Pod koniec roku górnicy powrócili na pierwsze strony gazet. W dwóch z trzech spółek węglowych udało się negocjacjami płacowymi wygasić groźbę strajków, w Kompanii Węglowej protest ma się zacząć po Nowym Roku. Co ważne, rząd do tej pory nie włączył się w rozmowy, pozostawiając na razie sprawy w gestii zarządów spółek. I można uznać, że dobrze uczynił, iż nie pobiegł do rozmów już przy pierwszym stuknięciu kilofem, jest jednak kilka ale.
Kompletnie bowiem wyłączyć się ze sporu w państwowych kopalniach rządowi się nie uda. Wszak to kolejne rządy wieloletnim odkładaniem i ograniczaniem programów restrukturyzacji górnictwa aż się prosiły o takie protesty. Bo władza się bała, i nadal w jakimś sensie się boi, górników dużo bardziej niż pielęgniarek, lekarzy czy nauczycieli. Kilofy podczas manifestacji wyglądają znacznie groźniej niż skalpele.
Premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak wielokrotnie ostatnio podkreślali, że węgiel będzie podstawą polskiej energetyki. Święta to dobry czas, aby im życzyć wytrwałości w unowocześnianiu i prywatyzacji tego sektora. Inaczej wszystko może się skończyć i dla polskich górników, i dla polskiej energetyki bardzo źle. A tego chyba nikt by nie chciał.