo zmieniać ustrój. Natomiast w Chinach to właśnie sukces ekonomiczny jest od czasów Denga legitymacją partii komunistycznej do rządzenia krajem, więc ewentualny wybuch kryzysu zagroziłby jego stabilności politycznej.