Wręcz symboliczne – po latach stałego wykupywania naszych banków przez zagraniczny kapitał jeden z największych banków wróciłby pod polską kontrolę.
Byłoby to wydarzenie istotne nie tylko z prestiżowego punktu widzenia, ale i korzystne dla całej gospodarki, zwłaszcza dziś, gdy polityka kredytowania polskich firm narzucana jest nam z zagranicy.
Od początku lat 90. w polskim systemie bankowym trwa ekspansja zagranicznego kapitału. Wielkie i średnie grupy bankowe z Europy i USA zakładały u nas swoje spółki. Praktyka pokazała, że jeżeli chce się zdobyć na naszym rynku pozycję, trzeba kupić istniejący już bank wraz z klientami. Wszystkie wielkie banki zagraniczne poszły więc tą drogą – przejmowały małe i średnie prywatne banki, ale przede wszystkim te wielkie, państwowe. Było to zresztą dosyć proste, bo Ministerstwo Skarbu kierowało się tylko ceną. Zachodnie instytucje szybko przejęły kontrolę – w mniejszym lub większym stopniu – nad około 80 procentami polskich banków. Spośród największych w polskich rękach pozostał tylko PKO BP.
Warto przypomnieć, że gdy Cezary Stypułkowski, prezes Banku Handlowego (dziś w JP Morgan), chciał stworzyć polski bank (okręt flagowy), kolejne rządy odmawiały mu wsparcia. Przeciwko przekazywaniu pełnej kontroli nad polskimi bankami wypowiadał się też dzisiejszy prezes Citibanku Handlowego Sławomir Sikora.
Początkowo zagraniczna kontrola nad naszymi placówkami miała zresztą zalety. Nowi właściciele uczyli naszych bankowców nowoczesnych metod zarządzania, a w momentach krytycznych dostarczali kapitał. Dziś sytuacja się zmieniła. Tak jak niegdyś wieszczono, w czasie kryzysu zachodnie banki kazały należącym do siebie polskim placówkom zachować skrajną ostrożność.