Sesja wtorkowa przyniosła dawno niewidzianą zmienność na rynku. Strach wywołany kontynuacją przeceny na giełdach Europy i Azji spowodował, że panikujący gracze sprzedawali akcje na otwarciu nawet 5 proc. poniżej poniedziałkowych zamknięć. Od pierwszych minut widoczny był jednak brak istotnej podaży, a siła kupujących z każdą minutą narastała. Dodatkowym impulsem do zakupów była „nieoczekiwana” obniżka stóp przez Fed. Przebieg sesji wskazuje, że kulminacja fali umorzeń wśród funduszy inwestycyjnych może już być za nami.
Skala spadków i ich dynamika pokazują, że mamy do czynienia z czymś więcej niż ze zwykłą korektą, jakich mieliśmy wiele przez pięć lat trwania trendu wzrostowego. Obecna sytuacja przywodzi na myśl spadki z okresu 2000 – 2002. Wtedy każda fala spadkowa trwała kilka miesięcy i przeceniała rynek o średnio 25 proc. Spadki te z kolei przedzielone były gwałtownymi kontrakcjami (co najczęściej znaczyło wzrost o 10 – 20 proc.). Jeśli rynek pójdzie tą ścieżką, to przeciętnego inwestora czeka dalsza eskalacja strat. Akcje przeciętnie spadłyby o ok. 50 proc., licząc od szczytów z 2007 r. Dawałoby to zasięg ok. 35 000 pkt na WIG (24 proc. poniżej obecnych poziomów). W bliższej perspektywie giełda daje nadzieje na dobry scenariusz, który byłby powtórzeniem sytuacji z października 2000 r., kiedy tuż przed prawie 19-proc. wzrostem indeksów osiągnęła stan wyprzedania i zmienności podobny do obecnego. Prawdopodobieństwo takiego scenariusza wzrośnie, jeśli dalsze spadki nie będą już zwiększać dynamiki.