Na sportowo ubrany mężczyzna w ciemnych okularach zamaszystym krokiem wyskakuje z leciwego mercedesa. Uwagę przykuwa naklejka z dorszem na tylnej szybie auta. – O, przyjechał minister – krzyczą związkowcy rybacy, zebrani w usteckim porcie. Grzegorz Hałubek, wiceminister gospodarki morskiej, lubi czasem wpaść na stare śmieci. Choć dziś niedziela, wiedział, że rybacy przyjdą tu dyskutować o swoich problemach. A jest o czym. Choćby ten dorsz, którego Unia zakazała łowić. Z każdym dniem problem rośnie szybciej niż ryby w morzu. Bo Unia wie swoje, a nasi rybacy swoje. W Ustce rybacy krzyczą o przestępcach, hipokrytach i bandytach z Komisji Europejskiej, Międzynarodowej Rady Badań Morza i Morskiego Instytutu Rybackiego. Ich zdaniem naukowcy i urzędnicy nic nie robią, aby dostosować limity połowu dorszy do rzeczywistych zasobów. A polscy rybacy zostali ukarani za złamanie niesłusznego prawa. W lipcowym rozporządzeniu KE zakazała im łowienia dorszy do końca roku, bo przekroczyli trzykrotnie przyznaną kwotę. Przemówienie związkowców przyciąga publiczność: dwóch staruszków, którzy wybrali się na poranny spacer, zaczyna nieśmiało bić brawo.
Hałubek podziela opinię rybaków. Sam ma przecież udziały w łodzi i kutrze rybackim. Ale od kiedy został wiceministrem gospodarki morskiej, myśli o ich sprzedaży. Teraz polityka zajmuje mu więcej czasu niż dbanie o własne połowy.
Sprawa dorsza jest poważna, jeśli będziemy nadal łamać prawo, grozi nam odebranie unijnych dotacji. Od dawna naukowcy alarmują, że Bałtyk staje się jednym z najbardziej przetrzebionych mórz. Komisja Europejska uznała połowy dorsza, wykorzystywanego masowo w przemyśle i gastronomii, za największy problem. Odbudowanie populacji ryby zajmuje bowiem dziesięciolecia. Przekonali się o tym rybacy w Nowej Fundlandii, gdzie wytrzebienie stad dorszy spowodowało upadek całego sektora i utratę aż 30 tys. miejsc pracy. Aby historia się nie powtórzyła, Unia zaczęła zmniejszać kwoty połowowe dorszy na Morzu Bałtyckim.
– Wcześniej limity ustalała Komisja Bałtycka, ale za ich przekroczenie nie karała. Bruksela przejęła ten pełen fałszywych danych mechanizm i postanowiła nas ukarać – uważa Hałubek. To właśnie on ujawnił Unii Europejskiej, że polscy rybacy od dawna nie przestrzegają kwot połowowych. Prawdziwe dane miały bowiem w jego przekonaniu pomoc w obaleniu papierowego systemu kwot.
– Mówiłem w oczy unijnemu komisarzowi, że rejestr obejmuje tylko jedną czwartą połowów. Wychodziłem z założenia, że Komisja Europejska ukróci ten bałagan. Nie przewidziałem, że kontrola połowów uderzy tylko w polskich rybaków – przyznaje Hałubek. Teraz jako wiceminister gospodarki morskiej próbuje bronić interesów swojego środowiska. Przyjął stanowisko w sierpniu, gdy po zerwaniu rządowej koalicji PiS z LPR szukano nowego kierownictwa morskiego resortu. Hałubek początkowo odrzucił propozycję. Politycy kusili go jednak wolną ręką w sprawach rybołówstwa. – Usłyszałem: – Walczyłeś dziesięć lat jako związkowiec, to powiedz teraz kolegom, że rezygnujesz. Tym argumentem mnie przekonano – twierdzi Hałubek.