Zarówno rząd federalny, jak i rząd Dolnej Saksonii, do których należy ok. 20 proc. akcji VW, jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku zagwarantowały sobie pozycję pozwalającą na blokowanie decyzji pozostałych akcjonariuszy.
Ten dziwny mariaż państwa i kapitału, zawarty kosztem praw pozostałych udziałowców koncernu z Wolfsburga, od dawna uwierał Komisję Europejską zdecydowanie przeciwną wszelkim przepisom ograniczającym konkurencję, a dającym państwu uprzywilejowaną pozycję w akcjonariacie prywatnej spółki. U źródeł tych zapisów leżała chęć obrony koncernu przed przejęciem przez konkurencję, a tym samym – zachowanie miejsc pracy dla Saksończyków. Ale ten argument już dawno stracił na znaczeniu.
Ze złotą akcją problem mają nie tylko Niemcy, które właśnie przegrały proces wytoczony im przez Komisję, czy Holandia, która poległa na tym samym w 2006 r., ale i Hiszpania, Włochy oraz Polska.
Podpadliśmy ustawą z 2005 roku o specjalnych uprawnieniach Skarbu Państwa w niektórych spółkach strategicznych, których obecnie jest 15. Jeśli przepisy te nie zostaną zmienione, także powędrujemy przed oblicze Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i przegramy. Tym bardziej że na liście spółek, w których Skarb Państwa chce mieć uprzywilejowaną złotą akcję, nie figurują wyłącznie przedsiębiorstwa naprawdę strategiczne, odpowiedzialne za przesył gazu, ropy czy energii elektrycznej, ale także Lotos, PKN Orlen, KGHM i Telekomunikacja Polska. Po cóż ministrowi prawo weta w tych firmach, skoro przez to np. spada ich atrakcyjność dla inwestorów? To niebezpieczne narzędzie wpływania na mechanizmy rynkowe.
Oczywiście fajnie jest zjeść ciastko i mieć ciastko. Sprzedać firmę inwestorom, zgarnąć pieniądze, ale zachować nieproporcjonalnie duży wpływ na jej działania. Ale z wolnym rynkiem ma to niewiele wspólnego.