W tym kontekście cieszy informacja, że PGNiG wygrało jeden z przetargów na poszukiwania oraz eksploatację gazu (i ropy) w Libii; jednocześnie firma ta poinformowała o nabyciu udziałów w spółce posiadającej koncesje w Danii, a wcześniej o zdobyciu koncesji w Egipcie oraz na szelfie na Morzu Północnym.
Zakładając, że poszukiwania zostaną uwieńczone sukcesem (a powinny) i odkryte złoża nadają się do eksploatacji, PGNiG umocni swoją pozycję – ma również poza Polską istotne aktywa energetyczne i może zdywersyfikować posiadane zasoby.
Z innych firm wiadomo, że Lotos przez swoją spółkę Petrobaltic dotarł do pokładów ropy naftowej na swojej koncesji na szelfie bałtyckim. Zastanawia brak „sukcesów” na tym polu największej spółki, czyli Orlenu, o którym wiadomo, że nie od dzisiaj ma problemy z dostawami ropy do swojej rafinerii w Możejkach, a Rosjanie nie tak dawno poinformowali o pewnych kłopotach, jakie mogą spotkać dostawy ropy rurociągiem Przyjaźń (którym dostarcza się gros surowca do rafinerii w Płocku).
Do „niefrasobliwych” spółek zaliczyłbym też KGHM, który aktualnie przeżywa euforie wysokich cen miedzi i nie martwi się, że zaczął się już ich spadek, co przy najwyższych w Europie (jeśli nie na świecie) kosztach wydobycia w KGHM może w stosunkowo niedługim czasie doprowadzić do bankructwa tej firmy. Premier Tusk, moim zdaniem nieszczęśliwie i przedwcześnie, stwierdził, że KGHM prywatyzować nie będzie, co – niewykluczone – uśpiło obecne kierownictwo spółki (ze związkowcami włącznie), ale szkoda, że po niewykorzystanych okazjach nabycia odkrywkowej kopalni (z hutą) w Chile oraz hut w Niemczech niesprywatyzowany KGHM przy gorszej koniunkturze zacznie znowu liczyć na państwową kasę.
Ta niefrasobliwość – i premiera, i spółki – może nas podatników niewspółmiernie dużo kosztować; podobnie jak brak działań w PKN Orlen (ale i tam mamy zbyt duży wpływ państwa na działalność). Nasuwa się nieodparte wrażenie, iż udział państwa w spółkach hamuje inicjatywę ich kierownictw – a więc najwyższy czas wyprowadzić z nich państwo i oddać władzę prywatnym akcjonariuszom i powołanym przez nich zarządom, co zresztą obiecywano wyborcom w ostatniej kampanii wyborczej.