Guzik prezydenta Trumpa

Mimo błogo przebiegającego sezonu wakacyjnego, są jednak rzeczy (poza pogodą), które mogą niepokoić.

Aktualizacja: 25.07.2018 21:04 Publikacja: 25.07.2018 21:00

Guzik prezydenta Trumpa

Foto: Adobe Stock

Wojna handlowa Donalda Trumpa z Chinami rozkręca się, a Pekin od początku roku zaczął dofinansowywać swój sektor bankowy potężnymi zastrzykami gotówki. To wszystko nie są żarty, bo na wschodzie Azji w najlepsze tyka bomba, której ewentualny wybuch może ponownie wpędzić świat w potężne kłopoty.

Dlaczego to, co dzieje się w Chinach, jest tak ważne, a konsekwencje mogą być aż tak groźne? W grę wchodzą trzy powody, jeden ważniejszy od drugiego.

Po pierwsze chińska gospodarka jest ciągle uzależniona od eksportu i nadwyżki eksportowej w znacznie większym stopniu niż inne wielkie kraje świata. Choć nadwyżka handlowa spadła i wynosi dziś „tylko" 400 mld dol. (2 proc. PKB; w szczytowym roku 2015 było to 3 proc.), to Chiny pozostają największym eksporterem świata (12 proc. globalnego eksportu), a ich gospodarka już zareagowała na ograniczenie nadwyżki handlowej spowolnieniem tempa rozwoju z 10 proc. poniżej 7 proc. Wojna handlowa może ten spadek pogłębić.

Po drugie, choć 7 proc.wzrostu PKB wygląda nieźle, może to być mylące. Prawdziwym problemem Chin jest bowiem niebezpiecznie wysokie zadłużenie. Łączne zadłużenie firm, gospodarstw domowych i rządu zwiększyło się w ciągu ostatniej dekady ze 150 do 260 proc. PKB. Dług firm stanowi niemal 2/3 tej liczby, a firmy państwowe są silniej zadłużone niż prywatne. Co gorsza, duża część tego długu narosła poza jakąkolwiek kontrolą – banki uciekły przed kontrolą, nie udzielając bezpośrednio kredytów, ale akceptując zakup różnego rodzaju obligacji wypuszczanych przez firmy. Efekt jest taki, że w przypadku dalszego spowolnienia wzrostu gospodarczego Chinom może grozić wybuch gigantycznego kryzysu finansowego, bowiem nadmiernie zadłużone firmy nie będą w stanie wykupić swych obligacji i spłacić kredytów, a bankom zagrozi bankructwo.

No i po trzecie, Chiny to nie USA, ani nawet nie Japonia. Kryzys finansowy w obu tych krajach spowodował oczywiście pogorszenie nastrojów, ale nikomu nie przyszło do głowy, by z tego powodu obalać siłą rząd albo zmieniać ustrój. Natomiast w Chinach to właśnie sukces ekonomiczny jest od czasów Denga legitymacją partii komunistycznej do rządzenia krajem, więc ewentualny wybuch kryzysu zagroziłby jego stabilności politycznej.

Rządzący w Pekinie doskonale wiedzą, że nie mogą do tego dopuścić, zrobią więc wszystko, aby do kryzysu nie doszło. Mają w ręce potężny atut w postaci 3 bilionów dolarów rezerw walutowych, których nie zawahają się użyć, by w razie czego wykupić długi firm, uratować banki i sztucznie obniżyć wartość waluty. Ale takie działanie oznaczałoby szok dla całych globalnych finansów, możliwą recesję, a potem wybuch globalnej inflacji. Innymi słowy Chiny usiłowałyby uniknąć kryzysu, eksportując go na cały świat.

Wiadomo, że prezydent USA ma zawsze pod ręką walizkę z kodami broni nuklearnej. Niewykluczone jednak, że Donald Trump trzyma też palec na guziku, który może zdetonować bombę finansową. Jeśli go naciśnie, może wywołać kolejną falę kryzysu. Czy to zrobi?

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację