Sprawa zastąpienia złotego przez euro stała się praktycznym problemem po naszym wstąpieniu do Unii, jednak realizacja tego zobowiązania (zwolennicy powiedzieliby: tej szansy) nie ma określonego terminu. W praktyce Polska może – w zależności od oceny celowości – przystąpić do strefy euro (pod warunkiem spełnienia kryteriów) albo już za trzy – cztery lata, albo choćby za 15 lat, zakładając, że system euro… będzie nadal istniał. Konieczność szybkiego podjęcia decyzji właśnie teraz to konsekwencja piarowskiej strategii Donalda Tuska.
[srodtytul]Przyzwolenie społeczne[/srodtytul]
Moja hipoteza jest taka: premier chciał, by jego pobyt w Krynicy jesienią ubiegłego roku stał się źródłem ważnego newsa i… podał termin wstąpienia do strefy euro (zresztą technicznie niewykonalny – 2011 r.). Nie tylko wcześniej nie podjął próby uzyskania politycznego konsensusu, ale nawet zaskoczył własny rząd. Trzeba to zachowanie ocenić bardzo surowo.
Każdy jednak, kto (jak wyżej podpisany) czytał w przeszłości artykuły obecnego ministra finansów w sprawie zastąpienia złotego euro (Jacek Rostowski zgłaszał – powszechnie krytykowaną – propozycję natychmiastowego i jednostronnego wprowadzenia euro bez uzgodnienia z Unią), wie oczywiście doskonale, że (po ochłonięciu z zaskoczenia) obecny rząd pomysłowi Tuska przyklaśnie. I tak się też stało.
Ale decyzja o przystąpieniu do strefy to nie tylko decyzja implikująca konieczność zmiany konstytucji. To decyzja rangi ustrojowej o rozległych następstwach natury ekonomicznej, społecznej i politycznej. Nawet więc gdyby nie było problemu uzyskania w parlamencie większości dla zmiany konstytucji, istniałby (i istnieje) problem pozyskania szerokiego przyzwolenia społecznego.