Od 2005 roku nie mieliśmy tak niskiego wzrostu produkcji przemysłowej. To wskaźnik pokazujący, jak zmienia się co miesiąc wartość produkcji polskich firm – jeden z najważniejszych w ekonomii. Na jego podstawie można ocenić kondycję gospodarki. W marcu ten wskaźnik wzrósł jedynie o 0,9 proc.

Te dane statystyczne, jeśli nie towarzyszą im inne niepokojące informacje, nie dają jeszcze jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy mamy do czynienia z początkiem spowolnienia polskiej gospodarki. Mówią jednak, że w drugiej połowie roku wzrost gospodarczy, a co za tym idzie zasobność naszych portfeli i sytuacja polskich firm, może nie być tak dobry, jak spodziewano się jeszcze na początku tego roku. Raczej pewne jest więc, że w tej sytuacji Rada Polityki Pieniężnej w kwietniu nie podejmie decyzji o podwyższeniu stóp procentowych, co pewnie ucieszy – przynajmniej na początku – tych, którzy mają wieloletnie kredyty zaciągnięte w złotych.

Jeśli jednak złe informacje z GUS zostaną potwierdzone przez inne wskaźniki gospodarcze, radość szybko się skończy – bo konsekwencje spowolnienia gospodarczego będą bardziej bolesne dla nas wszystkich niż nieco wyższe koszty kredytów.

Tym bardziej musi niepokoić rezygnacja prof. Gomułki, człowieka, który w gabinecie Donalda Tuska był najbardziej zdeterminowany, aby w szybkim tempie przeprowadzić reformę finansów publicznych. Oby jego odejście nie oznaczało, że entuzjazmu do dokonania tej reformy w rządzie zabraknie. Bo być może to ostatnia chwila na odważne zmiany. Jeśli nie zrobimy tego teraz, to kiedy?

Skomentuj na blog.rp.pl