Prezes ZUS zapowiada, że urzędnicy przychylnym okiem będą patrzeć na wszystkie wnioski firm o odroczenie płatności składek. Ale tylko na trzy miesiące, a po tym terminie trzeba będzie zapłacić zaległości w całości. A to może być dla przedsiębiorców spory problem. Bo jakie są gwarancje, że problemy miną za trzy miesiące, a nawet jeśli – to skąd wówczas wziąć pieniądze na trzy razy większe płatności?
Z drugiej strony trzeba ZUS zrozumieć, bo państwo znalazło się między młotem a kowadłem. W tej nadzwyczajnej sytuacji biznes liczy na jakieś nadzwyczajne podejście, typu powszechne wakacje podatkowe. Problemy z płatnościami dotyczą przecież nie tylko składek ZUS, ale też podatków PIT, CIT, VAT, które płacimy do urzędów skarbowych, czy też podatków od nieruchomości, jakie zasilają budżet samorządów. Problem w tym, że zezwolenie na masowe niepłacenie podatków mogłoby skutkować pustkami w kasie państwa. A na to nikt nie może sobie pozwolić. Bo przecież nikt nie może dopuścić do sytuacji, by w kasie państwa zabrakło pieniędzy na wypłatę emerytur czy na funkcjonowanie służby zdrowia i wszystkich innych służb publicznych.
Ministerstwo Finansów deklaruje, że na dziś finanse państwa są w dobrym stanie. Ale też nie ukrywa, że wraz z upływem czasu będą pojawiać się coraz większe napięcia i o budżecie bez deficytu możemy zapomnieć. Zamknięcie praktycznie całego sektora usługowego w Polsce na pewno będzie skutkować mniejszymi wpływami z różnych danin, a im bardziej kryzys będzie się rozlewał na kolejne sektory gospodarki, co jest nieuniknione, tym straty będą większe.
Oczekiwany pakiet pomocowy dla firm, chroniący przed bankructwem i likwidacją milionów miejsc pracy tysiące firm, jeśli ma być skuteczny, musi być potężny. Jak szacują ekonomiści, powinien wynosić co najmniej 3 proc. PKB (ok. 60 mld zł). A jeśli mielibyśmy mówić
o zastrzyku finansowym, pobudzającym gospodarkę, gdy już przejdzie najgorsze, to mowa o znacznie większych wartościach, może nawet powyżej 10 proc. PKB (ponad 200 mld zł). Jednocześnie jednak rząd musi liczyć się z pewnymi ograniczeniami finansowymi, bo przecież nie jest tak, że państwo ma odłożone w skarbonce jakieś pieniądze na czarną godzinę. To, czego brakuje w kasie, musi pożyczyć. Pytanie: za jaką cenę?