Większość z nas straty z inwestycji przeżywa mocniej niż ewentualne zyski – udowodnili w 1979 r. Amos Tversky i Daniel Kahneman, których teoria stała się jedną z podstaw ekonomii behawioralnej. I właśnie ona wyjaśnia w dużym stopniu dramatyczne spadki giełdowe z poniedziałku. Kolejna fala paniki wywołanej przez koronawirusa przekłuła balon dmuchany przez kilka lat hossy na światowych parkietach. Inwestorom z portfelami wypchanymi akcjami o wywindowanych kursach puściły nerwy, gdy ceny ropy zaliczyły największy jednodniowy spadek do 1991 r. Arabia Saudyjska ruszyła do wojny cenowej. Wystarczyło, że OPEC nie dogadał się z Rosją w sprawie zmniejszenia wydobycia i dostosowania do słabnącego w efekcie epidemii popytu w Chinach.
To paradoks, ale ta dramatyczna przecena ropy jest korzystna dla światowej gospodarki, która dopiero zaczyna zmagać się ze spowolnieniem wywołanym przez epidemię. Tańsze paliwa to swoista szczepionka: silny impuls antyinflacyjny i obniżka kosztów będąca wsparciem dla firm, także w Polsce. Szczepionka tym skuteczniejsza, im dłużej potrwa ta naftowa promocja.
Gospodarka jednak potrzebuje więcej szczepionek. Bo choć wcześniej czy później epidemia wygaśnie, dając sygnał do odrabiania straty, to przedsiębiorstwa muszą do tego czasu przetrwać. Owszem, wiele z polskich firm w okresie koniunktury stworzyło sobie przyzwoitą poduszkę finansową, ale na jak długo ona starczy? I co stanie się z firmami słabszymi? Bez przychodów przecież nie będzie wypłat dla pracowników. I choć w normalnych czasach wypadanie z rynku słabszych podmiotów jest korzystne dla naszej gospodarki, która dzięki temu staje się silniejsza, to w czasie epidemii powinniśmy uczynić wszystko, by do masowych upadłości nie doszło.
Do tego potrzebne jest zachowanie zimnej krwi i szczera rozmowa z organizacjami przedsiębiorców. W porozumieniu z nimi rząd powinien szybko przygotować finansowanie pomostowe, a także odroczenia podatków dla firm przeżywających problemy w związku z epidemią. Pomoc powinna być bardzo precyzyjnie plasowana, by trafiła do naprawdę potrzebujących, ale nieobwarowana nadmiernie biurokracją.
Biorąc pod uwagę, że rząd ma ręce związane regułą wydatkową, pieniędzy na dodatkowe wydatki powinien szukać w oszczędnościach. I zrewidować wiele wcześniejszych planów, np. wypłaty 14. i 13. emerytury, a może nawet ograniczyć hojność 500+, wprowadzając kryterium dochodowe? Jest to o tyle bezpieczne, że wirusowy problem gospodarki nie polega na braku popytu. Czy nie lepiej byłoby zamiast na korupcję wyborczą przeznaczyć te kilkanaście miliardów złotych na podtrzymanie firm, a przede wszystkim na zmagającą się z koronawirusem służbę zdrowia?