Rz: Do 2010 r. nie powstanie ani terminal gazu w Świnoujściu, ani rurociąg do Danii, które miały być nowymi drogami dostaw. PGNiG wraca więc do koncepcji budowy gazociągu do Niemiec, chociaż uważany był za sprzeczny z polityką bezpieczeństwa energetycznego?
Michał Szubski:
Budowa połączeń np. z Niemcami nie stoi w sprzeczności z realizacją strategicznych projektów, takich jak terminal LNG czy gazociąg Baltic Pipe. Ale to projekty, których nie da się zrealizować w kilkanaście miesięcy. Mamy kilka możliwości, by szybko – w ciągu niespełna dwóch lat – zorganizować dodatkowe dostawy. Jest opcja rozbudowy gazociągu z Niemiec, w rejonie Lasowa, tak by mógł transportować przynajmniej 1,5 mld m sześc. gazu rocznie zamiast obecnych 900 mln. Drugi plan to budowa zupełnie nowego połączenia z okolic Szczecina do pierścienia berlińskiego. W ten sposób moglibyśmy sprowadzać gaz z różnych kierunków, w tym z norweskiego. Ten gazociąg mógłby zaopatrywać północ Polski. I trzeci projekt to rurociąg do Baumgarten, gdzie znajduje się wielki hub – rodzaj giełdy, na której odbywa się otwarty handel gazem.
Każdy z tych projektów to plan sprowadzenia gazu rosyjskiego. Zatem będziemy go kupować, tyle że drożej, czego przez ostatnich dziesięć lat Polska próbowała uniknąć.
PGNiG odpowiada za dostarczanie gazu do wielu odbiorców w kraju. Jeśli go zabraknie, to nikt nas nie będzie pytał, z powodu jakich to szczytnych idei tak się stało. Jako prezes PGNiG mam zagwarantować, by ten gaz do Polski trafił, i nie jest ważne, jakiej narodowości będą jego cząsteczki. Mają to być dostawy bezpieczne, czyli z portfela umów konkretnej firmy. Jeśli firma niemiecka czy holenderska da nam takie gwarancje i zapewni dostawy dla PGNiG, będzie to dla nas satysfakcjonujące. A jeśli to nie będzie satysfakcjonować któregoś polityka w Polsce, to zachęcam go, by zajął miejsce prezesa PGNiG i wziął odpowiedzialność za to, że w kraju będzie brakować gazu.