Prostym sposobem na dochodzenie prawdy, jeżeli zdania interlokutorów są rozbieżne, jest przyjęcie, że „prawda leży pośrodku”. Zastosowanie tej niezbyt wyrafinowanej metody do rozstrzygnięcia sporu o przyszłorocznym budżecie daje bardzo ciekawe rezultaty. Skoro Zbigniew Chlebowski twierdzi, że przygotowany przez PiS projekt budżetu był fatalny, ale wprowadzone przez PO poprawki czynią go dobrym, a Aleksandra Natalli-Świat, że projekt był wspaniały, ale poprawki czynią go fatalnym, przyjąć można, że projekt był nijaki, a wprowadzone poprawki mają drugorzędne znaczenie.

Koalicja PO – PSL znalazła w budżecie 1,85 mld zł kosztem obcięcia wydatków IPN, NIK, Sądu Najwyższego oraz kancelarii: Sejmu, Prezydenta i Senatu. Zmniejszyła także o 1,5 mld dotację dla FUS. Zakładając utrzymanie niezłej koniunktury, przyszłoroczny budżet będzie najprawdopodobniej możliwy do wykonania. Nie stanie się tak jednak dzięki wprowadzonym poprawkom, ale w następstwie kreatywnej księgowości pozwalającej na zaksięgowanie pieniędzy wydanych w roku przyszłym jako wydatków 2007 r.

Pod jednym względem jest zatem pierwszy budżet PO godnym kontynuatorem tradycji rozpoczętej przed wielu laty przez poprzednio rządzące partie. Tak naprawdę jest księgową fikcją niezbyt poważnie traktującą faktyczną nierównowagę finansów publicznych. Sprawia to, że określony w ustawie budżetowej deficyt nijak się ma do rzeczywistego niedoboru (ten znacznie lepiej określają potrzeby pożyczkowe rządu i przyrost zadłużenia Skarbu Państwa). Ale to jeszcze nie tragedia.

Za rzecz znacznie gorszą uważam, że przyjmowana ustawa kompletnym milczeniem pomija kilka poważnych wydatków publicznych, które w przyszłym roku trzeba będzie ponieść. Wymienię tu tylko te dwa z nich, które są już niemal stuprocentowo pewne: dodatkowe pieniądze dla służby zdrowia i dodatkowe koszty wcześniejszych emerytur dla mężczyzn. Ponieważ idzie tu nie o trzy (jak we wspomnianych poprawkach), lecz o miliardów kilkanaście, sprawy nie da się zbyć stwierdzeniem, że nie jest to problem budżetu, lecz NFZ i FUS, instytucji wszak niezależnych, samodzielnych i samofinansujących się. W obydwu funduszach takich pieniędzy nie ma. Można powiedzieć, że nowa koalicja miała zbyt mało czasu, by zająć się problemem nierównowagi. Takie usprawiedliwienie przyjąć można jednak raz. Z radością przyjąłem sejmowe wystąpienie Jacka Rostowskiego zapowiadającego reformę finansów publicznych. O wspomnianych tu przeze mnie kwestiach pan minister mówił jednak mało. Dlatego ze smutkiem konstatuję, że tego, co zrobić ze służbą zdrowia i ubezpieczeniami społecznymi, PO jeszcze nie wie. Szkoda, bo czas bieży.