Według nieoficjalnych informacji Samsung przejmie za 3 mld dolarów lidera rynku kart pamięci do aparatów cyfrowych, komórek i odtwarzaczy muzycznych – firmę SanDisk. YoonWoo Lee ma do tego biznesu szczególną słabość, bo sam przez 28 lat budował pozycję Samsunga na tym rynku. Dla prezesa, który objął funkcję ledwie w maju, to pierwsze poważne przedsięwzięcie. A dla jego firmy szansa na zatarcie fatalnej w stylu rezygnacji poprzedniego prezesa.
Jak wielu azjatyckich menedżerów, YoonWoo Lee poświęcił życie zawodowe jednej korporacji. Odbył studia inżynierskie na uniwersytecie w Seulu. Jeszcze przed ich ukończeniem, jako 22-letni człowiek, w 1968 r. rozpoczął pracę w przedsiębiorstwie z grupy Samsunga, które zajmowało się produkcją podzespołów do telewizorów. Osiem lat później przeszedł do dywizji zajmującej się produkcją półprzewodników.
W dobie rozwijającej się produkcji elektroniki użytkowej i rodzącego się rynku komputerowego biznes okazał się dla Samsunga żyłą złota. Początkowo układów scalonych potrzebowali wytwórcy zegarków, telewizorów, radioodbiorników i kuchenek mikrofalowych. Potem przez dwie dekady producenci komputerów ścigali się, który zaoferuje bardziej wydajne i większej pojemności komputerowe karty pamięci. Na początku bieżącej dekady narodził się przemysł kart pamięci do przenośnych urządzeń elektronicznych. I Samsung prosperował. Na tej fali w 2004 r. YoonWoo Lee doszedł do stanowiska szefa działu półprzewodników. Pozostał mu już tylko awans na sam szczyt koncernu.
Od działań ściśle operacyjnych przeszedł do sprawowania nadzoru nad poszczególnymi przedsiębiorstwami (np. produkcją matryc ciekłokrystalicznych), potem nad międzynarodową współpracą w ramach koncernu. W 2005 r. został wiceprezydentem i członkiem zarządu ds. technologii (ang. chief technology officer). Trzy lata później w Samsungu wybuchł skandal.
Ówczesny szef firmy Lee KunHee, jeden z najbogatszych ludzi w Korei i na świecie, został oskarżony o matactwa podatkowe. Udowodniono mu przekupywanie sędziów i prokuratorów. W świetle fleszy Lee KunHee kłaniał się, przepraszając akcjonariuszy i społeczeństwo. Afera pogrzebała nie tylko jego karierę, ale także przyszłość syna, którego zgodnie z koreańskimi obyczajami typowano na następcę ojca.