Wydaje się, że wszystkie ważniejsze aspekty (pozytywne i negatywne) wprowadzenia euro zostały już przedstawione, choćby w raporcie na temat korzyści i kosztów przystąpienia Polski do strefy euro z lutego 2004 r., przygotowanym przez NBP. Inną sprawą jest jednak wycena wad i korzyści oraz sprowadzenie ich do wspólnego mianownika. To karkołomne przedsięwzięcie, wymagające arbitralnych (subiektywnych) decyzji.
1. Weźmy na przykład koszt wynikający z utraty niezależności polityki pieniężnej na skutek wprowadzenia wspólnej waluty w Polsce (co wiąże się z ryzykiem wzrostu zmienności produkcji i zatrudnienia).
Jednocześnie rozważmy wzrost bezpośrednich inwestycji zagranicznych w wyniku wprowadzenia euro (powiedzmy, cytując raport, że przyrost inwestycji o 1 proc. powoduje wzrost PKB o 0,8 proc.). Jak porównać te efekty w krótkim i długim okresie? Ale nawet jeśli wszystkie wady i zalety dałoby się przełożyć precyzyjnie na wzrost i spadek PKB, to a) trudno przewidzieć, jak długo pozytywne efekty będą się utrzymywać i b) nie jest jasne, kto z tego wzrostu netto skorzysta.
2. Rezygnację z własnej waluty można czasem traktować jako wynik braku wiary w to, że bank centralny danego kraju jest w stanie samodzielnie prowadzić politykę pieniężną. Wydaje mi się, iż niektóre osoby popierające jak najszybsze wprowadzenie euro obawiają się, że nie zdążymy tego zrobić, że pojawi się jakaś siła polityczna, która zniweczy wiele lat wysiłku NBP i wrócimy do dwucyfrowej inflacji. Otóż ja takich obaw nie mam.
NBP wielokrotnie wykazywał profesjonalizm zarówno w dziedzinie definiowania celów długookresowych w odniesieniu do inflacji, jak i umiejętność prowadzenia bieżącej polityki pieniężnej. O brak fachowości się nie obawiam. Dlaczego więc rezygnować z robienia czegoś, co nam wychodzi dobrze?